Giampaolo Medei: jestem gotowy na wyzwanie
PLUSLIGA: Czy przyjście do Asseco Resovii to dla pana podobne wyzwanie jak przed kilkoma laty objęcie posady pierwszego szkoleniowca Cucine Lube, gdzie musiał pan od początku zmagać się z dużymi oczekiwaniami i presją na wynik? Jest pan na to przygotowany?
GIAMPAOLO MEDEI (włoski szkoleniowiec Asseco Resovii Rzeszów): Jestem gotowy na to wyzwanie. Na pewno moja drużyna będzie grała pod dużą presją oczekiwań, ale dla mnie nie jest to nic nowego. Zarówno we Włoszech, jak i wcześniej we Francji czy później w Turcji – za każdym razem pracowałem w drużynach, które miały wysokie ambicje i chciały być w ścisłej czołówce rozgrywek. Kiedy chcesz być na szczycie i wygrywać trofea, to jest normalne, że grasz pod presją. Trzeba jednak dobrze radzić sobie z ciśnieniem i wykorzystać presję do jeszcze lepszej i efektywniejszej pracy tak żeby postarać się zrealizować nasze cele. Na pewno zależy nam na tym, żeby być w czołówce PlusLigi. Myślę, że każdy zdaje sobie sprawę z tego, że taki klub jak Asseco Resovia chce być na szczycie i walczyć o medale. Dla nas miejsce w czołowej trójce na koniec sezonu, to byłby bardzo dobry wynik. Wiemy, że w poprzednim sezonie oczekiwania były podobne, ale nie udało się zrealizować celu, jaki został postawiony przed zespołem. Dlatego teraz presja będzie chyba jeszcze większa, ale jesteśmy na to przygotowani i chcemy sprostać oczekiwaniom wobec naszej drużyny. Dotyczy to wszystkich – zarówno zawodników, jak i trenerów i włodarzy klubu. Oczywiście nie mogę obiecać, że zrealizujemy ten cel, ale moim zadaniem jest to, żeby zespół dał z siebie wszystko i zrobił co w jego mocy aby osiągnąć sukces. Jeśli damy z siebie maksimum, to myślę, że mamy duże szanse żeby zrealizować nasz cel i żeby na koniec sezonu mieć poczucie satysfakcji.
- Już w poprzednich dwóch sezonach, zwłaszcza w ostatnim, wobec głośnych transferów mówiło się o tym, że Asseco Resovia ma znów walczyć o medale, a skończyło się jedynie na piątym miejscu. Czy patrząc z boku na to jak grał zespół i wiedząc o tym, że wkrótce ma go pan przejąć, miał pan jakieś spostrzeżenia i wnioski co było największą bolączką drużyny?
- Po pierwsze, nie jest łatwo pokusić się o rzeczową analizę tego co działo się w zespole jeśli nie było się w środku, tylko patrzyło się na same mecze. Spoglądając z zewnątrz na grę zespołu mogę dostrzec pewne kwestie techniczne i organizację gry, ale jeśli nie jest się z drużyną na co dzień i nie widzi się jak wygląda praca od środka, jak wszystko funkcjonuje wewnątrz drużyny, to ciężko zrozumieć co tak naprawdę było problemem. Natomiast sama analiza elementów technicznych i organizacji gry wskazywała na to, że były pewne problematyczne sytuacje. Widać było na przykład, że zespół ma jakieś problemy fizyczne. Zwykle jednak nie jest tak, że jest jakiś jeden główny powód, dla którego zespół nie osiąga wyników na miarę oczekiwań. Nie ma też jednego złotego środka żeby temu zapobiec. Myślę, że drużyna miała w zeszłym sezonie kilka problemów i na pewno jest kilka obszarów, w których możemy się poprawić, jednym z nich jest praca nad kondycją fizyczną zawodników i dbanie o to, aby chronić ich przed urazami. Na pewno organizacja gry też powinna być lepsza i będziemy nad tym pracować. Myślę, że w tym sezonie mamy bardziej zbilansowany zespół i jestem zadowolony z ruchów transferowych klubu. Przede wszystkim mamy lepiej zrównoważoną kadrę na pozycji numer cztery. Uważam, że drużyna będzie jeszcze bardziej wyrównana i walcząca, także jeśli chodzi o wyjściową szóstkę na poszczególnych pozycjach. Moim zdaniem dzięki temu będziemy mogli lepiej pracować. Jeśli tak rzeczywiście będzie i wykorzystamy potencjał składu, który jest dobrze zbilansowany i wyrównany; jeśli fizycznie będziemy dobrze wyglądali i organizacja naszej gry będzie lepsza, to będziemy w stanie powalczyć o czołowe miejsce w PlusLidze.
