Gheorghe Cretu: przyszłość zależy od koncepcji naszego głównego sponsora
PLUSLIGA: Asseco Resovia po trzech porażkach z rzędu i to w stosunku 0-3 przełamała się w meczu z MKS-em Będzin. To było dopiero pierwsze zwycięstwo w 2019 roku. Co się dzieje z zespołem?
Gheorghe Cretu (szkoleniowiec Asseco Resovii Rzeszów): Te trzy przegrane mecze miały zupełnie inną historię i poza wynikiem 0:3 wyglądały jednak inaczej. Nie jest tak, że to były takie same spotkania. W Warszawie wyglądało to inaczej, w Katowicach też. Teraz z Zawierciem przegraliśmy w pewnych detalach. W ataku mieliśmy nawet lepsze statystyki, w bloku też. Pogrążyły nas problemy z przyjęciem zagrywki w środkowej części setów, kiedy rywale odskoczyli nam na 3-4 punkty przewagi. Jak przegrywa się już 16:19 czy 17:20, to ciężko jest wygrać seta, nawet gdy się walczy do końca. Ja sam nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego tak się stało, że nie byliśmy w stanie grać cały czas punkt za punkt z przeciwnikiem, tylko pozwoliliśmy mu odskoczyć. Niestety, takie przestoje, w których tracimy kilka punktów z rzędu, powodują, że rywale łapią wiatr w żagle. Zawiercie wygrało z nami przede wszystkim zagrywką. W ataku ograniczyliśmy już liczbę błędów. Popełniliśmy ich 4 i tyle samo razy daliśmy się zablokować. Rywale mieli tych błędów więcej na swoim koncie. Cóż z tego, jeśli mniej więcej w połowie każdego z setów przytrafił nam się przestój, głównie przez problemy z przyjęciem zagrywki. Cóż, cały czas mamy problem z regularnością i równą grą każdego z zawodników. Zarówno w Warszawie, w Katowicach, jak i teraz z Zawierciem, jeśli jeden ze skrzydłowych miał lepszy dzień w ataku, to inny nie do końca. Teraz Mateusz Mika i Damian Schulz zagrali na dobrym poziomie i trzymali nasz atak. Zabrakło jednak tego trzeciego, który nie był w grze. W Warszawie też mieliśmy problem z równą i skuteczną grą skrzydłowych. Wtedy tylko Damian Schulz i środkowi trzymali nasz atak. W Katowicach również zabrakło nam lepszej skuteczności skrzydłowych, zwłaszcza w ważnych momentach setów. Poza tym w Katowicach popełniliśmy za dużo głupich i niepotrzebnych błędów. Cały czas widać, że drużyna nie ma pewności siebie i nie zachowuje spokoju. W porównaniu do ostatnich meczów przed przerwą świąteczną gramy bardziej nerwowo. W Klubowych Mistrzostwach Świata potrafiliśmy grać jak równy z równym z niesamowitymi drużynami. W Nowym Roku to się niestety zmieniło. Na pewno presja mocno poszła w górę i była już na tym najwyższym poziomie. Możliwe, że za bardzo chcieliśmy wygrywać, a mecze nie potoczyły się po naszej myśli. Nie mogę nikogo winić, bo mieliśmy trudne momenty i swoje problemy. Nie mogliśmy liczyć na regularne treningi z udziałem wszystkich zawodników. Praktycznie w każdym tygodniu kogoś nam brakowało na zajęciach. Ciężko jest tak pracować. Dopiero w ostatnich dniach miałem do dyspozycji cały zespół. W takich warunkach ciężko jest zawodnikom zachować regularność i kontynuację gry. Rozumiem, że niektórzy z nich przez problemy ze zdrowiem i dłuższą przerwę stracili rytm gry. Thibault Rossard miał właściwe ponad miesięczną przerwę i jak widać - teraz jest pod formą. Ostatni mecz, jaki grał na pełnych obrotach, obył się w połowie grudnia, a w Katowicach Thibault zagrał po raz pierwszy po tej dłuższej przerwie.
- Czy w obecnej sytuacji, kiedy zespół właściwie stracił szanse na awans do fazy play-off, zawodnikom nie zabraknie motywacji, żeby walczyć o zwycięstwa w kolejnych meczach?
- To był nasz problem, że w ostatnich meczach zawodnicy czuli duże ciśnienie i za bardzo myśleli o sytuacji w tabeli podczas gdy ja im mówiłem, że musimy robić swoje krok po kroku i koncentrować się na każdym kolejnym meczu. Przy takiej presji pojawia się obawa po każdym przegranym secie, że to może być ten decydujący w ogólnym rozrachunku. To nas przerosło i mocno odczuwaliśmy to negatywne ciśnienie. Niezależnie jednak od tego, czy mielibyśmy, czy już nie mamy szans na grę w rundzie play-off, zawodnicy wiedzą o tym, że powinniśmy dokończyć sezon w jak najlepszym stylu i grać tak, żeby pokazać kibicom naprawdę dobrą siatkówkę. Doskonale wiem, że nasi zawodnicy potrafią grać lepiej i powinni też znaleźć motywację w następnych spotkaniach.
- Nie jest problemem to, że coraz głośniej mówi się już o budowie zupełnie nowego zespołu na kolejny sezon i wielu zawodników wie albo przeczuwa, że nie zostanie w Rzeszowie na przyszły rok?
