Fabian Drzyzga: nie jesteśmy zmęczeni graniem
Po serii trzech zwycięstw częstochowski Domex Tytan AZS nie istniał w spotkaniu z J.W. Construction OSRAM AZS-em Politechniką Warszawską. Wieloletni gracz MOS-u Wola Warszawa – Fabian Drzyzga zaprzecza, że taka postawa na starcie rundy rewanżowej to wynik zmęczenia czy świątecznego zgiełku. - Mamy młody zespół i chcemy jak najwięcej grać - mówi stanowczo.
PlusLiga: W Warszawie jako junior szlifowałeś siatkarskie rzemiosło. Czy mecz z Politechniką był dla ciebie wyjątkowy?
Fabian Drzyzga: Spotkanie jak każde inne. Nie zaczynałem tu swojej kariery. To jest normalne miasto. Mieszkałem tu kilka lat. Teraz jadę do Olsztyna, więc też można by powiedzieć, że będzie to jakiś wyjątkowy mecz.
- Ale powrotu nie zaliczysz do udanych. Przegraliście gładko 0:3. To wynik zmęczenia grą w PlusLidze i Lidze Mistrzów?
- Nie jesteśmy zmęczeni. Mamy młody zespół i chcemy jak najwięcej grać. Ciężko może być dopiero w styczniu. Wtedy mamy do rozegrania 8 meczów. Ale dla nas gra to sama przyjemność.
- Jesteście zadowoleni ze swojego dorobku?
- Myślę, że nie mamy złego miejsca. Jesteśmy młodą drużyną z doświadczonymi zawodnikami. Każdy mecz, nawet porażka, jest dla nas jakąś nauką. Wyciągamy wnioski i idziemy dalej. Patrzymy optymistycznie w przyszłość. Ale musimy się dobrze sprężyć. Święta świętami – ich siatkarz nie ma. Trzy dni odpoczynku i dalej do pracy.
- Jak będą wyglądać święta u Drzyzgów?
- Wszelkimi przygotowaniami zajmuje się mama. Ja się tym kompletnie nie zajmuje. Nawet nie wiem, co znajdzie się na świątecznym stole. Cokolwiek to będzie, nie będę wybrzydzał. Nie jestem wytrawnym smakoszem, nie skupiam się na potrawach. Jem wszystko co dobre!
- Przy wigilijnym stole pewnie będziecie unikać tematów siatkarskich. A na co dzień, jak często rozmawia pan z ojcem o swojej grze?
- Gdy byłem jeszcze kadetem czy juniorem i grałem w młodzieżowych klubach, ojciec często przyjeżdżał na mecze i zawsze po powrocie do domu udzielał mi dużo rad. Teraz mam przy sobie Radka Panasa i Ryszarda Boska – są to wielkie sławy w polskiej siatkówce. Tata jeśli ma okazję być na meczu to tez mi coś powie – raczej są to miłe słowa, jakieś uwagi, rady. Zawsze biorę je do serca.
- A czy w swojej grze starasz się naśladować ojca?
- Ciężko mi to robić, bo nie widziałem żadnego jego meczu. Poza tym wtedy siatkówka była inna. Jedyne, co mogę naśladować to charakter. Jesteśmy podobni jeśli chodzi o wolę walki. On i ja nigdy się nie poddajemy. Walczymy zawsze o każdą piłkę. To jest najważniejsze.
- Na koniec zapytam cię o kalendarz, jaki był dołączony do sobotniego wydania Super Ekspressu. Jak się czułeś pozując do zdjęć?
- Śmieszna sytuacja... Jest to bardzo miłe. Podchodzę do tego z uśmiechem na twarzy. Nawet sam go jeszcze nie widziałem. Wrócę do Częstochowy, zobaczę go, to dopiero się pośmieje sam z siebie.
- Nie zamieniłbyś pracy siatkarza na modela?
- Na pewno nie! Pozowanie i uśmiechanie się krępuje mnie. Dziękuję bardzo – wole zostać siatkarzem.