- Miał pan chociaż częściowo wpływ na skład drużyny, bo wiadomo, że w większości gracze mieli już kontrakty na ten sezon, ale Asseco Resovia pozyskała ostatecznie pięciu nowych graczy, w tym aż trzech na pozycji przyjmującego.
- Byliśmy w stałym kontakcie z prezesem klubu mniej więcej od marca, kiedy było już wiadomo, że zespół będzie miał nowego szkoleniowca. Od początku dobrze nam się współpracowało i nawiązaliśmy pozytywną relację. Oczywiście pewne decyzje kadrowe były już wcześniej podjęte, jak chociażby pozyskanie Toreya Defalco, ale myślę, że chociażby ostatnia edycja Ligi Narodów pokazała, że to był bardzo dobry ruch transferowy. Natomiast późniejsze ruchy kadrowe dogrywaliśmy już wspólnie i myślę, że zrobiliśmy to dobrze biorąc pod uwagę budżet klubu i to co działo się na rynku transferowym, bo czasami bywa tak, że na danej pozycji nie ma się zbyt wielu ciekawych opcji. Myślę, że na pozycji przyjmującego będziemy mieli w tym sezonie więcej możliwości i ogólnie jesteśmy bardziej zbilansowanym zespołem. Także na pozycji środkowego będziemy mieli więcej opcji w związku z przyjściem Bartłomieja Mordyla, który jest Polakiem i nie będziemy mieli na tej pozycji ograniczeń związanych z limitem obcokrajowców. Oczywiście drużyna nie zmieniła się w znaczący sposób, ale przez ruchy transferowe zrobiliśmy krok do przodu i będziemy mieli teraz więcej opcji. Jeśli wszystko będzie dobrze funkcjonowało, to będziemy w stanie osiągnąć nasz cel.
- Jak zapatruje się pan na wewnętrzną rywalizację w zespole o miejsce w składzie chociażby na pozycji przyjmującego, gdzie każdy z trójki doświadczonych obcokrajowców będzie chciał regularnie grać w podstawowym składzie?
- Podoba mi się to, że będziemy mieli takie możliwości i będę motywował graczy do rywalizacji na każdej pozycji, nie tylko na przyjęciu. Chciałbym widzieć dużą rywalizację także na środku siatki, gdzie mamy czterech zróżnicowanych graczy. Myślę, że nasz drugi rozgrywający – Michał Kędzierski też może narzucić presję i powalczyć o miejsce w składzie z Fabianem Drzyzgą. Życzyłbym sobie, żeby zespół walczył na każdej pozycji; także na libero nie chciałbym takiej sytuacji żeby jeden z graczy prawie cały sezon spędził na ławce. Oczywiście na początku możemy założyć, że niektórzy z zawodników są bardziej znani lub mają większe doświadczenie, ale to nie znaczy, że miejsce w szóstce należy im się z góry bez względu na to jak będą się prezentowali na treningach i meczach. Poza tym chciałbym, żeby ci z zawodników, którzy będą zaczynali mecze na ławce cały czas walczyli o miejsce w składzie, żeby byli gotowi do gry kiedy będziemy ich potrzebowali i żeby wywierali na treningach presję na swoich kolegach. Taki jest mój cel; mam nadzieję, że uda nam się stworzyć takie warunki, które będą sprzyjały rywalizacji.
