Eksperci Polsatu Sport o PlusLidze
29 grudnia rusza II runda fazy zasadniczej PlusLigi. O tym, jaka była pierwsza, kto zawiódł, kto zaskoczył i wreszcie, kto wygra mistrzostwo kraju mówią eksperci Polsatu Sport, Ireneusz Mazur i Tomasz Wójtowicz.
- Co roku, na początku sezonu podchodzimy do rozgrywek ligowych bardzo optymistycznie, oczekujemy zaciętej rywalizacji, przewidujemy, że zmagania siatkarzy będą wyjątkowe. I myślę, że w tym roku liga wreszcie jest wyjątkowa - przekonuje Ireneusz Mazur. - Po pierwsze, dlatego że na półmetku stawce przewodzi kędzierzyńska ZAKSA, a nie, co w ostatnich latach było normą, Skra Bełchatów. Po drugie, ponieważ było wiele ciekawych meczów, niespodziewanych wyników, potyczek które elektryzowały siatkarską widownię. Jak choćby ostatnie z udziałem ZAKSY w Olsztynie.
- Coraz lepiej to wygląda - z roku na rok mamy silniejsze zespoły, mocniejszą ligę. Świadczą o tym chociażby wyniki w europejskich pucharach, gdzie przynajmniej na razie, polskie drużyny spisują się bardzo dobrze - dodaje Tomasz Wójtowicz.
W górę czy w dół?
Obydwaj eksperci nie mają wątpliwości - rozgrywki polskiej ekstraklasy zmierzają w dobrym kierunku. Wójtowicz zauważa, że wreszcie nie ma już przepaści między pierwszą czwórką, a pozostałymi zespołami. - Myślę, że systematycznie ilość silnych ekip będzie się powiększać i w końcu dojdziemy do takiej sytuacji, jaka jest w lidze włoskiej, gdzie każdy mecz jest niezwykle zacięty.
Emocji i heroicznej walki na polskich parkietach nie brakuje już dziś. Coraz częściej jednak przebieg rywalizacji, także pomiędzy siatkarskimi tuzami PlusLigi, przypomina jedną wielką sinusoidę - w jednym secie wygrana do 13., a w następnym przegrana w podobnych rozmiarach - jak choćby w pojedynku 9. kolejki, pomiędzy Jastrzębskim Węglem a Asseco Resovią. Zdaniem Ireneusza Mazura głównym winowajcą nierównej gry i falujących na przestrzenie jednego meczu wyników jest...napięty kalendarz.
- Siatkarze biorą udział w tylu rozgrywkach i imprezach sportowych, że brakuje czasu na trening, właściwe przygotowanie. W związku z tym, nie przed każdym meczem czy setem następuje pełna koncentracja, wręcz w sposób automatyczny następuje dekoncentracja. Grunt, że na zespołach porażka do 16. nie robi żadnego wrażenia i w następnym secie potrafią wygrać do 13.
Wielka czwórka
Na półmetku fazy zasadniczej PlusLigi wykrystalizowała się czwórka drużyn, które zdaniem polsatowskich ekspertów będą walczyć o ligowe trofea - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, Skra Bełchatów, Asseco Resovia Rzeszów i Jastrzębski Węgiel. - Nawet personalnie patrząc, te cztery ekipy mają najsilniejsze składy i najwięcej szans, by liczyć się w walce o medale - uważa Wójtowicz.
- Wytworzyła się grupa czterech drużyn bardzo mocnych, którym zdarzają się porażki ze słabszymi zespołami, ale które jednak poziomem stoją wyżej. To jest chyba największa atrakcyjność tegorocznej PlusLigi - że każdy zespół z dolnej części tabeli może pokonać rywala z jej czuba, ale z drugiej strony, czwórka która wyłoniła się po I fazie rozgrywek jest na tyle mocna, że spokojnie powinna obronić swoje pozycje - opiniuje były selekcjoner reprezentacji Polski.
Czerwona latarnia?
Na dnie tabeli umiejscowił się dość skutecznie beniaminek z Sopotu. Siatkarze Grzegorza Rysia zdołali uzbierać zaledwie 5 punktów (o 4 mniej od 9. Politechniki Warszawskiej). Czy zespół, który pokonał Farta Kielce i Indykpol Olsztyn, faktycznie jest najsłabszą ekipą rozgrywek?
- Trudno jednoznacznie powiedzieć. Ale faktem jest, że Trefl nie ma zbyt wielu wartościowych graczy, którzy gwarantowaliby w każdym meczu wysoką jakość. Jest tam wielu młodych i ambitnych, ale z tej wysokiej półki, dwóch, może trzech. To za mało i moim zdaniem skład determinuje wyniki - uważa trener Mazur.
Tomasz Wójtowicz zauważa z kolei, że nie zawsze potencjał kadrowy decyduje o tym, które miejsce w tabeli zajmuje drużyna. - Można mieć w zespole samych mistrzów świata, ale niezgranych ze sobą - tu choćby przykład Jastrzębia, które jest zupełnie nową ekipą i żeby się zgrać, potrzebowali całej pierwszej rundy. Zobaczymy w II rundzie jak te najsłabsze ekipy będą sobie radziły. Całkiem możliwe, że będą grać znacznie lepiej.
Niespodzianki
Mistrz olimpijski z Montrealu podkreśla przede wszystkim świetną postawę podopiecznych Krzysztofa Stelmacha, którzy choć w końcówce stracili punkty z Jastrzębiem i Olsztynem, przez całą rundę jesienną grali najrówniej. - Rozczarowań na razie nie ma żadnych. Jeżeli po II rundzie któryś z faworytów nie zagra w półfinale, wtedy będę rozczarowany.
Z kolei Ireneusz Mazur zwraca uwagę na wynik pojedynku w Olsztynie, w którym Indykpol pokonał ZAKSĘ 3:1. - Zespół opromieniony zwycięstwem nad najlepszą ekipą świata przyjeżdża do Olsztyna i "dostaje w ucho". Wynik tego spotkania mówi, że niemożliwe czasami staje się możliwe. Było jeszcze kilka zaskakujących rozstrzygnięć, ale ponieważ w pamięci najbardziej pozostaje to ostatnie, rezultat meczu w Olsztynie uznaję jako największą niespodziankę I rundy. Takie pojedynki powodują, że w zespołach niżej notowanych następuje jakaś odmiana.
Zdetronizują Skrę?
Tomasz Wójtowicz nie zaryzykował wytypowania mistrza Polski. - To tak, jakby zagrać w "totolotka". Na pewno złoto wygra któraś z czterech pierwszych aktualnie w tabeli drużyn.
Trener Mazur okazał się większym ryzykantem. Jego zdaniem, na bazie dotychczasowych obserwacji zmagań ligowych, również w tym sezonie nie znajdzie się mocny na Skrę. - Każdy zespół z pierwszej czwórki może z nimi wygrać pojedynczy mecz, ale czy mogą ograć ich i wygrać mistrzostwo? Jeśli mam odpowiedzieć na to pytanie dziś, to uważam, że żadna z tych drużyn nie jest w stanie odebrać Skrze tytułu.