„Drugi front” atakuje
Nie było niespodzianki w Atlas Arenie, bo i być jej nie mogło. Siatkarze PGE Skry Bełchatów po dwóch wygranych setach z Tomisem Konstanca mogli cieszyć się z zajęcia pierwszego miejsca w grupie E Ligi Mistrzów, a po trzecim - z piątego zwycięstwa bez straty punktu w tych rozgrywkach.
Bełchatowianie niewielkie problemy mieli tylko w pierwszej partii, kiedy jeszcze na drugiej przerwie technicznej Tomis prowadził dwoma punktami.
- W obu zespołach nastąpiły zmiany, nie wiedzieliśmy, czego możemy się spodziewać. Zwłaszcza na początku nasza gra pozostawiała wiele do życzenia. Gdy tylko powróciliśmy na swój poziom to zespół rumuński, mimo że ma dobrych zawodników, nie potrafił utrzymać tempa gry. Wygraliśmy szybko, wszyscy są zadowoleni i możemy dłużej odpoczywać. Chcieliśmy zapewnić sobie awans z pierwszego miejsca i ten cel osiągnęliśmy – podsumował Paweł Zatorski.
- Tomis wcale nie jest łatwym rywalem. W pierwszych dwóch setach trzeba było mocno się napocić, tym bardziej, że graliśmy w nietypowym dla siebie ustawieniu – mówił po spotkaniu Jacek Nawrocki, który z powodu kontuzji Aleksandara Atanasijevicia i Mariusza Wlazłego do boju z rumuńskim zespołem wystawił zawodników „drugiego frontu”.
- Michał Bąkiewicz od kilku kolejek spisuje się doskonale. Dźwiga na swoich barkach przede wszystkim ciężar grania w przyjęciu, ale i w ataku zaliczył dużo pozytywnej gry. Bonifante jest z nami dopiero od dziesięciu dni, ale każde z jego wejść było bardzo dobre i solidne. Pokazał, że jest graczem, który potrafi prowadzić grę starannie i z jego postawy możemy być usatysfakcjonowani. Jestem bardzo zadowolony z tych, którzy zaprezentowali się w Łodzi.
O ile w dwóch pierwszych partiach goście byli w stanie nawiązać równorzędną walkę z wicemistrzami Polski, to trzeci set pokazał faktyczną różnicę dzielącą oba zespoły.
- Z ostatniego seta nie wyciągałbym zbyt daleko idących wniosków. Tomis w dwóch meczach przeciwko nam wyszedł bardzo zdeterminowany. Oni liczyli na punkty i miałem wrażenie, że ich mobilizacja była nadmierna i trochę podcięła im skrzydła, czasem byli zablokowani. Myślę, że wpływ na to mogła mieć nasza wielotysięczna publiczność. To nie był ten sam zespół, który widzieliśmy w meczach z Dynamo i Fenerbahce. Tam Rumuni naprawdę grali dobrą siatkówkę – komentował trener Skry.
W grupie E - określanej przed startem Ligi Mistrzów mianem grupy śmierci - bełchatowianie już po pięciu seriach spotkań wyrównali swoje najlepsze punktowe osiągnięcie (15 zdobytych „oczek” w sezonie 2010/2011) w czterozespołowej formule tych rozgrywek.
- Wszyscy zapowiadali grupę śmierci i my sami obawialiśmy się tej rywalizacji. Zespoły były mocne, ale jak widać na razie podołaliśmy. Jednak nie obrastamy w piórka, bo wiemy, że losowanie potrafi spłatać figla i nie możemy się nastawiać na kolejne łatwe spotkana – ocenia libero Skry.
- Z perspektywy czasu, kiedy mamy pierwsze miejsce, do tego określenia można podejść z dystansem, ale cały dobry przebieg wydarzeń otworzył świetny pierwszy mecz z Fenerbahce. To on ustawił nas na dobrej pozycji w tej grupie – uważa Jacek Nawrocki.
Trener Skry nie wyklucza, że za tydzień w Stambule da odpocząć swoim podstawowym graczom. - Będzie mi zależało na oszczędzeniu sił zawodników, którzy są najbardziej obciążeni grą. Ostatnie dwa tygodnie to były same podróże, bez treningów z dużą ilością meczów. Wiele zależy od stanu zdrowia naszych graczy, czy będziemy mogli skorzystać z zawodników „drugiego frontu”, którzy wejdą na boisko i pomogą.