Guillaume Samica: udział w Meczu Gwiazd to honor
W trzecim secie spotkania pucharu Challenge z Lokomotiwem Kijów przyjmujący Jastrzębskiego Węgla Guillaume Samica zszedł z boiska z bólem dłoni. Początkowo myślał, że złamał palec, ale po kilkunastu minutach wszystko wróciło do normy. - Będę żył - żartował zapewniając, że Meczu Gwiazd nie odpuści, choćby tylko miał postać w kwadracie.
PlusLiga: -Co się stało, że musiał pan opuścić boisko?
Guillaume Samica: Źle uderzyłem piłkę podczas bloku i wybiłem palec. To zdarza się dość często. Odczuwam lekki ból, ale za kilka dni wszystko będzie w porządku.
- Czy to oznacza, że nie zagra pan w Meczu Gwiazd?
- Zastanawialiśmy się czy w ogóle powinienem pojechać na ten mecz, w obawie przed kontuzją. Jestem dość pechowym zawodnikiem i sztab szkoleniowy woli dmuchać na zimne. Kiedy jednak dowiedziałem się jaki cel przyświeca Meczowi Gwiazd, postanowiłem pojechać za wszelką cenę.
- Nawet jeśli ból nie minie?
- Jeśli nie będę gotowy do gry, to przynajmniej postoję w kwadracie i będę dopingował drużynę. Koledzy z zespołu żartują, że muszę się tam pokazać jako jedyny reprezentant Jastrzębskiego Węgla - robić za gwiazdę, rozdawać autografy i pozować do zdjęć (śmiech). A mówiąc poważnie, to wielki honor i zaszczyt wziąć udział w takim przedsięwzięciu. Być może taka okazja zdarza mi się ostatnio raz. No i przede wszystkim - znowu będę mógł zagrać w jednej drużynie ze Stephane Antigą.
- To nie będzie pana pierwszy Mecz Gwiazd?
- Drugi, a właściwie trzeci. Tyle tylko, że raz grałem w Meczu Gwiazd ligi francuskiej, a drugi raz, ze względu na kontuzję, komentowałem pojedynek dla telewizji. We Włoszech, choć spędziłem tam kilka lat, nigdy nie zaproszono mnie do udziału w All Stars. Dla nich jestem tylko przeciętnym, francuskim siatkarzem. We Francji z kolei spotkania były bardzo kameralne, bez rozgłosu i wielkiego szumu medialnego. Znając polski rozmach i zamiłowanie do siatkówki, mecz w Warszawie będzie wielkim show.
- Wróćmy na moment do dzisiejszego spotkania z Lokomotiwem - zaskoczyli was czymś rywale?
- Nie mieliśmy o nich zbyt dużo materiałów, zobaczyliśmy tylko trzy sety i na tej podstawie budowaliśmy taktykę. Na szczęście okazało się, że zagrali gorzej, niż przewidywaliśmy, zwłaszcza na zagrywce. To jednak nie ma znaczenia. Za każdym razem podkreślam, że najważniejsza jest nasza postawa i to od nas, nie od rywali zależy, czy wygrywamy bądź przegrywamy mecz. Koncentracja i konsekwencja - to klucz do pokonania każdego przeciwnika.
- Tak było w spotkaniu z Lokomotiwem?
- Wynik mówi sam za siebie. 3:0 na własnym boisku to spora zaliczka przed rewanżem. Jedyne do czego można się przyczepić, to kilka prostych błędów na bloku, no i moje przyjęcia na drugą stronę. Atak na przyzwoitym poziomie, zagrywka i defensywa też bez zarzutów. Może nie zagraliśmy wielkiego meczu, ale było pozytywnie.
- Dlaczego tak nie było w spotkaniu z Politechniką Warszawską?
- Dlatego, że Politechnika to dobry zespół i tego dnia byli po prostu lepsi. My z kolei mieliśmy słabszy dzień i nic nam nie wychodziło. Musimy umieć zaakceptować to, że czasami inne drużyny grają lepiej od nas, nawet jeśli są niżej notowane. To wcale jednak nie oznacza, że są on nas lepsze, a my nie jesteśmy w stanie walczyć o medale. Można nam zarzucić, że wciąż mamy problemy ze stabilnością formy, ale przecież nie tylko my.
- Tylko ze stabilnością formy?
- Tak - tylko i wyłącznie, wbrew temu co próbują sugerować niektórzy dziennikarze. Chciałbym przy okazji podkreślić, że nie ma żadnego konfliktu pomiędzy mną a trenerem Santillim, a co więcej, bardzo się lubimy. Podobnie zresztą, jak z Robertem Pryglem i całą resztą drużyny. W zespole od początku panuje świetna atmosfera i jest mi przykro, że ktoś z zewnątrz próbuje to naruszyć. Naprawdę nie rozumiem dlaczego.