Emocje w meczu na szczycie
Asseco Resovia Rzeszów przegrała przed własną publicznością ze Skrą Bełchatów 2:3 (25:19, 25:27, 25:16, 16:25, 13:15). MVP wybrany został Paweł Woicki.
Prestiżowy mecz lidera z wiceliderem dostarczył spodziewanych emocji. Komplet publiczności w hali na Podpromiu obejrzał momentami stojący na wysokim poziomie pojedynek, w którym nie brakowało wielu efektownych akcji i długich wymian. Początek meczu przebiegał pod dyktando gospodarzy, którzy do połowy II seta dominowali na boisku. – Szkoda, że nie wykorzystaliśmy szansy, bo wygrać ze Skrą to zawsze jest radość, ale dla nas byłby to większy komfort psychiczny przed następnymi meczami z nimi. Gdybyśmy zwyciężyli mielibyśmy w świadomości, że wygraliśmy z nimi już dwa razy w tym sezonie – mówi Mateusz Mika, który w wyjściowym składzie zastąpił kontuzjowanego Oliega Achrema (do gry ma wrócić za około 2 tygodnie).
Bełchatowianie, którzy rozpoczęli mecz w nieco przemeblowanym składzie, z czasem osiągnęli przewagę. – Cieszy zwycięstwo tym bardziej, że osiągnięte po ciężkim spotkaniu – mówi trener PGE Skry, Jacek Nawrocki. – Mecz toczył się falami, raz górą był jeden zespół, a raz drugi. Wyszliśmy w nieco eksperymentalnym składzie, bo taką drogę założyliśmy sobie w tym spotkaniu. Na pewno gdzieś w głowie mieliśmy jedyną porażkę w rundzie zasadniczej, ale tak naprawdę to wkrótce zacznie się play-off i tamto spotkanie, czy też dzisiejsza wygrana, nie będą już miały znaczenia – mówi szkoleniowiec Skry, który od IV seta postawił w swoim zespole już na podstawowych graczy - Mariusza Wlazłego i Bartosza Kurka (nie grał jedynie Michał Winiarski). – Cieszy nas zwycięstwo i to że wyszliśmy obronną ręką z tego pojedynku. Rywale postawili nam bardzo ciężkie warunki – mówi kapitan mistrzów Polski.
W ekipie gospodarzy pozostał niedosyt, bo szansa na wygranie meczu była spora i to nawet wcześniej, niekoniecznie po tie-breaku. - Walczyliśmy od pierwszej do ostatniej piłki i szkoda nam trochę, że nie wygraliśmy – mówi trener Ljubo Travica, a Gyorgy Grozer dodaje. - Niestety, jak w większości przegranych przez nas meczów w tym sezonie zaprzepaściliśmy szansę na zwycięstwo – mówi niemiecki atakujący. - Nawet jeśli Skra nie wyszła przeciwko nam swoim najsilniejszym składem, to pokazaliśmy im, że ciężko będzie nas pokonać choćby bez Mariusza Wlazłego. Kiedy Wlazły i Kurek pojawili się na boisku grało nam się już trudniej, ale nie powinniśmy przegrać drugiego seta (Resovia prowadziła 16:12 – przyp.red). Jestem zły po tej porażce, bo nie przekonują mnie argumenty, że to nie był do końca ważny mecz. Każdy mecz jest istotny, zwłaszcza jeśli gra się przeciwko tak dobrej drużynie, jak Skra Bełchatów i to na swojej hali, wypełnionej po brzegi kibicami. Mam taką mentalność, że nie cierpię przegrywać i zawsze walczę o zwycięstwo, dlatego nie mam powodów do radości, bo przegraliśmy u siebie 2-3 – kończy Grozer.