- Czy nie obawia się pan, że podobnie jak w zeszłym sezonie sporym problemem zespołu może być poziom przyjęcia zagrywki, bo wszyscy gracze na tej pozycji są bardziej ofensywni, o mocniejszym ataku niż stabilnym przyjęciu.
- Nie sądzę. Może rzeczywiście żaden z naszych przyjmujących nie jest takim klasycznym defensywnym graczem na tej pozycji, chociaż Thibault Rossard cały czas się zmienia i jest obecnie bardziej technicznym zawodnikiem niż jeszcze kilka lat temu. Uważam go za dobrego przyjmującego, może nie specjalistę od przyjęcia, ale wystarczająco stabilnego gracza na tej pozycji. Poza tym popatrzmy na grę poszczególnych reprezentacji – np. Torey Defalco w drużynie USA gra w wyjściowej szóstce razem z Aaronem Russellem, który też jest przecież większym specjalistą od ataku niż od przyjęcia, a mimo to dobrze ze sobą współpracują. Równie dobrze u nas Defalco może grać wspólnie czy to z Klemenem Cebuljem czy z Thibault Rossardem. Pamiętajmy jeszcze, że mamy na tej pozycji także Tomasza Piotrowskiego i chcemy, żeby ten chłopak też się rozwijał i walczył o miejsce w składzie. Jeśli będzie robił postępy, to jestem otwarty na to, żeby dać mu szansę w meczach i spróbować jego sił. Może okaże się na przykładem niespodzianką sezonu? Zobaczymy.
- Jeśli patrzeć na składy czołowej czwórki PlusLigi z poprzedniego sezonu – jak na tym tle wygląda Asseco Resovia; czy rzeczywiście zespół ma potencjał żeby walczyć o medale?
- Na pewno takie zespoły jak Grupa Azoty ZAKSA, czy Jastrzębie mają już na początku przewagę nad resztą stawki, ponieważ oni w większości utrzymali trzon zespołu i będą ze sobą bardzo dobrze zgrani. Nie bez powodu to właśnie te dwie drużyny przez ostatnie dwa sezony walczyły ze sobą o główne trofea w PlusLidze i dalej będą bardzo mocne. W tym momencie nadal postrzegam te zespoły jako potencjalnie lepsze niż pozostałe w stawce, ale jestem ambitny i chciałbym, żeby cała moja drużyna taka była i nie czuła się słabsza od rywali. Najpierw musimy dużo pracować nad tym, żeby ta różnica pomiędzy najmocniejszymi zespołami i nami stopniowo się zmniejszała. Gdybyśmy na początku sezonu rywalizowali czy to z ZAKSĄ czy z Jastrzębiem, to oczywiście mielibyśmy szansę na wygraną, ale byłoby o to ciężko, bo rywale mieliby nam nami pewną przewagę. Chodzi jednak o to żeby z każdym meczem ta różnica między nami a najsilniejszymi rywalami w PlusLidze była coraz mniejsza, a na końcu sezonu żeby w ogóle jej nie było widać. Nie zapominajmy również o tym, że poza Kędzierzynem i Jastrzębiem są także inne ciekawe i mocne zespoły, jak chociażby Zawiercie, Bełchatów czy Projekt Warszawa. Uważam, że poziom PlusLigi jest bardzo wysoki. Najpierw musimy skupić się na tym, żeby maksymalnie poprawiać i rozwijać naszą organizację gry oraz dyspozycję fizyczną. Zaczęliśmy już przygotowania do sezonu i chcemy jak najlepiej wykorzystać ten czas aby przewaga głównych faworytów rozgrywek nad nami była coraz mniejsza.
- Jakie są plany przygotowań Asseco Resovii?
- Na pewno po pierwszym etapie przygotowań będziemy chcieli rozgrywać coraz więcej meczów kontrolnych, pierwszy z nich już może pod koniec sierpnia. Na razie mamy potwierdzonego rywala w sparingu na początku września, kiedy pojedziemy do Jastrzębia. Potem z każdym weekendem będziemy grali mecze kontrolne. Zagramy u siebie z drużyną ze Lwowa, pojedziemy na turniej do Nysy; będziemy też grali towarzyskie mecze z zespołem z Bielska-Białej. We wrześniu w każdy weekend postaramy się rozegrać po dwa mecze, a 1 października rozegramy już pierwszy mecz ligowy.
