Grzegorz Kosok: cieszę się z danej mi szansy
Grzegorz Kosok środkowy Asseco Resovii finałowy turniej Ligi Światowej w Gdańsku zaczynał w kwadracie dla rezerwowych, ale zakończył go jako szóstkowy gracz z medalem na piersi.
- Przede wszystkim cieszę się, że trener daje mi szansę gry i mi zaufał – mówi GRZEGORZ KOSOK. - Wiem, że muszę się mocno przyłożyć by go nie zawieść. Na pewno w moim przypadku to wszystko potoczyło się bardzo szybko i zrobię wszystko, by tak było nadal. Dam z siebie wszystko, aby grać w kadrze dłużej, niż tylko ten pierwszy rok. Każdy z nas się bije o miejsce w składzie, każdy chce grać w pierwszej szóstce, raz pada na mnie, a raz na kogoś innego.
PlusLiga: - Czy Grzegorz Kosok z początku LŚ, a ten teraz to dwaj różni zawodnicy?
- Na pewno czuję się pewniej. Zawsze podkreślam, że chcę pomagać temu zespołowi, dawać z siebie wszystko. Zdaję sobie sprawę, że jest to moja wielka szansa i świetnie byłoby ją wykorzystać. Na pewno nie zadowala mnie do końca to co prezentuje i zdaję sobie sprawę, że mogę grać jeszcze lepiej i jak wiele pracy przede mną. Przez ostatnie dwa lata w moim życiu wiele się zmieniło. Dwa medale w PlusLidze, powołanie do kadry, gra w finale LŚ i od razu medal. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że tak to wszystko się szybko potoczy.
- W PlusLidze rywale wiedzą, że spore zagrożenie z twoje strony stanowi zagrywka flotem, teraz o jej skuteczności przekonali się najlepsi siatkarze świata…
- Cieszę się, że w miarę mi ten flot wychodził, choć też nie ustrzegłem się w nim błędów. Wiem nad czym musze pracować i jak korygować te pomyłki. Nie tylko w zagrywce chcę stawać się lepszym zawodnikiem, ale też w ataku czy bloku, gdzie wciąż drzemią rezerwy.
- Debiutem dla ciebie w kadrze był w maju towarzyski mecz z Rosją. W półfinale LŚ po raz kolejny miałeś okazję zagrać przeciwko ekipie Sbornej, ale tym razem rywale nie pozostawili już złudzeń kto jest lepszy.
- Teraz znacznie lepiej zagrywali i punktowali nas niemiłosiernie. My ze swej strony w tym półfinale daliśmy z siebie wszystko, to jednak nie wystarczyło na rywali, którzy zagrali naprawdę świetny mecz.
- Przez dwa lata pracowałeś w Rzeszowie z trenerem Ljubo Travicą. Teraz masz okazję rozwijać skrzydła w kadrze pod okiem Andrei Anastasiego. Czy te dwie włoskie trenerskie szkoły są w jakiś sposób do siebie podobne?
- Może troszeczkę, chociaż moim zdaniem więcej gramy 6 na 6. Jest to o tyle lepsze, że się szybciej zgrywamy. W reprezentacji mieliśmy mało czasu na to, żeby stworzyć drużynę i żeby każdy poczuł, jak gra kolega z boku. Ta spora ilość gry w szóstkach była dobrym rozwiązaniem w takiej sytuacji. Osobiście bardzo cienię obu trenerów, którzy przede wszystkim dali mi szansę. Na Ljubo nie mogę powiedzieć złego słowa. Przychodziłem do klubu jako ten trzeci polski środkowy, ale on postawił na mnie i dał mi szansę rozwoju, za co jestem mu bardzo wdzięczny, no a teraz staram się w to brnąć dalej. Widzę, że przede mną jeszcze bardzo dużo pracy, ponieważ moja gra nie zawsze wygląda tak, jakbym tego chciał.
Powrót do listy