Grzegorz Kosok: udzieliły nam się inauguracyjne emocje
Po trzech kolejkach spotkań PlusLigi Jastrzębski Węgiel zajmuje szóste miejsce w klasyfikacji, ze stratą 4. oczek do lidera z Kędzierzyna-Koźla. W minioną niedzielę Pomarańczowi przegrali na własnym boisku 0:3 ze Stocznią Szczecin. - Nie zagraliśmy źle, ale w każdym z setów przytrafiły nam się krótkie przerwy w skupieniu - ocenił kapitan jastrzębian zapewniając, że jego zespół wciąż stawia sobie cele wysoko.
PLUSLIGA.PL: Inauguracja sezonu przed własną publicznością nie była dla Jastrzębskiego Węgla zbyt udana?
GRZEGORZ KOSOK: Szczecin też nie miał najlepszej inauguracji i to dwa razy. A mówiąc poważnie, nasi rywale zagrali bardzo dobre spotkanie. My też nie zagraliśmy źle, bo dwie partie rozstrzygały się na przewagi. W każdym z setów prowadziliśmy różnicą 2-3 punktów, ale potem przytrafiały nam się błędy - zablokowany atak, wpuszczony w boisko as serwisowy. Na tym chyba polega dzisiejszy sport i rywalizacja drużyn, które mają zbliżone cele - kto popełni mniej błędów, ten wygrywa. Równie dobrze wynik mógł rozstrzygnąć się na naszą korzyść. Zabrakło odrobiny szczęścia i trochę takiej płynności po naszej stronie. Nic, trzeba przejść do kolejnego spotkania, do tego co przed nami. Jest wiele drużyn, które będą się biły o awans do najlepszej szóstki, my także i na tym należy się skupić.
To prawda, ale też chyba trzeba zastanowić się nad tym skąd biorą się tracone seriami punkty, bo w spotkaniu ze Stocznią właśnie to was pogrążyło?
GRZEGORZ KOSOK: Nasz trener i cały sztab szkoleniowy na pewno już nad tym ciężko myślą. Sami zresztą też czujemy co poszło nie tak. Oczywiście, teraz nagle nie będziemy nieczego diametralnie zmieniać, aczkolwiek trzeba będzie się skoncentrować na kilku elementach gry i trochę je poprawić, aby w tych decydujących momentach rywalizacji prezentować się lepiej.
Szczecinianie wygrali mecz także lepszą skutecznością na wysokiej piłce, bo tych sytuacyjnych ataków obydwie drużyny miały sporo. Kurek i Kazijski to potęga na skrzydłach…
GRZEGORZ KOSOK: Zgadzam się. W niedzielnym meczu piłki z pola ewidentnie były po stronie naszych rywali. Parę razy się przekonałem, że niestety nie jestem w stanie dosięgnąć takiej piłki. Kiedy gra się z tego typu zawodnikami, którzy na dodatek są w tak dobrej formie jak oni, jest bardzo ciężko, bo potrafią skończyć każdą akcję. Mimo to, tak jak już nadmieniłem, spotkanie nie było w naszym wykonaniu złe. Przydarzyły nam się jednak krótkie przerwy w skupieniu - minuta, dwie w każdym secie i sprawy potoczyły się nie tak, jak byśmy tego chcieli.
No i chyba też macie jeszcze większy potencjał w polu serwisowym? W niedzielę nie pokazaliście wszystkiego, co potraficie w tym elemencie.
GRZEGORZ KOSOK: Niestety, znów muszę się zgodzić. Lepsza zagrywka wyraźnie była po drugiej stronie siatki, chociaż i my mieliśmy kilka asów serwisowych. Nie wiem dokładnie jak wyglądało to w statystykach, ale na pewno do tego elementu trzeba będzie jeszcze bardziej przyłożyć się na treningach.
Niedociągnięcia boiskowe można zrzucić na brak zgrania? To w końcu dopiero 3. kolejka spotkań.
GRZEGORZ KOSOK: Myślę, że tak. Z każdym kolejnym, wspólnym treningiem sytuacja powinna wyglądać lepiej, czas będzie działał na naszą korzyść i tego się trzymajmy - że właśnie to było przyczyną. Wydaje mi się też, że ten pierwszy mecz w własnej hali każdy z nas, a szczególnie nowi gracze, trochę poczuł na własnej skórze. Każdy chciał zagrać świetnie, zrobić jak najlepsze wrażenie i czasami w takich właśnie sytuacjach, nie powiem, że jest stres, ale na pewno pojawiają się emocje, które potrafią sparaliżować na kilka chwil.
Podczas inauguracji sezonu prezes JW zapowiedział walkę o medale. Rozumiem, że te trzy pierwsze kolejki nie zweryfikowały waszych celów i oczekiwań?
GRZEGORZ KOSOK: Oczywiście, że nie! Dalej bijemy się o jak najwyższe cele i zrobimy wszystko, żeby je zrealizować. Sportowo jesteśmy mocni, świetnie trenujemy, trzeba tylko przełożyć te treningi na sytuacje meczowe. Z pewnością liga sprawdzi nas pod każdym względem, ale tak samo sprawdzi pozostałe ekipy, które chcą bić się o medale. A moim zdaniem, jest ich w tym roku co najmniej siedem - osiem.