Dustin Watten: Myślałem, że siatkówka to sport dla dziewczyn
- Radom jest jedynym miejscem, w którym chcę być – wierząc stereotypom, mogłoby to zabrzmieć jak żart, jednak Dustin Watten powiedział to bardzo pewny prawdziwości tych słów. Specjalnie dla naszych czytelników, libero Cerradu Czarnych Radom opowiedział o krętej drodze, która zaprowadziła go do spełnienia jednego z marzeń – grania w zespole z PlusLigi.
Zacznijmy od początku – Dustin Watten i siatkówka, jak zaczęła się ta historia?
DUSTIN WATTEN: Przez długi czas byłem bardzo zaangażowany w grę w piłkę nożną. Mój tata trenował sekcję siatkówki i od początku próbował mnie zainteresować tym sportem, jednak ja nie chciałem spróbować. W szkole średniej w Stanach Zjednoczonych są trzy sekcje zajęć sportowych – druga jest poświęcona piłce nożnej, a trzecia siatkówce. Zakończyłem sezon piłkarski i trener w mojej szkole zapytał mnie czy nie chcę u niego grać, ponieważ wiedział, że mój tata też jest trenerem. Początkowo odmówiłem, jednak kilku moich przyjaciół uczęszczało na te zajęcia, więc postanowiłem zmienić zdanie. Wcześniej odmawiałem, ponieważ zanim zacząłem trenować siatkówkę uważałem ją za sport dla dziewczyn, zresztą często można się spotkać z taką opinią wśród osób, które nie mają żadnego do czynienia z tą dyscypliną.
W Polsce, kiedy młody człowiek decyduje się na to żeby związać swoje życie z siatkówką, wszystko skupia się wokół profesjonalnych klubów – może zostać zawodnikiem kadetów, juniorów, grać w młodej PlusLidze… Jak to wygląda w Stanach Zjednoczonych?
DUSTIN WATTEN: Szczerze powiedziawszy, w moim przypadku dopiero w wieku 22 lat miałem możliwość zostania profesjonalnym siatkarzem. Kiedy jesteś młodszy możesz grać w klubie. Najpierw rozgrywasz sezon w swojej szkole średniej, a potem zaczyna się sezon klubowy. Po moim pierwszym roku gry w szkole bardzo mi się spodobała gra w siatkówkę, więc znalazłem sobie klub, w którym mogłem grać dalej. Ten zespół był bardzo słaby, ale dzięki temu że pokazałem się w nim z dobrej strony, w kolejnym sezonie trafiłem do lepszego klubu. W sezonie klubowym rozgrywanych jest kilka dużych turniejów, przyjeżdżają na nie trenerzy zespołów uniwersyteckich żeby szukać nowych zawodników. Udało mi się zwrócić na siebie uwagę w ten sposób, pomogło mi też to, że w moim mieście jest uniwersytet i zawsze pojawiałem się na obozach, które były organizowane, więc trener już wcześniej mnie kojarzył. Krótko mówiąc droga w Stanach Zjednoczonych prowadzi od klubu do zespołu uniwersyteckiego, a jeśli tam okaże się, że jesteś wystarczająco dobry dostajesz zaproszenie na zgrupowanie kadry USA. Na początku zaczynasz z kadrą B, która jest oddzielną jednostką i występuje w Igrzyskach Panamerykańskich. Jeśli sprawdzisz się na tym turnieju dołączasz do zespołu, który występuje w Lidze Światowej. Spędziłem cztery lata w kadrze B i byłem dopiero trzecim libero w kolejności do gry dla pierwszej reprezentacji. Z czasem grałem coraz lepiej, moja pozycja w drużynie rosła i w końcu dołączyłem do składu grającego w Lidze Światowej.
Pierwszym pana klubem w Europie był zespół z Finlandii. Czy trafił pan tam od razu po zakończeniu nauki na uniwersytecie?
DUSTIN WATTEN: Nie, po zakończeniu szkoły nie mogłem znaleźć zespołu, który chciałby podpisać ze mną kontrakt, więc zostałem w Stanach Zjednoczonych kontynuując blok treningowy. Niestety w zimie nie było innych zawodników, w klubie byłem tylko ja i rozgrywający, więc odbijaliśmy ze sobą piłkę i ćwiczyliśmy na wolnych ciężarach. Poza tym zajmowaliśmy się trenowaniem innych żeby zarobić pieniądze. Trener powiedział mi, że będzie więcej zawodników, w kwietniu było nas około siedmiu, jednak później przez pięć miesięcy byłem tylko ja i rozgrywający. Cały rok po zakończeniu szkoły spędziłem w południowej Kalifornii i dopiero rok później podpisałem swój pierwszy kontrakt w Finlandii.
Finlandia to dość egzotyczny kierunek dla siatkarza, jak to się stało, że znalazł pan miejsce w tamtejszej drużynie?
