Gloria victis, czyli dlaczego ZAKSA tworzy historię
Sportowe powiedzenie mówi, że zwycięstwo ma wielu ojców, a przegrana jest sierotą. W siatkówce remisów nie ma, więc ktoś będzie się cieszył, w jego rywal - smucił.
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle przyzwyczaiła nas w ostatnich sezonach, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Dwa razy nie była faworytem Ligi Mistrzów, a jednak okazała się najlepsza. W tym roku pokonała do finału drogę przez mękę, a jednak zagra w turyńskim Superfinale, wyrzucając po drodze - nietykalnych, jak się wydawało - Trentino i Perugię. W międzyczasie we wspaniałym stylu zdobyła TAURON Puchar Polski, a w ćwierć- i półfinale PlusLigi pokonała rewelacyjny Projekt Warszawa i Asseco Resovię, lidera po fazie zasadniczej.
Okazało się jednak, że jest drużyna silniejsza od kędzierzyńskiej. Drużyna, którą w obecnej dyspozycji prawdopodobnie nie byłby w stanie pokonać nikt na świecie, co akurat nie powinno dziwić, bo przecież PlusLiga jest w tym sezonie poza zasięgiem rywali.
Trenerzy mówią, że najlepszym sposobem na rewelacyjnie spisującego się przeciwnika jest grać tak samo jak on, a wtedy na pewno straci pewność siebie. ZAKSA nie była w stanie wznieść się na poziom prezentowany w finałach przez Jastrzębski Węgiel i zwyczajnie została mocno pobita. Ale czy rozbita? Przypuszczam, że wątpię, bo kędzierzynianie pokazali wielokrotnie, że ich największymi atutami są umiejętności i charakter, a dowodem są ich wyjątkowe sukcesy.
Właśnie o tym charakterze chciałbym napisać. W trzecim meczu finałowym PlusLigi ustępujący mistrz Polski został zmieciony z boiska. Jak sprawdzili dociekliwi, nigdy w XXI wieku nie zdobyli w spotkaniu ligowym 44 punktów.
Ale ad rem. Mimo fatalnego samopoczucia, jej siatkarze pokazali charakter i wyszli do mediów, żeby odpowiadać na trudne pytania. Na pewno bolało ciągłe tłumaczenie, dlaczego nie byli w stanie dorównać perfekcyjnie prezentującym przeciwnikom, co czuli, gdy tracili tytuł mistrza Polski. W takich sytuacjach najlepiej widać charaktery sportowców.
Najodważniejsi są zwykle ci najlepsi, tacy jak Marcin Janusz, który zmęczony bieganiem za piłką po całym boisku (przy tak serwujących jastrzębianach sztuką było utrzymanie piłki w grze) przez pół godziny odpowiadał na pytania. Do wywiadów wyszli też Aleksander Śliwka i Norbert Huber. Wszyscy pokazali, że są wielkimi sportowcami, bo bardzo łatwo jest opowiadać o zwycięstwie, ale tłumaczenie się z przegranej wymaga odwagi. A przecież wszyscy dziennikarze znają widok, jak po niepowodzeniach zawodnicy uciekają szybko z boiska, a szatni wychodzą z telefonem przy uchu, by nie rozmawiać z mediami.
Dlatego patrząc na postawę liderów ZAKSY można zrozumieć, dlaczego ta drużyna w ostatnich latach pisze historię polskiej siatkówki. Dlatego brawa dla nowych mistrzów z perfekcyjnego w finałach Jastrzębskiego Węgla, ale i - zapożyczając od Elizy Orzeszkowej - GLORIA VICTIS, czyli chwała pokonanym. Po sztuką jest przyjąć porażkę z godnością i podniesioną głową.
Powrót do listy