Earvin N’Gapeth: uwielbiam ryzykować
Charakterystyczny. Kontrowersyjny. Szalony. Uwielbia ryzykować i tworzyć hip-hop. Mowa o przyjmującym zdobywcy Pucharu Włoch Modeny Volley oraz reprezentacji Francji, Earvinie N’Gapeth. – Miałem wtedy 17 lat. Nie było łatwo, bo nie jest to łatwy wiek – tak wspomina pierwszy sezon we francuskim Tours, w którym rozpoczynał swoją karierę. Trenerem zespołu był wówczas jego ojciec, Éric N’Gapeth.
- plusliga.pl: Gratuluję zdobycia pucharu. Jak będziesz wspominał ten turniej?
- Earvin N’Gapeth: Przede wszystkim to zwycięstwo było dla nas bardzo ważne. Klub z Modeny bardzo długo czekał na taki sukces, 17 lat bez pucharu. Dodatkowo graliśmy w Bolonii, która jest niedaleko Modeny. Wielu kibiców mogło tutaj przyjechać, a dzięki temu my czuliśmy się, jakbyśmy grali w domu. To było dla nas wielkie wsparcie. Zwycięstwo bardzo nas ucieszyło, ale także dało wiele radości naszym fanom.
- Dla ciebie był to dodatkowo szczęśliwy wieczór, ponieważ zostałeś wybrany najlepszym zawodnikiem tego turnieju. Czym dla ciebie są takie wyróżnienia?
- W ogóle nie spodziewałem się tej nagrody. Przez te dwa mecze starałem się po prostu grać najlepiej, jak tylko potrafię. Jestem bardzo zadowolony. Chciałbym podziękować całemu naszemu zespołowi, który także przyczynił się do tego, że dostałem to wyróżnienie.
- Pokazałeś, że nie boisz się ryzykować i nawet z najbardziej beznadziejnych piłek atakujesz a nie plasujesz. Wyglądało nawet, że im trudniejszą piłkę otrzymałeś, tym pewniejszy był atak. To właśnie twój styl?
- To prawda, dokładnie tak było. Taką mam rolę w zespole, choć stuprocentowym atakującym drużyny jest Luca Vettori. Ja mam atakować z bardzo niewygodnych piłek, czasami wręcz szalonych. Staram się ryzykować, ale przy tym nie popełniać głupich błędów. A to najważniejsze.
- Tak ciebie grającego nie można zobaczyć podczas występów w reprezentacji Francji. W tych dwóch zespołach masz przydzielone różne zadania?
- Tak, w reprezentacji mam inną rolę, ale bez względu na to, gdzie gram, nie boję się podejmowania ryzyka. Uwielbiam tak grać, ryzykować. W klubie dostałem od trenera na to zielone światło, dlatego tym bardziej cieszę się z tego, że taka gra się sprawdza i zdobywam punkty.
- Który moment tego turnieju był dla ciebie najtrudniejszy?
- Bardzo ciężkim meczem był półfinał, zagraliśmy pięć setów. Następnego dnia z Trento prowadziliśmy już 2:0, ale cały czas zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że ten zespół nigdy się nie poddaje i jest w stanie odwrócić losy całego meczu, nawet po przegranych pierwszych dwóch partiach. Można powiedzieć, że to już tradycja. Tę myśl zawsze mieliśmy z tyłu głowy. Na szczęście utrzymaliśmy pełną koncentracje do ostatniego gwizdka i zdobyliśmy puchar.
- Spodziewaliście się takiego spotkania?
- W sezonie zasadniczym przegraliśmy z Trento w trzech setach. Wiedzieliśmy, że będzie to ciężki mecz, a naprzeciwko nas stanie wymagający przeciwnik. Z pewnością nie nastawialiśmy się na wygraną w trzech setach w półtorej godziny. Przez cały mecz byliśmy skupieni . Od początku dobrze weszliśmy w to spotkanie, nie lekceważyliśmy przeciwnika. Myślę, że odwrotnie było w rundzie zasadniczej. Nie chcieliśmy drugi raz popełnić tego samego błędu i to nam się udało. Od początku do końca wierzyliśmy we własne umiejętności i w naszą wygraną.
