Finalistę poznamy dopiero we wtorek
Jastrzębski Węgiel pokonał ZAKSĘ Kędzierzyn-Koźle 3:2 (29:31, 20:25, 25:18, 25:22, 15:12, wyrównał stan rywalizacji play off i zachował szanse na awans do finału PlusLigi. Decydujące starcie - numer pięć zostanie rozegrane we wtorek 27 kwietnia, w Kędzierzynie.
Kto nie wygrywa 3:0 ten przegrywa 2:3 - ta stara siatkarska prawda po raz kolejny potwierdziła się w boiskowej rzeczywistości. ZAKSA prowadząc 2:0 i będąc w wyraźnym gazie, w trzecim secie nagle zgasła, dała rozwinąć skrzydła rywalom, a w kolejnej odsłonie dała im powalić się na kolana. W piątej partii drużyny szły łeb w łeb, a o końcowym wyniku zdecydowały dwie punktowe zagrywki - najpierw Pawła Abramowa (6:4), a potem Igora Yudina, który ustrzelił Marcina Mierzejewskiego. - To ustawiło ustawiła cały set i spotkanie - denerwował się Grzegorz Pilarz żałując najbardziej seta numer trzy. - Gramy równo a potem nagle wszystko się rozsypuje, staramy się gonić, ale jest trochę za późno, za duża przewaga - analizował, nie potrafiąc jednak odpowiedzieć na pytanie: dlaczego?
Dwie pierwsze partie ułożyły się kędzierzynianom jak we śnie - nękali jastrzębian taktyczną zagrywką, bronili sporo ataków wyprowadzając skuteczne kontry, a na dodatek dopisywało im siatkarskie szczęście. Jak choćby w końcówce I seta, gdy zdołali obronić cztery piłki setowe i ostatecznie wyrwać gospodarzom zwycięstwo. To dodało im wiary i pewności siebie, przeciwników natomiast kompletnie zwaliło z nóg (4:9, 17:22). Słabo grali Abramow i Hardy, ale ich zmiennicy (Novotny i Pęcherz) spisywali się jeszcze gorzej. Właściwie tylko Yudin trzymał atak miejscowej drużyny, której na tym etapie meczu nie wychodziło kompletnie nic.
-Zmieniliśmy taktykę w porównaniu z wczorajszym spotkaniem, bo widzieliśmy że z ZAKSĄ możemy dobrze bronić i grać blokiem. Dlatego początkowo zagrywaliśmy lekko, taktycznie, żeby zrobić wyblok czy obronę, ale to za bardzo nam nie wychodziło. Zaczęliśmy więc ryzykować w polu serwisowym – komentował Igor Yudin.
Mocny i co najważniejsze, celny serw szybko przyniósł profity. Gospodarze zmusili rywali do popełniania błędów w przyjęciu, a ich ataki coraz rzadziej lądowały w boisku. Sami natomiast grali pewnie i skutecznie. Paweł Abarmow, po początkowej niemocy w kluczowcyh momentach nie wstrzymywał ręki i kończył wszystkie sytuacyjne, często wybitnie niewygodne piłki. Trener Stelmach aż kipiał z wściekłości widząc nieporadność swoich podopiecznych. Apogeum kryzysu miało miejsce w czwartej partii - 8:1, 16:6 - to wynik rzadko widziany na boiskach siatkarskiej ekstraklasy. Jeszcze rzadziej drużyna tak niemiłosiernie bita potrafi podnieść się i wrócić do dobrej gry. Kędzierzynianie dokonali takiej przemiany i z 18:8 wyprowadzili wynik na 20:17, ale na finiszu to Jastrzębie przypieczętowało swoją wyższość - najpierw w czwartym secie, a klika chwil później także w całym meczu.
- Pokazaliśmy charakter, bo przegrywaliśmy już 0:2. Nie poddaliśmy się i dzięki temu dalej zachowaliśmy szansę na finał – cieszył się Grzegorz Łomacz.
- Zabrakło nam pewności ataku, która była wczoraj. Cóż, mamy piąty mecz w Kędzierzynie i na pewno powalczymy. Musimy się zresetować - podsumował Krzysztof Stelmach.
MVP pojedynku został Paweł Rusek
Stan rywalizacji: 2:2
Piąte, decydujące starcie zostanie rozegrane 27 maja w Kędzierzynie-Koźlu