- Czy cieszy pana fakt, że już od początku przygotowań większość zespołu (9 graczy – przyp. red.) będzie do pana dyspozycji i to na każdej pozycji? Zwykle w czołowych zespołach, w których gra dużo kadrowiczów, w przygotowaniach bierze udział garstka graczy.
- Myślę, że dziewięć, to dobra liczba patrząc na to, że niektóre zespoły zaczynają przygotowania z udziałem tylko czterech lub pięciu graczy. Dziewiątka, to jest już grupa, z którą swobodnie można pracować. Na razie trenuje z nami gościnnie również Kuba Ziobrowski. Dzięki takiej liczbie graczy łatwiej nam będzie pracować chociażby nad organizacją gry. Inna sprawa, że nie ma czegoś takiego jak optymalna liczba zawodników w przygotowaniach do sezonu. Czasem to, że większość drużyny stanowią kadrowicze, którzy w reprezentacjach również pracują i potem po turnieju zjeżdżają do klubów, wcale nie jest jakimś problemem. Wszystko zależy od danej sytuacji oraz tego, żeby jak najlepiej przystosować się do możliwości zawodników i ich dyspozycyjności w okresie przygotowawczym. Oczywiście już nie mogę się doczekać kiedy będę miał do dyspozycji cały zespół i wtedy łatwiej będzie mi też zarządzać naszym czasem wspólnej pracy. Jeśli zdarzy się tak, że będziemy musieli poczekać na naszych kadrowiczów aż do końca MŚ, to też damy sobie z tym radę.
- Nie martwi się pan trochę o dyspozycję mentalną Fabiana Drzyzgi, który przez ostatnie sezony regularnie grał w kadrze i zdobywał z nią medale, a teraz nie ma go w reprezentacji mimo że bardzo chciałby w niej być?
- Wychodzę z założenia, że wszystko co przytrafia nam się w życiu i co traktujemy jako swoje niepowodzenie może czemuś posłużyć i wyjść nam na dobre. Bardzo dużo zależy od tego jaka będzie nasza reakcja na daną sytuację. Mam nadzieję, że Fabian odpowiednio zareaguje i pokaże, że wciąż jest bardzo dobrym rozgrywającym, jednym z najlepszych lub może najlepszym w Polsce. Już odbyłem z nim rozmowę indywidualną i będziemy jeszcze o tym rozmawiać na kolejnych spotkaniach. Naprawdę mam nadzieję, że Fabian będzie grał tak żeby pokazać, że wciąż jest jednym z najlepszych rozgrywających, że zasługuje na powołanie do reprezentacji i że decyzja trenera drużyny narodowej była błędna. Podobna sytuacja była przed laty z Bartkiem Kurkiem, który nie dostał się do składu na MŚ w Polsce w 2014r., a cztery lata później był MVP mistrzostw we Włoszech. Oby reakcja Fabiana była podobna. Od początku przygotowań widzę, że jest bardzo zmotywowany.
- Jego gra może być kluczem do skutecznej gry całego zespołu?
- Wszyscy wiedzą, że to jest bardzo istotny gracz naszej drużyny. Na pewno ciąży nam nim duża presja, teraz nawet chyba jeszcze większa, bo wszyscy będą mieli na uwadze to, że nie dostał powołania do reprezentacji. Wiem jednak, że Fabian jest w stanie udźwignąć tą presję i nie martwię się o niego. Zależy mi na tym, żeby zarówno Fabian, jak zresztą też cała nasza drużyna, był w możliwie najlepszej kondycji fizycznej i technicznej, a moim zadaniem jako trenera jest aby mu w tym pomóc. Jeśli Fabian będzie w dobrej dyspozycji, to będzie w stanie wszystkim pokazać, że jest wciąż bardzo dobrym rozgrywającym.