- Do klubu z Modeny dołączyłeś w połowie zeszłorocznych rozgrywek. Jakie różnice zauważasz między minionym a bieżącym sezonem?
- Z pewnością jedno się nie zmieniło: to jest klub, który chce wygrywać. Jest bardzo profesjonalny. Wszystkim, którzy tutaj pracują, zależy, aby drużyna odnosiła sukcesy. Dla mnie bardzo istotne jest to, że gram w tak dobrym zespole, w wymagającej lidze, szczególnie w perspektywie igrzysk w Rio. Tutaj mam szansę bardzo dobrze się do nich przygotować. Każdy mecz jaki rozgrywam we włoskiej lidze jest bardzo wymagający.
- W swojej karierze grałeś w lidze francuskiej, rosyjskiej a teraz włoskiej. Jak je scharakteryzujesz?
- Liga rosyjska, to gra bardzo fizyczna. Tutaj we Włoszech także, ale dochodzi jeszcze technika. Zespoły walczące o mistrzostwo mają w swoich składach bardzo młodych zawodników. Oznacza to, że nawet w spotkaniach z ostatnią drużyną w tabeli, możesz przegrać mecz. W Rosji kluby z czuba tabeli górują nad pozostałymi, bardzo łatwo odnoszą zwycięstwa i zdobywają przewagę nad pozostałymi zespołami. Z kolei we Francji borykamy się ze słabą promocją naszej dyscypliny. Bywają puste hale, na mecze przychodzi niewielu kibiców, a ci, którzy są, to zazwyczaj nie są to rodowici Francuzi, więc dla młodych siatkarzy są to bardzo trudne warunki. Oczywiście po zmianie prezesa we francuskiej federacji, wprowadzono kilka zmian i mam nadzieję, że wszystko pójdzie teraz w dobrym kierunku i francuska siatkówka klubowa będzie się stale rozwijać.
- Miałeś okazję grać w klubie, który trenował twój ociec, Éric N’Gapeth. Jak się czułeś w takiej sytuacji?
- Rzeczywiście pierwszy sezon, który razem spędziliśmy w nowych dla siebie rolach, nie był łatwy. Miałem wtedy 17 lat. Nie było łatwo, bo nie jest to łatwy wiek (śmiech). Później jednak spędziliśmy w Tours kolejne cudowne dwa lata.
- We wrześniu z reprezentacją Francji odniosłeś duży sukces, na mistrzostwach świata zajęliście czwarte miejsce, choć gra w ścisłym finale była naprawdę blisko. Jak wspominasz pobyt w Polsce?
- Naprawdę daleko zaszliśmy w tym turnieju. Jesteśmy bardzo blisko najlepszych drużyn na świecie. W tym sezonie przed nami mistrzostwa Europy, ale najważniejsze dla nas będzie zdobycie kwalifikacji na igrzyska olimpijskie w Rio. Nasz zespół prezentuje naprawdę wysoki poziom i nie brakuje nam wiele do tak uznanych marek jak reprezentacja Polski, Brazylii czy Rosji. Z każdym rokiem podnosimy swój poziom i jestem przekonany, że jesteśmy w stanie zdobyć to, o czym marzymy.
- Poza boiskiem dałeś się poznać jako raper, wydajesz płyty. Czym dla ciebie jest muzyka?
- Muzyka jest dla mnie czymś ważnym. Zająłem się nią, zanim jeszcze profesjonalnie zacząłem uprawiać siatkówkę. Miałem wielu przyjaciół, którzy bawili się muzyką, tworzyli hip-hopowe kawałki. Sam też zacząłem. W domu we Francji mam własne studio i gdy tylko wracam do domu, wchodzę do studia z chłopakami i tworzymy parę numerów.
- Można na żywo zobaczyć gdzieś wasze występy?
- Nie, teraz już nie. Na początku naszej przygody z hip-hopem trochę graliśmy, teraz bawimy się muzyką.
- Czy to jest alternatywa na życie po siatkówce?
- Nie, raczej nie. Tworzenie muzyki mnie bawi. Co będę robił po zakończeniu kariery, nie mam pojęcia. Mam dopiero 23 lata, więc naprawdę zupełnie o tym nie myślę. Mam jeszcze na to trochę czasu (śmiech).