- Każdy ma inną naturę i swój sposób myślenia. Nie można komuś narzucić, żeby myślał czy postępował w taki sam sposób. Dla mnie już od wielu lat ten okres od grudnia do lutego w PlusLidze jest specyficzny, bo rynek transferowy jest zaawansowany i potrafi odmienić nastawienie nawet bardzo dobrych zawodników, z różnych powodów. Wiemy o tym, że zawodnicy mogą wtedy mocno odczuwać wpływy osób trzecich i są angażowani w pewne rozmowy pozakulisowe. Nie będę jednak używał tego jako wymówki. Coś się pewnie w zespole zmieniło, ale ja mam swoje zadania do wykonania i moje nastawienie się nie zmieniło. Do końca sezonu będę starał się pracować jak najlepiej z tym zespołem. Ci, którym też zależy na tym, żebyśmy się jak najlepiej prezentowali, będą grali. Jak komuś będzie brakowało motywacji, albo nie będzie miał ochoty na grę, to nie będzie grał i tyle. Nie wierzę jednak w to, że ktoś się podda i całkowicie odpuści sezon. Jestem już kilka miesięcy z tymi zawodnikami i wierzę w to, że oni się nie poddadzą i że każdy z nich będzie chciał zakończyć sezon w jak najlepszym stylu. Nie mogę jednak niczego zagwarantować za nich. Mogę mówić jedynie za siebie. Byłem już wiele razy w takiej sytuacji, że w styczniu część z zawodników wiedziała o tym, że nie zostanie w zespole na przyszły rok, ale pomimo tego każdy z nich czuł taką potrzebę, żeby w bardzo dobrym stylu pożegnać się z drużyną. Zawsze starałem się zresztą tak dobrać zawodników w zespole, żeby nie brakowało im charakteru. Na pewno jest teraz wiele zakulisowych rozmów i spekulacji związanych z naszym zespołem. Niezależnie jednak od tego powinniśmy być skupieni na grze i starać się prezentować jak najlepszą siatkówkę, żeby móc spojrzeć w oczy kibicom. Taki jest mój zamysł i będę się starał jak najbardziej motywować zawodników do gry z podniesioną głową. Nie mogę za nikogo myśleć i decydować. Nie sądzę jednak, żeby zawodnikom nie zależało na dobrej grze.
- Czym będzie się pan kierował wybierając wyjściową szóstkę w kolejnych spotkaniach; czy będzie stawiał pan na tych teoretycznie najlepszych na treningu, czy będzie przede wszystkim dawał szansę najmłodszym zawodnikom, żeby nabierali doświadczenia?
- Cały czas dajemy szansę gry naszym najmłodszym zawodnikom. Łukasz Kozub i Mateusz Masłowski wychodzą ostatnio w podstawowej szóstce i radzą sobie dobrze, zarówno na treningach, jak i w meczach. Wiadomo, że Mateusz Masłowski ma kilkuletni kontrakt z klubem, jest chłopakiem z Rzeszowa i wiążemy z nim duże nadzieje. Z kolei Łukasz Kozub jest chyba pozytywną niespodzianką dla wszystkich i cały czas robi postępy w grze. Rozwija się i coraz więcej rozumie. Ma przy tym dobre wsparcie od doświadczonego Kawiki Shoji, który mu bardzo pomaga. Między nimi jest pozytywna rywalizacja o miejsce w składzie. Nicolas Szerszeń też będzie dostawał coraz więcej szans, bo do tej pory miał duże problemy ze zdrowiem. Nawet ostatnio znów martwiliśmy się o to, czy nie odnowiła mu się kontuzja mięśni brzucha. Na szczęście okazało się, że może trenować.
- Co się dzieje z Bartłomiejem Lemańskim, który zanotował dobry występ w Warszawie i potem znów zniknął z podstawowego składu?
- Bartek ma wszystko, co jest potrzebne do dobrej gry. Musi jednak pokazać, że chce być najlepszym i regularnie ciężko pracować. Bartek powinien też zrozumieć, że wszystko zależy przede wszystkim od niego, a nie od tego, co mówią o nim ludzie dookoła. Jeśli sam to zrozumie i dostrzeże, to na pewno ma potencjał, żeby być jednym z najlepszych środkowych. Tutaj dużo zależy od jego sposobu myślenia. Powinien bardziej zaufać ludziom, którzy są obok niego i zwracają mu na coś uwagę nie po to, żeby go obwiniać, ale chcą mu coś podpowiedzieć. Na ostatnich treningach Bartek prezentował się dobrze i coraz lepiej pracował. Jeśli będzie kontynuował tą prace, to na pewno dostanie szansę gry w meczach.
- A jak wygląda sprawa pana przyszłości w Asseco Resovii – czy zostanie pan tylko do końca sezonu, czy tworzy już z prezesem Krzysztofem Ignaczakiem drużynę na przyszły rok?
- Wszystko zależy od decyzji i koncepcji naszego głównego sponsora, czyli Adama Górala. Na pewno w zespole dojdzie do zmian i to jest nieuniknione. Jestem w kontakcie z prezesem Góralem, rozmawiamy, ale to on jest osobą, która musi podjąć ostateczną decyzję co do tego, kto ma ponieść odpowiedzialność za budowę drużyny. Jeśli ja mam być odpowiedzialny za zespół, to muszę mieć wpływ na transfery. Mogę odpowiadać swoją głową za zawodników, których ściągam do zespołu. Mam swój pomysł na drużynę. To nie jest tak, że opieram się tylko na statystykach, czy ogólnej ocenie. Jeśli mam kogoś sprowadzić, to muszę wiedzieć dokładnie, co ten zawodnik jest w stanie dać drużynie, jakie ma podejście do pracy i co sobą reprezentuje. Jak to będzie wyglądało w Asseco Resovii i jaką strategię na przyszłość obierze klub, trzeba pytać prezesa Ignaczaka i prezesa Górala.
Powrót do listy