DUSTIN WATTEN: W mojej drużynie w czasach szkoły średniej było dwóch libero, ja byłem pierwszoszóstkowym, mój kolega był moim zmiennikiem. Kiedy poszliśmy na studia nasze drogi się rozeszły. Skończyliśmy swoje uniwersytety w tym samym czasie, w roku w którym ja zostałem w Kalifornii, on wyjechał grać do Austrii. Kiedy sezon się skończył zaczął rozmowy z klubem w Finlandii, jednak ostatecznie zdecydował się na powrót do kraju i pracę na etacie. Stwierdził, że ten zespół będzie mną zainteresowany, podał mi do nich kontakt mailowy i udało mi się z nimi dogadać. Miałem dużo szczęścia, ponieważ dzięki uprzejmości mojego kolegi podpisałem swój pierwszy kontrakt. Gdyby nie to prawdopodobnie nigdy nie zostałbym zawodowym siatkarzem. Rozmowy z klubem trwały około dwóch miesięcy, ponieważ czekali na decyzję fińskiego zawodnika o tym czy przedłuży swój kontrakt.
Czy nie była to trochę szokująca zmiana otoczenia? Ze słonecznej Kalifornii wprost w objęcia skandynawskiego mrozu…
DUSTIN WATTEN: Och tak! Pierwszy tydzień w Finlandii był dość słoneczny, później przez dwa tygodnie padał deszcz, a potem cały czas do momentu, kiedy opuściłem ten kraj, padał śnieg. Była to jedna z chłodniejszych zim w Finlandii w ciągu ostatnich lat. Na dodatek nie miałem samochodu, więc jedną z opcji było chodzenie pieszo codziennie na treningi. Było dla mnie za zimno żeby chodzić, więc biegałem za każdym razem na trening i wracając do domu. Nie mogę jednak powiedzieć, że to był dla mnie problem , byłem naprawdę wdzięczny za to, że otrzymałem szansę gry w tym klubie i wiedziałem, że jeśli jej nie wykorzystam to mogę zapomnieć o zostaniu profesjonalnym siatkarzem. Codziennie budziłem się zmotywowany i czułem wręcz, że ciężka praca na treningach jest konieczna. Nigdy nie miałem nastawienia w stylu: „Och, w Finlandii jest tak zimno, tak ciemno, jestem tak bardzo smutny”. Zawsze uważałem to za szansę na to, żeby pokazać co potrafię i zrobić krok do przodu w sportowej karierze.
Czy trudno jest znaleźć dobry klub grając jako libero poza granicami swojego kraju? W niektórych ligach obowiązują limity obcokrajowców w składzie, więc trenerzy rozglądają się raczej za zagranicznymi atakującymi, rozgrywającymi albo przyjmującymi…
DUSTIN WATTEN: Tak, jest bardzo trudno. Zdobycie pierwszego kontraktu zajęło mi prawie dwa lata i jak już wspomniałem był to w dużej mierze łut szczęścia. Po moim pierwszym sezonie w Finlandii zgromadziłem chyba cztery nagrody dla najlepszego libero miesiąca i zostałem wybrany najlepszym libero całego sezonu. Mimo tego nie otrzymałem ani jednej oferty z innego klubu. W tamtym momencie naprawdę nie wiedziałem co zrobić. Usłyszałem w klubie, że jeśli tylko będę chciał zostać na kolejny sezon to chętnie mnie zatrzymają, jednak ja chciałem pójść naprzód. To było frustrujące ponieważ rozegrałem prawdopodobnie najlepiej jak mogłem, a żaden zespół nie był mną zainteresowany. Po moim drugim sezonie w Finlandii znów uśmiechnął się do mnie los. Miałem dwóch kolegów grających w drugiej lidze francuskiej, trener zapytał ich czy nie znają libero z dużymi pokładami energii, który chciałby zagrać w ich zespole, a oni od razu pomyśleli o mnie. Sytuacja jest naprawdę trudna, kiedy nie gram w reprezentacji muszę być naprawdę agresywny i proaktywny szukając klubu, w mojej karierze były momenty w których podpisywałem kontrakt z zespołem tylko po to żeby mieć gdzie grać. Mimo to nigdy nie uważałem, że gra w danym klubie jest dla mnie karą, zawsze starałem się dać z siebie wszystko i pokazać na co mnie stać.
