Fabio Storti: Mamy solidne fundamenty
– Jak w każdym sezonie wydarzyły się rzeczy dobre i złe, ale chcemy patrzeć głównie na pozytywy, między innymi na awans do finałów Pucharu Polski – powiedział w posezonowej rozmowie drugi trener ONICO Warszawa, Fabio Storti.
Maciej Prusiński: Emocje już opadły czy jeszcze rozpamiętujesz brak awansu do czołowej szóstki?
Fabio Storti: Opadły, musimy przeanalizować ten sezon na spokojnie, z chłodną głową.
Są już pierwsze wnioski? Czego zabrakło, żeby zrealizować cel?
Zadecydował ostatni miesiąc, może półtora, kiedy zaczęły się problemy z kontuzjami Kwolka, Vernona-Evansa i Nowakowskiego. Chociaż słowo „kontuzje” chyba nie jest do końca adekwatne, bo tak naprawdę to nie były urazy spowodowane grą czy treningiem. Od tego momentu zaczęły się kłopoty, robiliśmy wszystko, co było możliwe, ale to nie wystarczyło do awansu.
Ten rozdział już jednak zamykamy, nie rozpamiętujemy i z optymizmem przystępujemy do kolejnego sezonu?
Zdecydowanie. Jak w każdym sezonie wydarzyły się rzeczy dobre i złe, ale chcemy patrzeć głównie na pozytywy, między innymi na awans do finałów Pucharu Polski. Oczywiście dążymy do tego, żeby się nieustannie poprawiać i to co się da – robić lepiej.
Uchodzisz za bardzo spokojnego człowieka i tymi słowami to potwierdzasz. Jaka jest twoja rola obok Stephane’a?
W szatni, gdy jest taka potrzeba, potrafię podnieść głos. Na początku sezonu, gdy Stephane był w Kanadzie, a ja pełniłem funkcję pierwszego trenera, musiałem robić wszystko, co było najlepsze dla zespołu. Ze Stephane’em czujemy się ze sobą bardzo dobrze, możemy o wszystkim porozmawiać, spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. Śmiejemy się, że więcej niż z żonami. A kiedy tak jest, to znaczy, że współpraca dobrze się układa.
No właśnie – pierwsze, co o tobie mówią koledzy, to fakt, że masz trójkę dzieci a mimo to mnóstwo czasu na siatkówkę.
Czyli mało dla rodziny (śmiech). Jest z tym ciężko, ale w każdej wolnej chwili lecę do żony i dzieci.
Gdzie jest dzisiaj twój dom – w Warszawie, Bełchatowie, gdzie mieszka żona z dziećmi, we Włoszech czy może w Czechach, bo pracujesz z tamtejszą reprezentacją?
Dom jest tam, gdzie jest rodzina. W tym momencie mieszkamy w Bełchatowie, ale jeśli żona dołączy do mnie w Warszawie, to na pewno będziemy się tu czuli jak w domu.
Jak zaczęła się twoja przygoda z siatkówką? Zazwyczaj wszystko zaczyna się od gry, ale twój wzrost raczej cię do tej dyscypliny nie predysponował.
Urodziłem się w Modenie, niedużym mieście, w którym jest… około 70 klubów siatkarskich. Miasto ma duże tradycje siatkarskie, więc prawie każdy uprawia tam właśnie tę dyscyplinę sportu. Tak też było ze mną – krok po kroku zagłębiałem się w to coraz bardziej, trenowałem młodzież i piąłem się po kolejnych szczeblach. Jakieś piętnaście lat temu, gdy liga stała się dużo bardziej profesjonalna i rozpoczęto pracę z komputerami oraz programami video, zostałem scoutem. Byłem statystykiem w Modenie, Piacenzie, rok w Montichiari, które już niestety nie istnieje. We Włoszech pracowałem też dla reprezentacji, więc jeździliśmy nie tylko po Europie, ale i całym świecie. Poznawało się wtedy masę nowych ludzi, można było wymieniać się uwagami i właśnie w ten sposób dostałem propozycję od Skry. Pojechałem do Bełchatowa, spodobało mi się i zostałem.
Myślisz o tym, żeby kiedyś zostać pierwszym trenerem i samodzielnie prowadzić zespół?
Tak, dlaczego by nie? Teraz jestem asystentem, dobrze czuję się w tej roli, jednak z roku na rok będę miał coraz więcej doświadczenia. Myślę, że przyjdzie czas, w którym trzeba będzie zrobić kolejny krok do przodu.
