Frank Depestele: Skra ma potencjał na Final Four
- Skra ma bardzo mocny, wyrównany skład i na tym głównie polega ich przewaga nad Panathinaikosem Ateny - skomentował po spotkaniu Ligi Mistrzów w Łodzi rozgrywający greckiej drużyny Frank Depestele.
PlusLiga: Skra Bełchatów ma patent na Panathinaikos?
Frank Depestele: Przede wszystkim, Skra ma bardzo mocny, wyrównany skład. W Atenach zagrali rewelacyjnie, my natomiast błądziliśmy jak dzieci we mgle. W środę, w Łodzi było znacznie lepiej, ale nie na tyle, by pokonać mistrzów Polski. O wyniku rywalizacji zaważył pierwszy set, który zawaliliśmy w końcówce. Mając po drugim czasie technicznym trzy oczka przewagi, popełniliśmy trzy błędy w ataku i był remis. W decydującej części seta gospodarze zagrali jak profesorowie. W kolejnych dwóch partiach walka była wyrównana, ale w ostatniej straciliśmy skuteczność w ataku. Krótko mówiąc - Skra w przekroju całego meczu była od nas lepsza.
- I pozbawiła was szans na awans do kolejnej rundy Ligi Mistrzów.
- Szanse na awans wciąż mamy. Iluzoryczne, ale są - wystarczy tylko pokonać Iskrę Odincowo 3:0. Czy to możliwe? Skoro udało się wygrać na tak trudnym terenie siatkarzom z Friedrichshafen, to dlaczego nie nam? My podejmujemy Rosjan na własnym boisku, a poza tym, z niemieckim zespołem wygraliśmy dwukrotnie. Wierzymy, że na ostatni mecz w grupie przyjedzie komplet kibiców i swoim dopingiem poniesie nas tak, jak zrobili to fani siatkówki w Łodzi.
- Naprawdę wierzy pan w awans?
- Gdybym nie wierzył w zwycięstwo swojego zespołu, nie miałbym racji bytu w nim. Jeśli jednak się nie uda, to trudno. Trafiając do tak silnej grupy mieliśmy gdzieś tam w świadomości, że ktoś musi odpaść. Jeżeli tak się stanie, to największe pretensje możemy mieć do siebie, za mecz ze Skrą w Atenach. Takie wpadki, jak tamta nie powinny się zdarzać drużynom, które chcą walczyć o wysokie cele. W pozostałych spotkaniach daliśmy z siebie wszystko.
- W Łodzi pana koledzy ciągle mieli pretensje do sędziów i zamiast na grze, koncentrowali się na dyskusjach.
- Grecy to dość specyficzny naród i bardzo kłótliwy z natury. Często się zdarza, że zawodnicy nie zgadzają się z decyzjami sędziów (choć z drugiej strony greckie sędziowanie pozostawia wiele do życzenia) i zamiast skupiać się rywalizacji, wdają się w niepotrzebne dyskusje. To jednak nie wpływa deprymująco na postawę całego zespołu, bo w tym ich zachowaniu jest więcej teatru, niż rzeczywistych emocji. Przy Grekach ja wychodzę na niespotykanie spokojnego człowieka i bardzo często pełnię rolę "strażaka" zaogniających się konfliktów. Dobrze, że w Panathinaikosie jest tylko kilku graczy greckich....
- Podkreślił pan, że Skra ma bardzo mocny skład - wystarczający na Final Four?
- Skra wyjdzie z grupy - to pewne. Myślę też, że ten pierwszy etap był najtrudniejszym w całej rywalizacji, przynajmniej dla drużyn ścigających się w grupie F, moim zdaniem najsilniejszej spośród wszystkich. Polski zespół pokazał, że potrafi walczyć i nie boi się nikogo. Z takim podejściem i taką dyscypliną gry mogą spokojnie myśleć o Final Four.
- Dla polskiego zespołu Liga Mistrzów jest priorytetowa w tym sezonie. Co jest celem numer jeden dla Panathinaikosu?
- Liga Mistrzów jest dla nas ważna, ale nie najważniejsza. Cel numer jeden to rodzime rozgrywki ligowe. Tutaj zresztą mamy znacznie większe szanse na sukces, niż na europejskich boiskach.
- Kilka tygodnie temu Ivan Miljković powiedział mi, że przewiduje finał Panathinaikos - Olympiakos. Co pan na to?
- Nie miałbym nic przeciwko temu, ale ja osobiście nie lekceważyłbym Iraklisu Saloniki. Mieli ostatnio gorszą passę, ale trzeba pamiętać, że ze względu na kontuzje wypadło im ze składu kilku zawodników. W takiej sytuacji gra każdego zespołu by się posypała. Iraklis to jednak bardzo silna ekipa i uważam, że będzie się liczyła w końcowym rozrachunku. Na pewno również Olympiakos, który gra świetnie, o czym przekonaliśmy się boleśnie przegrywając z nimi w przedostatniej kolejce 0:3.
- Podobno Iraklis ma spore kłopoty finansowe?
- W Grecji prawie każdy zespół ma problemy finansowe. Tak, jak wspomniałem, to dziwny naród....czasami prezesi chcąc ukarać zawodnika wstrzymują mu pobory przez miesiąc lub dwa....a czasami faktycznie po prostu nie mają gotówki, bo nie zdążyła wpłynąć na czas. Grecy mają zawsze i na wszystko czas. Trzeba się do tego przyzwyczaić, bo inaczej można się wykończyć nerwowo.
- Dlaczego zatem wrócił pan na Półwysep Bałkański?
- Z powodów rodzinnych. Moja żona nie chciała mieszkać dłużej w Biełgorodzie. Narzekała na chłód na zewnątrz i ten bardziej dokuczliwy - ludzki. Pojawiła się propozycja z Panathinaikosu, więc z niej skorzystałem. Nawiasem mówiąc, mój poprzedni klub, Lokomotiw Biełgorod również boryka się z poważnymi problemami finansowymi.
- Żałuje pan, że nie udało się wrócić do Iraklisu?
- Na początku trochę żałowałem, bo spędziłem tam naprawdę fajny, zwycięski sezon. Teraz jednak jestem bardzo zadowolony z wyboru. W zespole jest fantastyczna, przyjacielska atmosfera, Ateny są równie piękne jak Saloniki i oboje z żoną czujemy się tam bardzo dobrze.
- Zamierza pan pozostać w stolicy Grecji na dłużej?
- Kontrakt podpisałem na rok. Mam już prawie 32 lata i w tym wieku należy być ostrożnym ze zobowiązaniami. Poza tym, swoje decyzje o wyborze klubu zawsze uzgadniam z żoną, która ma spory na nie wpływ. Nie ukrywam też, że niemałą rolę odgrywają finanse, bo to już najwyższy czas, żeby zadbać o swoją przyszłość.
- W Polsce podobno nieźle płacą....
- Jestem człowiekiem otwartym na propozycje i nie boję się ryzyka. Z Polski dotąd nie dostałem żadnej oferty - szkoda, bo grać w waszym kraju, dla tak wspaniałej publiczności to prawdziwa przyjemność.