Czy myśli pan, że PlusLiga to dobre miejsce żeby pokazać trenerowi kadry, że jest pan w formie, która pozwala na reprezentowanie swojego kraju? Wielu reprezentantów Stanów Zjednoczonych grało i gra w Polsce…
DUSTIN WATTEN: Tak, Paul Lotman jest moim bliskim przyjacielem i patrząc na jego grę w Resovii Rzeszów marzyłem o tym żeby pewnego dnia zagrać tutaj. Pasja z jaką podchodzicie do siatkówki jest po prostu niesamowita. Poziom sportowy ligi też jest bardzo wysoki, często oglądałem na you tubie mecze PlusLigi i byłem zachwycony. Zawsze gdzieś z tyłu głowy tkwiła mi myśl o tym, że jeśli będę ciężko pracował i grał wystarczająco dobrze to może kiedyś dostanę szansę zagrania w Polsce. Pewnego dnia obudziłem się i zaspany odczytałem e-maila od mojego agenta- „Czarni Radom są Tobą zainteresowani, co robimy?”. Przetarłem oczy ze zdumienia i odpisałem- „tak, zacznijmy rozmowy z nimi”. Co prawda w tamtej chwili miałem już podpisany kontrakt na kolejny sezon we Francji, ale miałem możliwość wykupu. Myślałem, że spędzę kolejny sezon we Francji, a jednak trafiłem do Radomia, to dla mnie coś niesamowitego. Codziennie idę na trening z uśmiechem na ustach.
Od tego sezonu na naszej stronie internetowej można grać w „Wygraj PlusLigę”. Czy zdecydował się pan na wystawienie swojego składu w tej grze?
DUSTIN WATTEN: Nie, gram w podobnych fantasy managerach związanych z koszykówką i futbolem amerykańskim. Muszę jednak przyznać, że to było coś niesamowitego, kiedy zobaczyłem tę grę, to jest właśnie jedna z tych rzeczy, która uświadamia mi jak popularna i ważna jest siatkówka w Polsce. W Stanach Zjednoczonych tego typu gry są bardzo popularne, dlatego bardzo się ucieszyłem, że ja jestem zawodnikiem w fantasy managerze! Przez naprawdę długi czas uśmiech nie schodził mi z ust z tego powodu i rozesłałem chyba do wszystkich moich znajomych screeny z gry, żeby pokazać im, że można mnie wybrać jako libero do swojego zespołu w „Wygraj PlusLigę”!
Od 2012 roku przeszedł pan na dietę wegańską. Czy nie spowodowało to spadku siły i masy mięśniowej?
DUSTIN WATTEN: Szczerze powiedziawszy na początku zmiany diety, kiedy nie za bardzo wiedziałem jak to zrobić straciłem kilka kilogramów. Bardzo szybko udało mi się odzyskać optymalną wagę. Myślę, że to wszystko to stereotypy. Zanim zmieniłem dietę wydawało mi się, że jako sportowiec muszę być silny, żeby być silny muszę dostarczać proteiny organizmowi, a żeby dostarczać proteiny muszę jeść mięso. W pewnej chwili w moje ręce trafiła książka, która pozwoliła mi otworzyć mój umysł na inne rozwiązania, burząc światopogląd, który opierał się na tym co słyszałem od innych ludzi i widziałem w telewizji. Zainteresowało mnie to i zacząłem się zastanawiać czy na pewno wszystko co do tej pory uznawałem za pewne jest prawdą. Zacząłem czytać więcej na ten temat i wprowadzać w swoje życie pewne zmiany. W dużej mierze do zmian zainspirowała mnie też obserwacja siatkarzy ze złotej drużyny z Pekinu. Byli w niesamowitej formie, mieli ogromne doświadczenie i wiedzę, jednak ich ciała powoli odmawiały im posłuszeństwa. Widziałem w ich oczach, że chcieliby grać dalej na takim poziomie, jednak ich organizmy były już za bardzo wyeksploatowane. Chciałem mieć pewność, że za kilka lat nie będę miał pretensji do młodszego siebie, że nie dbałem o zdrowie. Nie chciałbym się postawić w sytuacji w której moje ręce będą dalej sprawne, ale na przykład kolana odmówią mi posłuszeństwa i będę musiał zakończyć karierę. Z tego powodu staram się patrzeć na swoją formę krótkofalowo, czyli z jednego treningu na drugi, ale też długofalowo, tak abym mógł grać na dobrym poziomie nawet będąc sporo po trzydziestce.
Zbliża się czas świąt, czy będzie miał pan możliwość zobaczenia się z rodziną?
DUSTIN WATTEN: Nie ma takiej możliwości, będziemy trenować aż do świąt. Jest mi trochę przykro z tego powodu, ale często żartuję, że w tym roku zostanę drugim dzieckiem Davida Smitha. David ma już jednego syna, ale w te święta przygarnie również mnie, często przychodzę do nich, żona Dave’a zaprasza mnie na kolację i także święta spędzę w ich towarzystwie.
Czy w minionych latach był pan w podobnej sytuacji w czasie świąt?
DUSTIN WATTEN: W pierwszym roku wróciłem do domu na święta, jednak każde kolejne spędzałem z moją dziewczyną i jej rodziną w Finlandii.
Czyli to pierwszy raz, kiedy zostaje pan na święta w kraju, w którym pan gra w siatkówkę?
DUSTIN WATTEN: Tak, trochę mi przykro, że nie zobaczę się z moją dziewczyną, jednak myślę, że Radom jest jedynym miejscem, w którym chcę być. Bardzo lubię trenera, kolegów z zespołu i naprawdę trudno jest nie uśmiechać się przebywając z nimi, trenując i grając mecze.