Guillaume Samica - typ niespokojny
Świetny technik, z szerokim wachlarzem, doprowadzających rywali do rozpaczy "kiwek" i plasów. Jedna z najsympatyczniejszych postaci PlusLigi, z typowym francuskim dystansem do życia i samego siebie - Guillaume Samica opowiada o swojej filozofii siatkarskiego bytu.
PlusLiga: To prawda, że Paweł Zagumny przyczynił się do podpisania przez pana kontraktu z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle?
Guillaume Samica: Prawda. Byliśmy w kontakcie telefonicznym, mówił mi, że ZAKSA poszukuje przyjmującego. Ja wtedy czekałem na decyzję innego klubu, ale ostatecznie poprosiłem mojego menadżera, żeby podjął rozmowy z Kędzierzynem. Na początku pertraktacji były pewne problemy, ale dzięki pomocy Pawła Zagumnego i Sebastiana Świderskiego zostały rozwiązane.
- Zdradzi pan czego dotyczyły te problemy?
- Nie chciałbym mówić o szczegółach. Powiedzmy, że dotyczyły pewnego nieporozumienia....Na szczęście wszystko się wyjaśniło.
- Kędzierzyński klub trochę zaryzykował zatrudniając pana po średnim sezonie w Rosji i niezbyt udanym w kadrze narodowej.
- Dlaczego twierdzi pani, że w Rosji grałem źle?
- Nie źle, średnio. Oglądałam mecze, rozmawiałam z trenerem Santillim. Wynik końcowy Iskry Odincowo był znacznie poniżej oczekiwań i możliwości.
- Po rundzie zasadniczej byliśmy na pierwszym miejscu w tabeli. W ćwierćfinałowych play off-ach ulegliśmy grającemu niesamowitą siatkówkę Dynamu Krasnodar, po twardej walce. Rosyjski czempionat jest wyjątkowo trudny. W Polsce macie jednego Bartosza Kurka, w Rosji jest co najmniej dwudziestu takich "Kurków". Każdy mecz to zmaganie się z olbrzymią ścianą rąk, walka na argumenty siłowe. Tylko ten, kto miał okazję tam zagrać, wie o czym mówię. Do tego dochodzą uciążliwe podróże, specyficzny klimat. Rosja to Rosja. Wszyscy twierdzą, że grałem w Superlidze źle. A który obcokrajowiec gra tam dobrze, zwłaszcza w pierwszym sezonie?
- Jadąc do Rosji wiedział pan czego można się tam spodziewać, mimo to podjął pan wyzwanie.
- Poznałem nowy kraj, zderzyłem się z zupełnie nieznaną mi i trudną do rozgryzienia mentalnością. Rok spędzony w Moskwie był ciężki, ale i niezapomniany. W sumie, jak już poznałem trochę Rosjan, zacząłem z nimi rozmawiać, to okazało się, że są naprawdę fajnymi ludźmi, zwłaszcza ci związani z drużyną i klubem. Dziś, z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że nie żałuję spędzonego tam sezonu. To było bardzo cenne doświadczenie.
- Ale zostać na kolejny rok pan nie chciał?
- Chciałem, ale w Rosji nigdy nie wiadomo co się stanie. Trzeba pamiętać, że zespół rosyjski może zatrudniać tylko dwóch obcokrajowców. Schoeps miał ważny kontrakt, Makarow odszedł, więc potrzebny był nowy rozgrywający. Roberto Santilli nie miał wyjścia, musiał szukać zagranicznego rozgrywającego, bo rosyjski rynek jest w tym aspekcie skromny. Takie jest życie sportowca.
- Pan od kilku lat zmienia klub praktycznie co sezon. To kwestia wyłącznie pecha czy jednak trochę pana własnego wyboru?
- Taką mam pracę, że pozwala mi zdobywać różnorakie doświadczenia siatkarskie, ale także życiowe. W ciągu kilku lat poznałem wiele kultur - polską, grecką, włoską, rosyjską. To wszystko wzbogaciło mnie jako siatkarza, ale przede wszystkim, jako człowieka. Czasami to wybór, czasami konieczność.
- Kolejne wyjazdy to rodzaj siatkarsko - życiowej przygody?
- Przede wszystkim jest to dla mnie praca, ona jest najważniejsza. Każdy, kto mnie zna wie, że lubię ryzyko, proste ścieżki nie są dla mnie. Jestem takim niespokojnym typem, który ciągle poszukuje. Ale też, w każdym miejscu potrafię się odnaleźć, znaleźć dla siebie coś ważnego, pożytecznego. Lubię ludzi, jestem otwarty, towarzyski. Siedzenie w domu, stagnacja nie są dla nie. Ja muszę żyć.
- Dlatego wrócił pan do Polski? Grając w Jastrzębskim Węglu był pan bardzo zadowolony. Jak jest obecnie, w ZAKSIE?
- Wtedy grałem w dobrej drużynie, teraz również. Teraz jestem trzy lata starszy, bardziej zmęczony, ale za to w Kędzierzynie jest ładniejsza hala, bo obiekt w Szerokiej to była "masakra". Z Jastrzębia mam fantastyczne wspomnienia i mam nadzieję, że to samo będę mógł powiedzieć o Kędzierzynie po zakończeniu sezonu. Żory to było takie typowo polskie miasteczko, tutaj jest "ZAKSA city". To nie jest najładniejsze miasto, w jakim dotąd mieszkałem. Ale mam w domu TV, Internet, mam samochód....dam radę. Najważniejsza, jak mówiłem jest siatkówka. A w Kędzierzynie mam przecież "Gumę", z którym gra to prawdziwa przyjemność oraz świetny zespół. No i idealne warunki do pracy.