Falasca nie chce zostać w tyle
- Skra, to silny klub, którym rządzą mądrzy ludzie. Zarówno prezes, jak i trener są odpowiednimi ludźmi na swoich stanowiskach. Zależy im, aby zespół odnosił ciągle sukcesy, żeby grał coraz lepiej, aby zawodnikom w związku z tym niczego nie brakowało. Możliwość dalszej gry w Bełchatowie jest dla mnie wyróżnieniem, cieszy to, że klub docenia moją grę i widzi moje zaangażowanie – powiedział w rozmowie z PlusLigą rozgrywający PGE Skry Bełchatów Hiszpan Miguel Falasca, mistrz Europy z 2007 roku.
PlusLiga: PGE Skra w przeciwieństwie do innych drużyn niewiele się zmieniła personalnie.
Miguel Falasca: Osobiście, uważam, że lepiej jest wzmacniać zespół na istniejących już fundamentach, ulepszać to co już mamy, niż całkowicie zmieniać i kazać zawodnikom uczyć i poznawać się na nowo. Stanowimy zgraną grupę, dobrze się znamy i rozumiemy na boisku, mamy do siebie zaufanie. Dlatego bardzo się cieszę, że nadal jestem częścią tej drużyny. Gramy coraz lepiej, pewniej, takie były założenia.
- Jako jeden z ostatnich przedłużyłeś kontrakt z Bełchatowem.
- Jestem bardzo szczęśliwy, że go przedłużyłem. Zdążyłem się już zgrać z kolegami, poznać środowisko. Nie miałem obaw, cały czas byłem zapewniany, że ja jestem osobą, którą Skra chciałaby widzieć w swoim składzie. Podpisałem umowę na kolejne dwa sezony.
- Jak widzisz swoją rywalizację z Pawłem Woickim?
- Bardzo mnie cieszy ta rywalizacja. Zdecydowanie będzie ona zdrowa, czysto sportowa. Paweł, to bardzo dobry zawodnik, wielokrotnie to pokazywał. Fakt, że trafił do Skry, świadczy o tym, że jest on częścią koncepcji włodarzy z Bełchatowa. Nie tylko jest dobrym rozgrywającym, ale także świetnym kolegą. Ma niezwykle dobry wpływ na całą naszą grupę, jest nie do zdarcia. Najchętniej trenowałby bez końca. Jest typem perfekcjonisty, nie został obdarzony wielkim wzrostem, ale nadrabia to sprytem i pracowitością. Jego postawa działa na mnie mobilizująco, nie chcę pewnego dnia zostać w tyle. Zawsze drugi dobry rozgrywający jest ważny dla zespołu, bo jak jednemu nie idzie, to jest szansa, że ten drugi pociągnie grę.
- Jesteście w trakcie długiego i bardzo ciężkiego sezonu. Pierwszy rok ze zmianami, gracie również w środku tygodnia. Uważasz, że powinno się was – zawodników spytać – zanim się takie zmiany wprowadzi w życie?
- Przede wszystkim nikt nas nie pyta i pewnie nie będzie pytać. Takie zmiany są wprowadzane na bieżąco, po części rozumiem działaczy, którzy chcą rozgrywki ulepszać, czynić je ciekawszymi. Dla mnie to nie ma znaczenia, że gramy dwa mecze w tygodniu, to kwestia przestawienia się na taki system. Jeśli się gra częściej, mniej się trenuje, ja nie ukrywam, wolę grać mecze, niż żmudnie przez cały tydzień przygotowywać się do jednego spotkania. Za dużo wtedy się zastanawiam, myślę o swojej grze, jaka powinna być w nadchodzącym spotkaniu. Innym taka sytuacja nie odpowiada, cóż, każdy lubi co innego. Podoba mi się pomysł drugiej części sezonu, że gra toczyć się będzie pomiędzy sześcioma najsilniejszymi zespołami. Te spotkania zapowiadają się na ciekawsze dla publiczności, będą prowadzone na jeszcze wyższym poziomie. Jedyna rzecz, która mi się nie podoba - to podróże. Więcej jesteśmy poza domem, z dala od rodziny. Dochodzi do tego Liga Mistrzów i nasza wyprawa na Puchar Klubowych Mistrzów do Kataru – rzeczywiście przed nami sporo grania. Pewne jest jedno - sezon będzie niezwykle ciekawy, a rywalizacja jeszcze bardziej zacięta.