- Jaka jest pana filozofia pracy; czy kładzie pan nacisk na jakieś poszczególne techniczne elementy gry, czy też skupia się bardziej na aspektach mentalnych lub taktycznych?
- Jest pewna rzecz, która jest dla mnie niezwykle istotna, a która nie dotyczy ściśle elementów technicznych. Zależy mi na tym, żeby na koniec rozgrywek mieć takie poczucie, że moi gracze dali z siebie wszystko po to aby nasza drużyna rozegrała możliwie jak najlepszy sezon. Taki jest mój cel i on będzie możliwy do zrealizowania jeśli wszyscy w zespole postawią właśnie drużynę na pierwszym miejscu i dadzą z siebie wszystko nie tylko dla własnej satysfakcji i swojego indywidualnego rozwoju, ale dla zespołu. To jest najważniejsza sprawa jeśli chodzi o kwestię mentalną. Natomiast co do aspektów technicznych, to nie jestem takim typem trenera, który kładłby nacisk głównie na jakiś konkretny element, np. na pierwszy atak, czy system blok-obrona. Patrząc na swoje doświadczenia z przeszłości, te sezony, które były dobre w wykonaniu moich drużyn były udane dlatego, że potrafiłem zrozumieć co jest najlepszym rozwiązaniem jeśli chodzi o organizację gry biorąc pod uwagę charakterystykę poszczególnych graczy. Moim zdaniem nie można tego wszystkiego uprościć i bazować na jakimś jednym głównym motto, że siatkówka polega na jakimś jednym konkretnym aspekcie gry. Dużo zależy też od tego, jakich ma się graczy w zespole i z jakimi warunkami fizycznymi, bo inny styl gry będzie prezentował zespół zbudowany z samych graczy powyżej 2 metrów, a inny mający w składzie niższych, ale technicznych zawodników pokroju Michała Kubiaka. Jako trener muszę zrozumieć jaka organizacja gry będzie najlepsza dla mojego zespołu, bo każdy zespół ma swoją charakterystykę i jest inny. Myślę, że moje umiejętności i doświadczenie są na tyle duże, żeby zrozumieć jaki styl gry będzie najbardziej skuteczny i wydajny dla naszej drużyny i żeby tak pracować z zespołem, aby wyciągnąć z niego maksimum. Nie mam jednak jakiegoś głównego „credo” jeśli chodzi o konkretny element, na przykład zagrywkę, która bardzo zależy od tego jaką charakterystykę gry mają dani gracze w zespole. Wiadomo, że mając w zespole takiego zawodnika jak Leon, można dać mu więcej swobody w tym elemencie i zachęcać go do tego, żeby cały czas zagrywał mocno i wywierał presję swoim serwisem. Jednak w przypadku innych graczy czasem potrzebna jest większa różnorodność czy stabilizacja. Dla mnie bardzo ważne będzie, żeby jak najszybciej poznać charakterystykę gry każdego z graczy i żeby znaleźć dla nich jak najlepszą organizację gry.
- Dla pana będzie to również wyjątkowy sezon jeśli chodzi o powrót do pracy trenerskiej po rocznej przerwie. Jak to się w ogóle stało, że po wywalczeniu mistrzostwa z Ziraatem Ankara przez rok był pan bezrobotny; czy chodziło o jakieś aspekty pozasportowe?
- Ostatni rok poświęciłem na to, żeby więcej czasu spędzić z rodziną, ponieważ wszyscy bardzo tego potrzebowaliśmy. Proszę sobie wyobrazić, że dwa lata spędziłem w Turcji będąc w rozłące z rodziną, a do tego nałożyła się jeszcze pandemia COVID i ograniczenia związane z podróżami. To wszystko zbiegło się jeszcze ze śmiercią mojego taty i sytuacja rodzinna zmusiła mnie do tego, żeby wrócić do Włoch i poświęcić czas dla najbliższych. Teraz jednak wracam do pracy i jestem tym bardzo podekscytowany. Jest to od razu praca w wielkim klubie, w jednej z najlepszych lig na świecie, więc to na pewno duże wyzwanie.
- W Rzeszowie będzie pan na co dzień z rodziną?
