Gdy nie ma zmiennika - stres czy mobilizacja?
W bardzo trudnej sytuacji znaleźli się dwaj rozgrywający, Jastrzębskiego Węgla Brian Thornton i Tytana AZS Częstochowa Jakub Oczko, w spotkaniu 10. kolejki PlusLigi. Obydwaj grali bez zmienników, którzy borykają się z urazami.
Fabian Drzyzga naciągnął mięsień dwugłowy uda. Nie jest to zbyt poważna kontuzja, ale sztab szkoleniowy AZS-u wolał dmuchać na zimne i nie zabrał swojego pierwszego rozgrywającego do Jastrzębia na spotkanie w ramach PlusLigi. - 4. stycznia, gdy przyjedziemy tu na mecz Pucharu Polski, Fabian będzie już w składzie - poinformował trener częstochowian Marek Kardos. Czy zagra przeciwko śląskim rywalom? Z naszych informacji wynika, że raczej nie.
Na boisku nie zobaczymy też zmagającego się z bólem łydki Vinhedo, który pojechał na konsultację medyczną do Włoch. Pytany o jego losy Lorenzo Bernardi, wolał zachować ostrożność. - Za dwa, może trzy dni będę wiedział więcej - mówił na pomeczowej konferencji prasowej.
Co działo się w głowach reżyserów gry obu drużyn tuż po usłyszeniu gwizdka rozpoczynającego rywalizację? Brak zmiennika zmobilizował ich jeszcze bardziej czy sprawił, że ręce trochę drżały....
- Starałem się nie myśleć o tym, że nie ma mnie kto zastąpić. W głowie miałem wyłącznie to, żeby dobrze zagrać, żebyśmy wszyscy zagrali jak najlepszy mecz - przekonywał Jakub Oczko. - Stresu nie było, raczej bezwzględna mobilizacja.
- Chciałem wygrać spotkanie i na tym się skupiałem. Koncentrowałem myśli nie na ławce rezerwowych, ale wyłącznie na przebiegu zdarzeń na boisku. Poza tym, gdy widzisz, że koledzy nie mają kłopotów z kończeniem piłek, gra się znacznie spokojniej, można pozwolić sobie na nico fantazji. Mam to szczęście, że gram w świetnej drużynie i szczerze mówiąc, koledzy ułatwili mi zadanie - komentował Brian Thornton. Prawdziwość swoich słów potwierdził na boisku. Po jednej z akcji na początku III seta, nie bacząc na przeszkody wystartował do piłki lecącej w trybuny. Gdyby nie interwencja jednego z członków sztabu szkoleniowego, goniąc ją staranowałby krzesła i być może swoje nogi. Czy pomyślał o sytuacji drużyny i braku drugiego rozgrywającego? - W ferworze walki myśli się wyłącznie o tym, by obronić piłkę, wygrać kolejną akcję, zdobyć punk - wyznał amerykański siatkarz.
Jakub Oczko, swoim zwyczajem grał bardzo rozważnie. Nie jest to wirtuoz na miarę Pawła Zagumnego i nie posiada nuty szaleństwa, jak jego klubowy kolega Fabian Drzyzga, ale ratował sytuację spokojem i solidnymi wystawami. Początkowo przyjęcie miał niezłe, więc i gra Akademików wyglądała obiecująco. Gdy zaczęły się kłopoty z odbiorem zagrywki, Oczko głównie biegał za piłką, a i tak zdarzały mu się wystawy na pojedynczy blok. Cóż z tego, skoro dla skrzydłowych nawet pojedyncze ręce rywali stanowiły zaporę nie do przejścia. - Moim zdaniem Kuba nie zagrał źle. Przyczyna porażki nie leży po stronie rozgrywającego - ocenił Marek Kardos.
Początek rywalizacji w wykonaniu Thorntona był z kolei trochę nerwowy, wyraźnie potrzebował czasu, by złapać meczowy rytm. On jednak miał większy komfort pracy, bo pozostali gracze JW prezentowali doskonałą skuteczność. Każde niedociągnięcie (choć nie było ich wiele) Łasko, Kubiak czy Holmes potrafili zniwelować i zamienić na punkty. Gdy w końcówce I seta jastrzębianie wyszli na prowadzenie i nabrali przekonania, że są w piątkowe popołudnie zespołem lepszym, Amerykanin zaczął się rozkręcać i grać kombinacyjnie. Jakościowej straty na rozegraniu w zasadzie nie było widać. - Graliśmy z drugim rozgrywającym i na początku meczu mieliśmy małe problemy. Ale potem graliśmy już bardzo dobrze. Jestem zadowolony z postawy całej drużyny, bo nie jest łatwo wrócić do gry po świątecznej przerwie - podsumował Lorenzo Bernardi, szkoleniowiec Jastrzębskiego Węgla.