- Wygraną zainaugurowaliście Ligę Mistrzów, ale grupę macie trudną. Dobrze by było zamknąć usta wszystkim niedowiarkom, którzy sądzą, że nie potraficie awansować do Final Four bez otrzymanego wcześniej prawa do organizacji turnieju finałowego.
- Tak na prawdę, to organizacja turnieju Final Four nie gwarantuje jakiś większych sukcesów. Jasne, że awans do turnieju finałowego jest niezwykle trudny, a prawo organizacji gwarantuje w najgorszym wypadku czwarte miejsce. Plusem jest zapewniony awans. Czasami gra przed własną publicznością jest związana z większą presją, a co za tym idzie, gra się gorzej. Dynamo Moskwa organizowało FF i nie wygrało, Modena podobnie, Iraklis Saloniki, wiele by wymieniać. My dwukrotnie organizowaliśmy i niestety także bez oczekiwanego sukcesu. Za bardzo się chce sprostać oczekiwaniom. Bardzo nam zależy na odniesieniu sukcesu, każdy z nas chciałby wygrać Ligę Mistrzów. Uważam, że stać nas na to, to wielkie moje marzenie. Jest wiele silniejszych zespołów w Europie, takich jak Trento czy Cuneo, ale nie jesteśmy na straconej pozycji, przy odrobinie szczęścia i nam może się udać. Nie chcę zamykać nikomu ust, jak ktoś nie wierzy w naszą siłę, to trudno, może nasza gra przekona niedowiarków. W Polsce bardzo surowo ocenia się grę, zarówno klubów jak i reprezentacji. Ogromne są też wymagania, jak się zostaje mistrzem Europy, wtedy trwa święto, wszyscy są kochani i wychwalani pod niebiosa. Gdy gra nie idzie, tak jak powinna, wtedy te dobre chwile idą w niepamięć, to smutne, bo przecież wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Chyba jedynie Brazylia ma jakieś fory na górze.
- We Włoszech podczas mundialu zabrakło ciebie i brata w reprezentacji Hiszpanii, dlaczego?
- Po zakończeniu sezonu ligowego nabawiłem się kontuzji. Nie byłem w pełni sprawny, nie nadawałem się do gry na pełnych obrotach. Pojechałem na wakacje z rodziną mając nadzieję, że może ten problem sam się rozwiąże, ale wcale nie czułem się lepiej. Byłem z dala od swojej optymalnej formy i nie było sensu, żebym jechał na zgrupowanie z kadrą. Podobnie było z moim bratem Gillermo, i z Israelem Rodriguezem, wszyscy mieli kontuzje i nie byli w stanie wziąć udziału w mistrzostwach świata. Poza tym miałem wrażenie, że przygotowania do tegorocznej imprezy nie szły tak, jak powinny. Nie widziałem pełnego zaangażowania w zespole, dla mnie liczy się tylko podejście na maksa do sprawy. Dzięki temu miałem szansę przygotować się dobrze do sezonu ligowego.
- Zobaczymy jeszcze Miguela w drużynie narodowej?
- To zależy od wielu rzeczy - przede wszystkim kto zostanie trenerem Hiszpanii, czy nowy szkoleniowiec będzie mnie widział w swoim zespole. Poza tym mam już trzydzieści siedem lat, w przyszłym roku nie zagramy ani w mistrzostwach Europy – bo się nie zakwalifikowaliśmy - ani w Lidze Światowej. Moja obecność będzie zatem niepotrzebna. W takiej sytuacji znacznie utrudni nam się szansa kwalifikacji do igrzysk olimpijskich. Wiadomo, na koniec kariery chciałbym zagrać na igrzyskach, ale zdaję sobie sprawę z tego, że może się to już nie wydarzyć. Póki co, skupiam się na grze w Skrze.