Emocje przesłonione dymem
- Zrobiliśmy pierwszy krok do awansu i przed rewanżem jesteśmy w dobrej sytuacji. Trzeba teraz tylko pokonać CSKA w Rzeszowie, a wówczas kibice mogą szykować się na przyjazd najlepszego zespołu świata, BetClic Trentino - mówił po środowym meczu w Arenie Samokov, trener Asseco Resovii, Ljubo Travica. Wicemistrzowie Polski w pierwszym meczu 1/12 finału Ligi Mistrzów pokonali CSKA Sofię 3-1 (25:19, 25:16, 22:25, 25:22) i było to szóste zwycięstwo w siedmiu meczach, jakie rozegrali w LM. Rewanżowy pojedynek odbędzie się 17 lutego o godz. 18 w hali Podpromie.
Przed meczem w Bułgarii ekipa Asseco Resovii obawiała się nieco rywala, który szczególnie u siebie jest niezwykle groźny, a do tego wspierany jest przez liczne grono żywiołowo dopingujących fanatyków. I właśnie z kibicami CSKA siatkarze wicemistrza Polski mieli najwięcej problemów. Mecz oglądał nadkomplet publiczności, a kilkuset fanów nie weszło do hali. Szalikowcy z Sofii na początku III seta odpalili race i po krótkim czasie całe boisko spowił gęsty dym. W takiej sytuacji o grze nie było mowy. Supervisor CEV po konsultacji z arbitrami oraz kapitanami obu ekip podjął decyzję o przerwie. Trwała ona blisko 40 minut i podczas niej… zgasło światło. - Większość z nas pierwszy raz spotkała się z taką sytuacją - opisuje kapitan zespołu z Rzeszowa, Krzysztof Gierczyński. - Wyglądało to na celowe działanie kibiców. Istniało bowiem zagrożenie, bo tak stanowi podobno regulamin, że jeśli w ciągu czterech godzin nic się nie zmieni, to mecz zostanie przerwany i rozegrany następnego dnia i to od nowa, a przecież prowadziliśmy w setach 2-0. Na szczęście tylko na strachu się skończyło. Sędziowie dopuścili do kontynuowania meczu. Nasz trener i Aleh Akhrem mówili, że takie sytuacji w Grecji nieraz się zdarzają - stwierdził przyjmujący Asseco Resovii. Wietrzenie hali tak do końca niewiele jednak dało. Na boisku było mglisto. - To jest wielki cios dla siatkówki, że takie rzeczy się zdarzają. Kiedyś podobna sytuacja była w Salonikach. Iraklis przegrywał 0-2 z Friedrichshafen i do akcji wkroczyli z „pomocą kibice” - mówi trener Ljubo Travica, który zadowolony był z postawy swojego zespołu. - Zespół pokazał charakter w trudnym momencie i to może nas wszystkich cieszyć - opisuje szkoleniowiec Asseco Resovii. - Jedyna rzecz, która mnie niepokoi, to przestoje jakie się nam zdarzają. Prowadzimy różnicą kilku punktów i nagle w jednym ustawieniu potrafimy roztrwonić cała przewagę. Musimy nad tym popracować i jak najszybciej wyeliminować błędy- stwierdza trener zespołu z Rzeszowa, który jedynie w III secie nie był w stanie przeciwstawić się rywalom. - Nie kończyliśmy ataków, a przy tym popełnialiśmy całe mnóstwo błędów. Często w trakcie całego meczu nie przytrafia się nam ich tyle ile zrobiliśmy w III secie. Później jednak zespół złapał właściwy rytm i wszystko dobrze się skończyło - mówi trener Asseco Resovii, która jest pierwszym zespołem w tej edycji Ligi Mistrzów, który pokonał CSKA w hali w Samokowie (W tym mieście, oddalonym 70 km od Sofii, wicemistrzowie Bułgarii rozgrywają mecze LM, a kibice dlatego wchodzą za darmo). - Rywalizacja się jeszcze nie skończyła, choć zdajemy sobie sprawę, jak ciężkie czeka nas zadanie w rewanżu - mówi trener CSKA, Aleksander Popow. - W dwóch pierwszych setach graliśmy dobrze do pewnego momentu, później się wszystko posypało. Po przerwie zespół nie stracił koncentracji i zagrał skutecznie. W IV wydawało się, że jesteśmy na dobrej drodze, ale kilka głupich błędów zadecydowało, że to rywale byli górą. Mimo porażki jestem zadowolony z postawy zespołu - stwierdza trener wicemistrzów Bułgarii, który uważa, …że nie można tak do końca ganić kibiców CSKA za zachowanie. - Poza tym incydentem naprawdę dopingowali nas wspaniale. No cóż, takie życie i przyjdzie nam zapewne zapłacić karę - dodaje trener. Nieco bardziej oburzony całą sytuacją był dobrze znany też w Polsce Plamen Konstantinow, który obserwował mecz w Arenie Samokow. - CEV zaprosił nas w tym sezonie do Ligi Mistrzów, a po takim incydencie nasze starania o grę w tych elitarnych rozgrywkach mogą pójść na marne - kończy Konstantinow.
Powrót do listy