Finały Ligi Narodów znów w Gdańsku. To tu zaczęły się nasze medale!
Właśnie w Gdańsku reprezentacja Polski wywalczyła swój pierwszy, historyczny medal Ligi Światowej. Czy Ergo Arena znów okaże się szczęśliwa dla polskich siatkarzy w tych rozgrywkach funkcjonujących od sześciu lat pod nazwą Ligi Narodów? – Jako kibic, wierny fan reprezentacji, oczekuję, że drużyna będzie biła się o złoto – mówi Grzegorz Kosok, który 12 lat temu sięgał wraz z kadrą po brąz tych rozgrywek. Początek turnieju dziś, koniec – w niedzielę. Transmisje z meczów w Polsacie Sport oraz TVP.
– Doskonale pamiętam tamten turniej finałowy w Gdańsku w 2011 roku. Ówczesny brązowy medal traktowaliśmy w kategoriach wygranej. To było niesamowite zwycięstwo, bo niespodziewane. Trapiły nas wówczas kontuzje, braki kadrowe oraz inne kłopoty. Ale tamten zespół walczył do końca w niewiarygodny sposób o ten medal. I jestem dumny z tego osiągnięcia – mówi po latach Andrea Gardini, aktualnie trener PGE Skry Bełchatów, a wówczas asystent trenera Andrei Anastasiego w reprezentacji Polski.
Polacy jako gospodarze trafili wówczas do teoretycznie słabszej grupy z Argentyną, Bułgarią i Włochami. W drugiej grupie znalazły się potęgi: Rosja, Brazylia, Stany Zjednoczone i Kuba. Biało-czerwoni zaczęli od wygranej po tie-breaku z Bułgarami, potem ulegli Włochom w trzech setach, by w ostatnim meczu, znów po morderczej pięciosetówce pokonać Argentyńczyków. Wyprzedzili w tabeli Bułgarów dzięki większej liczbie wygranych. Gdyby Włosi w ostatnim meczu wygrali z Bułgarami, Polska nie zdołałaby przebrnąć do półfinałów. Ekipa Mauro Berruto przegrała jednak 0:3.
– Może było w tym trochę szczęścia, ale sami też zapracowaliśmy na ten awans. Każda piłka, każdy set, były na wagę złota. Chętnie bym się cofnął w czasie, żeby przeżyć to jeszcze raz – mówi Grzegorz Kosok, środkowy reprezentacji w tamtym turnieju, zdobywca 11 punktów w meczu z Argentyną, dla którego był to pierwszy rok w kadrze narodowej. – Dlatego też te wspomnienia są dla mnie takie miłe i tak bardzo utkwiło mi to w pamięci – mówi Kosok. Dziś pracuje w rodzinnej firmie, a po godzinach szkoli juniorów w MKS-ie Będzin.
- Pamiętam, że wtedy ekipa w kadrze stworzona została na nowo. Pojawił się nowy trener Andrea Anastasi, który budował zespół na nowo. Z graczy, którzy mieli już w niej doświadczenie oraz takich, którzy mieli okazję po raz pierwszy w niej grać. Po latach przerwy wrócił do niej Łukasz Żygadło jako pierwszy rozgrywający, który miał coś do udowodnienia. Była ta grupa głodna gry, dla której ten brązowy medal to był duży sukces. Mimo, że graliśmy u siebie, to nie byliśmy faworytem – uważa Kosok.
W półfinale Polacy nie dali rady Rosjanom, ale w walce o brąz raz jeszcze w tym turnieju pokonali Argentynę. Tym razem 3:0. - Dla tej nowej ekipy był to fajny początek drogi – kontynuuje Kosok.
Rzeczywiście. Jeszcze w tym samym roku w Austrii i Czechach polska wywalczyła brąz Mistrzostw Europy, a rok później po raz pierwszy w historii wygrała w Sofii Ligę Światową. – Od tamtego czasu praktycznie co imprezę Polska biła się już medal – mówi były środkowy reprezentacji Polski.
Zarówno Gardini, jak i Kosok nie mogą nachwalić się atmosfery panującej wówczas w Ergo Arenie.- Zdumiewające przeżycie. Coś niezwykłego, co zapada w głęboko w pamięć – rozpływa się w komplementach Gardini.
Kosok: - W tamtym czasie mekką polskiej siatkówki był Spodek i to w Katowicach odbywało się większość meczów kadry. Ewentualnie grało się w Łodzi. Gdańska arena była w miarę „świeżą” halą. Kibice byli świetni, jak w całej Polsce. Na naszych meczach zawsze był komplet. Tam się bardzo dobrze gra. Pomimo wielkości tej hali, kontakt w widzem jest bliski. Czuć było to wielkie wsparcie.
Teraz formuła rozgrywek jest inna. W finałowej stawce znalazło się osiem najlepszych drużyn po fazie interkontynentalnej bez podziału na grupy. Oprócz biało-czerwonych w Gdańsku zagrają: USA, Japonia, Włochy, Argentyna, Brazylia, Słowenia i Francja. Ćwierćfinałowym rywalem Polaków będą Canarinhos. Towarzystwo doborowe, ale nasi rozmówcy zgodnie uważają, że obecny potencjał polskiej kadry jest na tyle duży, że może ona bić się o zwycięstwo w każdej dużej imprezie.
– Za moich czasów ekipa liczyła 12-14 „gości”. Obecnie mamy jedną z najmocniejszych grup zawodników. Takiego dobrobytu w kadrze jak jest teraz, wtedy nie było. Ja jako kibic, wierny fan reprezentacji, oczekuję, że drużyna będzie biła się o złoto. Jasne, to jest sport, dyspozycja dnia i tak dalej, ale mamy tak mocną kadrę, że powinni walczyć o finał. Miejsce poza czwórką będzie trochę przegraną. Trzymam kciuki i bardzo wierzę w to, że Polacy będą w finale, a tam sięgną po złoto – podkreśla Kosok. – Czego oczekuję od Polaków? Wygranej! Mają Leona, jednego z najlepszych siatkarzy na świecie i grupę świetnych, młodych zawodników z ligi, którzy są mocni i stanowią światowy top.
Oczywiście, nie da się wygrywać wszystkiego, ale od takiej drużyny jako Polska i zwłaszcza grającej przed własną publicznością można oczekiwać zwycięstwa – mówi Gardini. Jednocześnie przyznaje, że będzie miał trochę rozdarte serce. – Z jednej strony kocham swoją reprezentację i chciałbym, żeby kontynuowała sukcesy z ostatnich dwóch lat, ale jestem naprawdę silnie związany z Polską, z historią jej siatkówki, i bycie jej częścią jest powodem mojej wielkiej dumy. Dlatego mam dwóch faworytów: Polskę i Włochów i w tym momencie ciężko mi rozstrzygnąć mój wewnętrzy konflikt, kto z nich wygra Ligę Narodów – uśmiecha się Gardini.
Początek ćwierćfinałowego meczu z Brazylią w czwartek 20 lipca o godzinie 20. Transmisje z finałów LN – w Polsacie Sport oraz w TVP 1 i TVP Sport.
Powrót do listy