Wróćmy jeszcze na moment do Bełchatowa – jak porównałbyś w tym momencie poziom sportowy i organizacyjny PGE Skry do tego, co mamy w Warszawie?
Skra jest w pewnym sensie pionierem i pozostałe drużyny próbują iść jej śladem. W Warszawie jestem dopiero rok, więc mogę wypowiedzieć się jedynie za ten okres. Pod względem marketingowym czy wizerunkowym wypadliśmy bardzo dobrze, w hali pojawiało się dużo więcej osób niż w latach poprzednich, gdy przyjeżdżałem tu jako członek sztabu Skry. Wokół klubu wytworzyła się świetna atmosfera.
Pracowałeś też w kilku włoskich klubach, a tamtejsza liga uważana jest za najlepszą na świecie. Jak wypadamy na tle twoich rodaków?
Z roku na rok polska liga jest i będzie coraz silniejsza. Widzę coraz więcej ciekawszych inwestycji, projektów związanych z siatkówką, w tym ze szkoleniem. Poziom sportowy cały czas się podnosi – jeszcze kilka lat temu liczyły się zaledwie trzy czy cztery polskie kluby. Dziś możemy wymienić co najmniej osiem naprawdę mocnych drużyn.
A mimo to mówi się, że w lidze wciąż tych zespołów jest za dużo.
To prawda, jest ich za dużo. Dla siatkarzy i trenerów sezon nie kończy się już teraz, bo większość z nas wyruszy na zgrupowania reprezentacji, gdzie dalej będziemy ciężko pracować. Nie chcę powiedzieć, że reprezentacje są ważniejsze od klubów, ale siatkarski kalendarz jest bardzo napięty, gramy mecz za meczem i zawodnicy są bardzo obciążeni.
Czasu na przygotowania w pełnym składzie znów nie będzie za wiele, a czeka nas sporo zmian personalnych. To dla sztabu duży problem?
Mamy solidne fundamenty z młodych, bardzo utalentowanych zawodników. Ci, którzy odchodzą, znaleźli sobie dobre kluby, co dla nas też jest sygnałem, że wykonaliśmy z nimi dobrą pracę. Tacy siatkarze jak Firlej czy Gruszczyński nie grali dużo, ale zawsze pokazywali się z dobrej strony, rozwinęli się w trakcie treningów i utrzymywali wysoki poziom.
Przed tobą również krótkie wakacje, bo jesteś w sztabie reprezentacji Czech. Która praca – w klubie czy w kadrze – sprawia ci więcej przyjemności?
Stawiam je na równi, choć są to dwa różne systemy pracy. W klubie mamy dwa miesiące przerwy od treningów, potem gramy średnio dwa razy w tygodniu. W reprezentacji jest znacznie mniej czasu na przygotowania, tzw. pre-season. Turnieje są bardzo intensywne, gra się mecz za meczem i tylko w przerwach między turniejami można złapać chwilę oddechu. Tryb życia jest zupełnie inny, bo większość czasu spędzasz z kolegami w hotelu, nie masz możliwość wrócić popołudniu do rodziny. Wydaje mi się jednak, że dla większości trenerów obie funkcje są równie przyjemne.
Widziałbyś któregoś z reprezentantów Czech w składzie ONICO?
Jest wielu dobrych zawodników, jak chociażby Hadrava, który grając w Olsztynie pokazał w tym sezonie swoje duże umiejętności. Kilku zawodników gra we włoskiej Serie A, kilku przenosi się też do ligi niemieckiej, co pokazuje tylko, że siatkówka rozwija się również w Czechach.
A jak ocenisz powołania naszych zawodników przez nowego trenera reprezentacji Polski?
Myślę, że wszyscy zapracowali na swoje powołania. „Mały” jest już niemal etatowym reprezentantem, Kwolek to mistrz świata juniorów, który pokazał wysoki poziom na przestrzeni całego sezonu, choć nieco przeszkodziła mu kontuzja. Janek Nowakowski to miła niespodzianka – jest młody, ma wszystko, czego potrzebuje dobry środkowy, ciężko pracuje na każdym treningu. Ale każdy z nich ma na swojej pozycji w kadrze bardzo dużą konkurencję.
Rodzina z Polski, pracujesz też za naszą południową granicą. Czujesz się już Słowianinem czy jeszcze „południowcem”?
Brakuje mi trochę słońca i pewnie już zawsze będzie brakować. Na szczęście różnice temperatur nie są już tak duże. Podobnie jak różnice w stylu życia – Warszawa jest dużym, europejskim miastem, nie jest w niczym gorsza od innych stolic.