- Nie, ponieważ moja żona pracuje i nie może rzucić pracy, ale będzie mogła do mnie przyjeżdżać. Mam nadzieję, że pandemia nie zatrzyma znów podróży między krajami i że nie będziemy musieli znów mierzyć się z dużymi ograniczeniami.
- Czy jak każdy Włoch pasjonuje się pan piłką nożna czy ma może inne zainteresowania?
- Akurat nie przepadam za piłką nożną. Jeśli chodzi o inne sporty, to lubię bilard i czasem amatorsko grywam w bilarda, ale włoskiego bilarda, który ma swoją specyfikę. Uwielbiam też motory i wycieczki motorem po górach. Poza tym moją pasją są koty. Kocham koty i w mieszkaniu mam aż pięć kotów.
- Zapewne zna pan historię włoskich trenerów w Asseco Resovii, która nie brzmi dla pana optymistycznie?
- Tak, wiem, że losy Włochów w Rzeszowie nie były szczęśliwe. Praktycznie każdy z moich rodaków został zwolniony z pracy przed końcem kontraktu. Roberto Serniotti i Alberto Guliani w zeszłym sezonie nie doczekali Świąt Bożego Narodzenia, a Emanuele Zanini pracował w Rzeszowie bardzo krótko. Cóż, we Włoszech śmiejemy się, że naszym celem jako trenerów jest aby wytrwać w pracy w klubie do Świąt i zjeść „panettone” (ciasto wypiekane tradycyjnie na Święta Bożego Narodzenia – przyp. red.). Jeśli uda mi się w Rzeszowie dotrwać do Świąt i zjeść „panettone”, to zobaczymy co będzie dalej. Tak na poważnie, to nie obawiam się tego co się może stać. Bardzo lubię swoją pracę i przyjechałem do Rzeszowa żeby jak najlepiej ją wykonać i żeby zrobić wszystko co najlepsze dla drużyny. Czasem różne sytuacje mogą się wydarzyć, ale to jest część pracy trenera i trzeba to mieć na uwadze. Bywa tak, że gra zespołu się nie układa mimo że trener niczego nie zawinił, ale to na niego spada odpowiedzialność i to on pierwszy traci pracę. Wiem, że tak bywa, ale nie myślę o tym i nie obawiam się tego. Przyjechałem do Rzeszowa z czystą głową i z dużym entuzjazmem. Mój ostatni sezon przed przerwą był bardzo udany, bo Ziraat Ankara, który prowadziłem, po raz pierwszy w historii sięgnął po mistrzostwo Turcji. Przywiozłem do Polski taką pozytywną energię i postaram się nią zaszczepić cały zespół.
- Nie sposób nie zapytać pana o okres pracy z Cucine Lube, kiedy miał pan do dyspozycji bardzo mocny kadrowo zespół, ale regularnie przegrywający finały. Czy to doświadczenie i niepowodzenie zakończone zwolnieniem z klubu pomogło panu w jakiś sposób w dalszej pracy trenerskiej?
- To było bardzo pożyteczne i pouczające doświadczenie. Myślę też, że zabrakło nam wtedy w kilku momentach szczęścia, bo byliśmy blisko trofeum, ale kończyliśmy na drugich miejscach. Dla wielu drużyn, myślę, że chociażby dla Asseco Resovii, drugie miejsce w finale ligi Mistrzów czy klubowych MŚ, to byłby duży sukces, ale dla Lube niekoniecznie. To, że jako trener miałem taką możliwość, żeby dwukrotnie grać w finałach klubowych MŚ i raz w finale Ligi Mistrzów, to było jednak bardzo duże doświadczenie. Niektórzy szkoleniowcy przez wiele lat pracy klubowej mogą takie finały oglądać jedynie w roli widza czy przed telewizorem. Ja miałem jednak okazję rozgrywać wraz z zespołem bardzo ważne i prestiżowe mecze. Bardzo chciałbym ponownie prowadzić drużynę w takich spotkaniach, może w przyszłości z drużyną z Rzeszowa? Zobaczymy.
Powrót do listy