Guillaume Samica: niech ten rok się już skończy
Jedna z najjaśniejszych gwiazd Jastrzębskiego Węgla Guillaume Samica nie zaliczy mijającego roku do udanych. Określając jednym słowem wszystko to, co wydarzyło się w jego życiu, mówi wprost: katastrofa!
PlusLiga: Jak spędził pan świąteczną przerwę?
Guillaume Samica: Byłem w moim domu, w Chorwacji. Spędziłem ten czas w towarzystwie ukochanego psa - być może ostatni raz miałem taką możliwość, bo w rzeczywistości Kimi jest własnością mojej byłej dziewczyny. Poza tym, bycie samemu w Chorwacji to znacznie lepsze wyjście, niż bycie samemu w Żorach - miałem przynajmniej okazję odpocząć nad morzem i w znacznie cieplejszym klimacie, niż polski.
- Nie obchodzi pan świąt Bożego Narodzenia?
- Jestem obecnie ateistą i nie przywiązuję wagi do świąt, ale szanuję wszystkie tradycje religijne. Kiedy byłem młodszy, święta były dla mnie ważne i brałem w nich udział z radością. Potem, bogatszy o wiele doświadczeń i problemów zmieniłem poglądy w tej sprawie i aktualnie traktuję święta jak każdy, inny dzień. Świąteczny czas powinno się spędzać z najbliższą rodziną. Moja jest w tej chwili podzielona, dlatego wybrałem odpoczynek w pojedynkę.
- Żadnych świątecznych prezentów?
- Przykro to mówić, ale nie. Nie otrzymałem żadnego podarunku, ani też nikogo nie obdarowałem.
- Ale Sylwestra nie będzie pan spędzał samotnie?
- Oczywiście, że nie, choć szaleństwa nie przewiduję. Mamy trening w ostatni dzień starego roku i w pierwszy nowego. Trzeciego stycznia natomiast gramy bardzo ważny mecz, który musimy wygrać, bo punkty zaczynają nam uciekać.
- Rozumiem, że nawiązuje pan do ostatniej porażki - co się stało w Bydgoszczy?
- To był ciężki mecz, praktycznie z marszu, po wyczerpującej podróży z Portugalii. Wcześniej zagraliśmy dwa spotkania na wysokim poziomie technicznym i fizycznym, które kosztowały nas sporo wysiłku. Część zawodników była zmęczona i nie wytrzymała trudów pojedynku z Delectą, która nawiasem mówiąc, zagrała bardzo dobrze.
- Dlaczego pan nie był zmęczony?
- Właśnie tłumaczyłem to wczoraj naszemu szkoleniowcowi....prawie cały tydzień nie trenowałem i byłem mniej wyeksploatowany, niż koledzy. Żartowaliśmy nawet, że musi wymyślić dla mnie taki cykl, żebym jak najwięcej czasu spędzał w podróży i jak najmniej spał i trenował, bo widocznie na tym polega mój sekret, że im mniej trenuję, tym lepiej się spisuję na boisku.
- A mówiąc poważnie - wraca pan do wielkiej formy?
- Minione tygodnie były dla mnie ciężkie. Czułem się zmęczony, głównie psychicznie i miałem świadomość, że nie gram tak, jak powinienem. Teraz jest znacznie lepiej. Ostatnie spotkania ligowe pokazały, że forma rośnie, również psychicznie czuję się mocniejszy i mam nadzieję, że nie dam już nikomu powodów do krytykowania mojej osoby.
- Wierzy pan, że Jastrzębie może wygrać PlusLigę?
- Każdy chce wygrać mistrzostwo Polski. Mamy potencjał, żeby to zrobić i gorąco wierzę, że tak się stanie. Brakuje nam jednak stabilności formy i powtarzalności. Jeśli tego nie nabędziemy przed play offami, może być krucho. Musimy rozwiązać problemy we własnych głowach, bo tu moim zdaniem tkwi przyczyna. To jest podstawa.
- To chyba rola waszego szkoleniowca, by pomóc wam "poukładać głowy" podczas spotkań?
- Trener bierze odpowiedzialność za wynik. To on nas przygotowuje do sezonu, układa taktykę, ale to nie on stoi na boisku. Jeśli stanie na nim sześciu światowej sławy siatkarzy, ale będą grali źle, to trener nic nie zrobi. Od niego zależy jakieś 10 procent. Reszta, to sprawa zawodników i to my wygrywamy lub przegrywamy mecz.
