Gianlorenzo Blengini: kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana
– To zasługa tych chłopaków, to oni spisali się tak rewelacyjnie. Trener tylko proponuje pewne rozwiązania, działania, ale to siatkarze podejmują decyzje – mówił szczęśliwy selekcjoner Włochów, tuż po wywalczeniu brązowego medalu mistrzostw Europy.
PLUSLIGA.PL: Włosi wywalczyli brązowy medal mistrzostw Europy. To dobry wynik?
GIANLORENZO BLENGINI: Jesteśmy bardzo szczęśliwi, naprawdę. Jesteśmy też dumni ze zdobycia brązowego medalu, bo mieliśmy potencjał i umiejętności by stanąć na podium. Marzyliśmy o jego najwyższym stopniu, chcieliśmy za wszelką ceną zagrać w finale, ale półfinał ze Słowenią po prostu nam nie wyszedł. Niemniej, po raz kolejny zespół udowodnił, że ma spory potencjał, nie tylko techniczny, ale także na poziomie motywacji i sportowej dumy.
Co zawiodło w półfinale?
GIANLORENZO BLENGINI: Bardzo zabolała nas ta porażka, ale jednoznacznie chcę podkreślić, że Słowenia zagrała świetny mecz. My przystąpiliśmy do rywalizacji zbyt spięci, chyba za bardzo chcieliśmy wygrać. Niestety, mieliśmy w tym pojedynku sporo problemów i nie zdołaliśmy ich rozwiązać. Nie potrafiliśmy zatrzymać rywali blokiem, mieliśmy kłopoty z jakością własnej zagrywki i przyjęcia, właściwie z wszystkim. Na pewno nie zlekceważyliśmy przeciwników. Przed starciem ze Słowenią wiedzieliśmy, że w półfinale czeka nas ciężka przeprawa. Dlatego tym bardziej jestem zadowolony, że po takiej wpadce, w ciągu dwudziestu czterech godzin potrafiliśmy zmobilizować się jeszcze mocniej i zagrać z taką siłą i taką pewnością własnych działań. Dla trenera nie ma nic piękniejszego niż widok tak zdeterminowanej i ambitnie walczącej drużyny.
Naprawdę nie jest pan rozczarowany półfinałową porażką?
GIANLORENZO BLENGINI: Każdy sportowiec i każdy trener przeżył w swojej karierze taki mecz, jak nasz półfinałowy ze Słowenią. My naprawdę walczyliśmy, daliśmy z siebie tyle, ile tego dnia byliśmy w stanie. Słoweńcy są bardzo podobną drużyną do naszej, tak technicznie, jak i mentalnie. Po tym jak pokonali Polskę wiedzieliśmy, że są w bardzo dobrej dyspozycji. Jestem rozczarowany, ale taki jest sport.
Jak duże znaczenie miał fakt, że trenerem Słoweńców jest Andrea Giani, człowiek, który zna pana podopiecznych jak własną kieszeń, ich mentalność, sposób myślenia?
GIANLORENZO BLENGINI: Dla Słowenii na pewno miało to znaczenie. Giani to legenda włoskiej siatkówki i zna naszych graczy na wylot, bo przecież pracuje także jako trener klubowy. Natomiast na pewno nie miało to wpływu na moich zawodników, którzy też bardzo dobrze go znają i są oswojeni z jego osobą na co dzień, w lidze.
Skończył się pana pierwszy sezon w roli selekcjonera reprezentacji Włoch.
GIANLORENZO BLENGINI: I był to fantastyczny sezon. Nie wiem, czy potrafi pani sobie wyobrazić jak ja się czuję, jaki jestem dumny i szczęśliwy? W bardzo krótkim czasie udało nam się wygrać dwa medale. Przede wszystkim jednak wywalczyliśmy kwalifikację do igrzysk olimpijskich w Rio do Janeiro, grając w Japonii imponującą siatkówkę. Podczas mistrzostw Europy, mimo iż odczuwaliśmy zmęczenie po Pucharze Świata, też zagraliśmy dobrze, a nawet bardzo dobrze. To zasługa tych chłopaków, to oni spisali się tak rewelacyjnie. Trener tylko proponuje pewne rozwiązania, działania, ale to siatkarze podejmują decyzje.
Pan też musiał podjąć pewne decyzje i to dość ryzykowne. Chociażby, stawiając na młodego Giannelliego na rozegraniu.
GIANLORENZO BLENGINI: Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. A mówiąc poważnie, jeśli chce się być trenerem, trzeba umieć podejmować ryzyko. Ktoś, kto nie ma w sobie odwagi by ryzykować, nie sprawdzi się w tej roli. A ten kto za dużo myśli, kombinuje, zazwyczaj niewiele osiąga.
Simone Giannelli sprawdził się jako mózg drużyny?
GIANLORENZO BLENGINI: Podczas Pucharu Świata i mistrzostw Europy jego gra ewoluowała, poczynił spore postępy. Jednak przed nim jeszcze dużo pracy. To bardzo młody siatkarz, ale już widać, że ma zadatki na bycie bardzo dobrym rozgrywającym. Ma odpowiednią osobowość, siłę mentalną. Podobały mi się jego reakcje po przegranych meczach. Mimo iż grał pod ogromną presją, bo dla 19-latka taki turniej jak Puchar Świata to niecodzienne przeżycie, wykonał dobrą pracę.
Nową postacią w włoskiej kadrze jest także Osmany Juantorena. Jak wprowadził się do drużyny?
GIANLORENZO BLENGINI: Fantastycznie! W każdym aspekcie siatkarskiej sztuki ten chłopak może być przykładem. Daje zespołowi mnóstwo wsparcia mentalnego, także pod względem techniki i jakości gry. Ale to samo mógłbym powiedzieć o każdym innym zawodniku mojej ekipy. Jednego dnia Juantorena grał pierwsze skrzypce, innego Zajcew czy Giannelli. Kluczem do naszego sukcesu był „team spirit”, wszystkie dobre rzeczy, które działy się wewnątrz zespołu. Taka sytuacja bardzo pomaga trenerowi w pracy.
Podpisał pan kontrakt do końca mistrzostw Europy. Włoska federacja zgodzi się, by łączył pan pracę w klubie i kadrze? Dotąd nie pozwalała trenerom na łączenie etatów...
GIANLORENZO BLENGINI: Teraz wracam na klubowy grunt i chcę się skupić wyłącznie na pracy w Volley Lube. Rozmowy o dalszej współpracy z kadrą odłożyłem na później. Oczywiście, marzy mi się wyjazd na igrzyska olimpijskie, ale najpierw muszę podpisać kontrakt. Póki to się nie stanie, nie chciałbym rozmawiać o mojej reprezentacyjnej przyszłości.