Francja na dobry początek
Technika jest ich wizytówką. Srebro mistrzostw Europy największą chlubą ostatnich kilku lat. I niespodzianką, bo na reprezentację Francji w Izmirze nikt nie stawiał. - To zespół nieobliczalny – wyjaśnia Sebastian Świderski. – I bardzo dobry rywal na przetarcie przed Ligą Światową – dodaje. W sobotę i niedzielę meczami z Francuzami biało – czerwoni zainaugurują sezon reprezentacyjny.
Ale bez Świderskiego. Tak jak Mariusz Wlazły ten zawodnik dostał od Daniela Castellaniego trochę dłuższy urlop. - Odpoczywam, rehabilituję się, szykuję formę, żeby zacząć sezon kadrowy i walczyć o miejsce w podstawowej szóstce – wyjaśnia Świderski, który w ubiegłym sezonie walczył w kontuzją ścięgna Achillesa. Nabawił się jej właśnie w czasie meczów sparingowych naszej kadry z Bułgarią.
W tym roku zawodnik losu nie kusi. Ale do kadry dołączy, tylko później. – Za 2-3 tygodnie mam się stawić w Spale i zacząć trenowanie z zawodnikami młodego pokolenia, czyli z kadry B [są w niej: Włodarczyk, Kosok, Kubiak, Janeczek, Wiśniewski i Dębiec – przyp. red.]. Część zajęć mamy zorganizowanych: na siłowni czy na sali - tak, żeby wprowadzić się w cykl kadry A. Ona w tym czasie będzie grać w Lidze Światowej. Potem mamy się połączyć – zapowiada przyjmujący.
Nie na długo. Część grupy zostanie oddelegowana do misji „mistrzostwa świata 2010”. Reszta będzie szkolić formę, ale z myślą o nadchodzącym sezonie. I taki ma być już zawsze. – W takim systemie kadra będzie pracować też w następnych latach. Ma to zaprocentować w przyszłości, bo da młodszym zawodnikom jej przedsmak. To ma im pokazać, jak to jest w reprezentacji, na co mają się nastawić i być gotowi w następnych sezonach.
Ten obecny pierwszy biało-czerwony garnitur rozpocznie od potyczki z garniturem trójkolorowym. 29 i 30 maja w Rzeszowie Polska rozegra towarzyskie mecze z Francją. - To zespół nieobliczalny – ocenia przeciwników Świderski, wspominając srebrny medal Francuzów na ostatnich mistrzostwach Europy. Ich porażka w finale była dla polskich kibiców jednym z najszczęśliwszych momentów w historii polskiej siatkówki. Bo to nasi zgarnęli złote krążki.
Ale przegrani i tak byli szczęśliwi. Pod wodzą Philippe’a Blaina Francja przypomniała o sobie na salonach. Tych samych, na które trener wprowadzał nowe francuskie pokolenie osiem lat temu. Dzięki niemu po 15. latach przerwy jego kraj doczekał się medalu na ważnej imprezie. Brąz mistrzostw świata w Argentynie w 2002 to był jednak dopiero początkiem. Rok później przyszła kolej na srebro na własnym kontynencie. Na drugim stopniu podium znowu stanęli w 2006 – tym razem w rozgrywkach Ligi Światowej. Dokładając do tego tytuł z zeszłego roku z Izmiru, mamy już połowę medali, jakie Francja wywalczyła na międzynarodowych arenach (4/8). Blain jest więc ojcem sukcesu i matką nowej jakości siatkówki, jaka zrodziła się w cieniu wieży Eiffla. A imię jej – technika.
- To zespół grający dobrze taktycznie i technicznie. Bardzo dobrze broniący w polu. Zawodnicy nie atakują mocno, a starają się wykorzystać bardziej głowę niż mięśnie. To często wyprowadza rywali z równowagi, przeciwnicy zaczynają się denerwować i popełniają proste błędy. A Francuzi akurat już umieją to wykorzystywać niemiłosiernie. To bardzo dobry zespół jeśli chodzi o rozpoczęcie sezonu reprezentacyjnego i przetarcie przed Ligą Światową – ocenił rywali Świderski.
Kolejne przystanki ekipy Castellaniego w drodze do Włoch to Memoriał Wagnera w Bydgoszczy i kolejne mecze sparingowe. Meta 25 września w Trieście. Tam od meczu z Kanadą Polacy zaczną walkę o mistrzostwo globu.