- Rozegrał pan już sporo spotkań w PlusLidze. Proszę się pokusić o porównanie polskich rozgrywek z włoską Serie A1.
- Pod względem organizacyjnym różnice są naprawdę niewielkie. Jeśli chodzi o poziom rozgrywek, włoska liga jest niedościgniona. Zasadnicza różnica polega na tym, że we Włoszech doskonała większość zespołów tworzy bardzo silne grupy, w których dodatkowo egzystują jedna, dwie lub nawet trzy równie silne indywidualności - jak chociażby w Trento, Maceracie czy Treviso. Jeśli Świderski ma słabszy dzień, to grę ciągnie Omrcen, a gdy i ten trafia po autach, to jest jeszcze Martino i w żadnym wypadku nie ma ubytku w jakości gry. W Polsce podobnie funkcjonuje może Skra Bełchatów, choć i tam gdy zabraknie Mariusza Wlazłego, bywa krucho.
- Żałuje pan przenosin do polskiej ligi?
- Absolutnie nie! Chciałbym tylko móc to samo powiedzieć po zakończeniu sezonu. Na razie wszystko jest w porządku - mam przyjaciół, w klubie nie ma problemów. Bardzo szybko znalazłem swoją grupę odniesienia w Jastrzębskim Węglu. Świetnie się dogaduję z Robertem Pryglem, który jest fantastycznym człowiekiem, ale więcej czasu spędzam z Igorem Yudinem, Grzegorzem Łomaczem i Rafą. Często razem wychodzimy, mam coraz większe poczucie komfortu i pewnej stabilizacji. Ciężkie bywają jedynie samotne wieczory w domu.
- Koledzy pokazali panu jakieś ciekawe miejsca, poza Żorami?
- Powiem szczerze - na razie nie mam na to specjalnie ochoty, bo czas pewnie by się znalazł. Kiedy byłem dzieckiem, moja mama skutecznie wybiła mi z głowy miłość do zwiedzania. Zobaczyłem chyba wszystkie kościoły i muzea w Europie i na dziś mi wystarczy. Na pewno zanim wyjadę z Polski odwiedzę Kraków, bo wszyscy mówią, że to przepiękne miasto.
- Jest coś, czego pan nie lubi w Polsce?
- Nie lubię uciążliwych podróży autokarem. We Włoszech również przemieszczaliśmy się autokarem, ale tam są autostrady i 100 kilometrów przejeżdża się w godzinę, a nie jak w Polsce, w ponad dwie. Ale to nie jest problem, który spędza mi sen z powiek - po prostu nie przepadam za autobusami i tyle.
- Zostanie pan w Jastrzębiu na kolejny sezon?
- Tego nie wiem. Jeśli po zakończeniu rozgrywek będę usatysfakcjonowany swoją postawą i postawą drużyny - kto wie. Dla mnie najważniejsze, by czerpać radość z grania, nie męczyć się tym, co robię. Nie chcę już czynić dalekosiężnych planów, bo w tym roku też je miałem....potem w jednej chwili wszystko się rozsypało.
- Wnioskując z pana wypowiedzi,rok 2008 nie był udany....
- Dla mnie jako siatkarza był to bardzo przeciętny rok. Kłopoty w poprzednim klubie Sparklingu Mediolan, potem mierne występy w reprezentacji kraju, będące konsekwencją słabego sezonu ligowego i brak najmniejszego nawet sukcesu. Nie zagraliśmy na Olimpiadzie i nie awansowaliśmy do Final Six Ligi Światowej. Końcówka roku, w Jastrzębiu też nie jest szczytem marzeń, bo gram w kratkę. Jeśli do tego dołączę wszystko, co wydarzyło się w moim życiu poza siatkarskim, to wychodzi jedna wielka klęska. Z niecierpliwością czekam na nowy rok i nowe szanse.
- Szanse na....?
- Przede wszystkim oczekuję, że wreszcie odzyskam równowagę emocjonalną i na nowo zacznę się cieszyć każdym dniem, który przynosi życie. Nie chcę zakończyć kolejnego roku, żałując że coś nie wyszło i rozpamiętywać potem co by było, gdyby.... Chciałbym też wreszcie osiągnąć jakiś sukces na niwie siatkarskiej. Jeśli nie wygramy medalu z Jastrzębskim Węglem, ale polegniemy po dobrej, sportowej walce, to również będę usatysfakcjonowany - bo taki jest sport.