Guillaume Samica: Dopóki piłka w grze....
Z poczuciem niedosytu i wielkiej złości wrócili z Bełchatowa siatkarze Jastrzębskiego Węgla, którzy w rywalizacji o finał PlusLigi przegrywają już 0:2. Dlaczego? - Może zabrakło szczęścia, może regularności, a może...Mariusza Wlazłego - odpowiada nieco ironicznie Guillaume Samica.
PlusLiga:- Trener Dejewski twierdzi, że aby wygrać ze Skrą, trzeba zagrać na 120 procent możliwości. Zgadza się pan z tą opinią?
Guillaume Samica: - Myślę, że aby pokonać Skrę wystarczy byśmy zagrali na sto procent swoich możliwości. Jeśli natomiast Skra nie ma swojego dnia, wystarczy nawet osiemdziesiąt - tak było gdy graliśmy w Bełchatowie w fazie zasadniczej. Teraz jednak są play offy i zupełnie inna bajka. Trzeba wygrać trzy mecze, a do tego potrzebna jest regularność. Tego zabrakło w ostatnich pojedynkach. Potrafiliśmy świetnie grać przez pół seta, a potem robiąc głupie błędy oddawaliśmy pole rywalom.
- Nie mogę nie spytać dlaczego tak się działo?
- Gdybym znał odpowiedź na to pytanie, to pewnie wynik rywalizacji byłby inny. Wszystkiemu "winny” jest Mariusz Wlazły, który w żadnym wcześniejszym meczu nie grał tak dobrze, jak w ostatnich dwóch. Wychodziło mu wszystko, a w polu serwisowym dał nam prawdziwą szkołę. Do tego, po raz kolejny bełchatowianie zagrali bardzo dobrze w przyjęciu, praktycznie nie mieli słabych punktów.
- Kto ma Wlazłego ten ma mistrza - taka opinia krąży po Polsce.
- Tego nie powiedziałem, bo dopóki piłka jest w grze wszystko może się zdarzyć. Trzeba jednak oddać, że Mariusz Wlazły to indywidualność, która może uczynić ogromną różnicę w jakości gry każdej drużyny, w której występuje.
- Ale to nie Wlazły sprawił, że w pierwszym meczu półfinałowym wypadliście tak słabo?
- Nie zgadzam się, że zagraliśmy źle - to Skra zagrała rewelacyjnie. Co z tego, że zagrywaliśmy piekielnie mocno, jak Antiga przyjmował wszystko w punkt? Co z tego, że ustawialiśmy blok na Wlazłego, jak on bił ponad naszymi rękami? Taka już jest siatkówka, że czasami po prostu rywal jest nie do przejścia. Taki mecz już był - ten otwierający rywalizację półfinałową i mam nadzieję, że więcej się nie przydarzy.
- W Bełchatowie pokazaliście maksimum swoich możliwości?
- Absolutnie nie, choć już w drugim pojedynku były długie momenty, gdy graliśmy lepiej niż Skra. Jak przycisnęliśmy ich trochę zagrywką, to też tracili zimną krew i popełniali błędy. Musimy dać z siebie jeszcze więcej, nie tylko ja czy Robert Prygiel - wszyscy, bo każdy z nas jest jednakowo potrzebny na boisku. Choć na papierze to oni mają mocniejszy skład, czuję że możemy ich pokonać. To jest nasza praca, klub postawił nam konkretne cele, a i my mamy swoje ambicje. Dlatego w piątek i sobotę (bo będzie mecz w sobotę!) zrobimy wszystko, żeby to potwierdzić. Jeżeli nie uda się pokonać Skry Bełchatów, to chciałbym przynajmniej skończyć tę rywalizację bez poczucia żalu, że nie daliśmy z siebie wszystkiego. Po dwóch pierwszych pojedynkach mam niedosyt.
- Tym bardziej, że teraz zagracie na swoim terenie.
- Myślę, że hala na lodowisku Jastor nie będzie naszym sprzymierzeńcem i nie nazywałbym jej "naszą” halą. Nie dlatego, że jest to obiekt, na którym nie trenujemy, a kibice są daleko od nas i nie czujemy klimatu. W Treviso graliśmy przy pustych trybunach, a w Kędzierzynie, przy oszałamiającym dopingu dla rywali potrafiliśmy wygrać w bardzo dobrym stylu. Lodowisko Jastor jest może świetnym miejscem do uprawiania hokeja, ale na pewno nie siatkówki.