Guillaume Samica: wrócę do Polski na pewno
Były przyjmujący Jastrzębskiego Węgla był najskuteczniejszym zawodnikiem pierwszego meczu turnieju kwalifikacyjnego w Gdyni, pomiędzy Francją a Słowacją. Patrząc na jego poczynania i radość jaką czerpie z gry w siatkówkę, można tylko żałować, że śląscy włodarze nie zdołali zatrzymać Samika na kolejny sezon.
- PlusLiga: Jak się czujesz grając ponownie w Polsce?
- Guillaume Samica: Powtarzałem to wielokrotnie, że do Polski zawsze przyjeżdżam z niezmienną radością. W waszym kraju w siatkówkę gra się z większą przyjemnością, niż gdziekolwiek indziej. Tym razem, choć wróciłem w zupełnie inne miejsce, odżyły wszystkie niezwykle przyjemne wspomnienia i chwile, które spędziłem tu w minionym sezonie.
- Ale w przeciwieństwie do rozgrywek PlusLigi, tutaj trybuny nie zapełniły się kibicami...
- I tak jest ich więcej, niż we Francji na większości meczów reprezentacji. Piątek był pierwszym dniem turnieju, w sobotę na pewno trybuny będą pełne.
- Mówisz, że miniony sezon wspominasz niezwykle ciepło. Dlaczego więc nie zostałeś w Jastrzębiu?
- Z wielu powodów. Jak pewnie pamiętasz, czekałem na decyzje kadrowe klubu bardzo długo i bardzo długo panowała cisza. Ja chciałem mieć pewność, że zarząd zbuduje zespół, który będzie walczył o podobne cele, jak rok temu. Tymczasem kolejni zawodnicy odchodzili, a milczenie w klubie trwało. Dostałem ciekawą propozycję z Panathinaikosu, zaraz potem na grę w Atenach zdecydował się Paweł Zagumny, a działacze zapewnili mnie, że to nie koniec wzmocnień. Zaryzykowałem. Wczoraj zamieniłem kilka słów z Pawłem, który powiedział krótko: jadę do Aten żeby wreszcie coś wygrać. To mi się bardzo spodobało i rozwiało wszelkie wątpliwości.
- Te pojawiły się, gdy działacze z Jastrzębia zadzwonili do ciebie ponownie kilka tygodni temu?
– Kiedy prezes Grodecki dowiedział się o kłopotach finansowych Panathinaikosu, rzeczywiście próbował mnie nakłonić do zmiany decyzji. Powiedziałem mu, że moje interesy reprezentuje menadżer Jakub Malke i to z nim powinien rozmawiać. Z tego co wiem, nie zrobił tego.
- Gdyby zrobił - rozwiązałbyś umowę z Grekami?
- Być może...Panathinaikos przechodził mały wstrząs bo odszedł prezes, który był głównym sponsorem i istniała groźba, że klub stanie się niewypłacalny. Na szczęście włodarzom drużyny z Aten bardzo zależało na utrzymaniu składu i zrobili wszystko, by tak się stało. Wykazali się profesjonalizmem, który mi zaimponował i utwierdził w przekonaniu, że podjąłem słuszną decyzję. Poza tym, Ateny to ogromna aglomeracja, kolebka kultury europejskiej - chętnię więc poznam coś nowego. Mogę jednak zapewnić, że na sto procent wrócę do polskiej ligi, być może już za rok.
- Zakończmy zatem temat ligowy tą obietnicą i przejdźmy do turnieju kwalifikacyjnego w Gdyni. Zrobiliście pierwszy, ważny krok w stronę awansu.
- Zgadza się, choć o meczu ze Słowację chciałbym szybko zapomnieć, bo nie był on popisem naszej gry. Słowacy nie pokazali wszystkiego, na co ich stać - słabiej niż zwykle zagrali zwłaszcza zagrywką i blokiem, a mimo to narobili nam sporo kłopotów. To zespół z ogromnym potencjałem, który z roku na rok coraz głośniej puka do światowej czołówki. My natomiast ciągle gramy nierówno i popełniamy zbyt dużo własnych błędów.
- Jak w trzecim secie wczorajszego pojedynku?
- Chociażby, choć wczoraj zabrakło przede wszystkim koncentracji. Po dwóch łatwo wygranych partiach myśleliśmy, że nic złego nam się już nie zdarzy. Za bardzo się rozluźniliśmy, zaczęliśmy się rozglądać na boli, a rywale zwęszyli okazję.
- W sobotę czeka was spotkanie ze Słowenią, a potem na deser - z Polakami. Jeśli zapewnicie sobie awans już w sobotę, w niedzielę zagracie rezerwami?
- Szczerze mówiąc, to nie mamy za bardzo tych rezerw, bo spora część zawodników jest albo tuż po kontuzji, albo właśnie leczy jakiś uraz. Ja ze względu na kontuzję barku przez siedem tygodni w ogóle nie dotykałem piłki i praktycznie nie powinienem jeszcze grać na pełnych obrotach. Ale ktoś musi przecież wywalczyć ten awans. Mówiąc poważnie, na pewno nie odpuścimy pojedynku z Polakami, chociażby dlatego, że....to pojedynek z Polakami (śmiech). Po drugie, to będzie doskonały sprawdzian sił przed mistrzostwami Europy, być może ostatni z tak wymagającym rywalem. Musimy zgrać na sto procent i sprawdzić na co właściwie stać nas w tym okrojonym składzie.
- No właśnie. W waszej ekipie brakuje kilku graczy - Exigi, Kieffera. W piątek kontuzji doznał Pierre Pujol. Na europejskim czempionacie zgracie bez tej trójki?
- Exiga jest zdrowy, ale ponieważ pojawiła się szansa, by do Turcji pojechać z dwoma libero, zamierzamy ją wykorzystać. Henno nie grał wcześniej zbyt wiele w Lidze Światowej, więc trener postanowił go "rozruszać” w Gdyni. Kieffer najprawdopodobniej będzie gotowy do gry na mistrzostwach Europy, na pewno natomiast nie zagra w nich Pujol. Na piątkowym treningu upadł tak niefortunnie, że skręcił kostkę i czeka go c najmniej 14 dni rekonwalescencji.