Historia pucharem napisana [FELIETON]
Przez dwa dni miałem okazję do świętowania. Okazją był finałowy turniej TAURON Pucharu Polski siatkarzy, który był sportową ucztą i przeszedł do historii naszej dyscypliny.
Polska od lat wyznacza trendy w siatkówce. Mistrzostwa świata w 2014 roku, z meczem otwarcia na Stadionie Narodowym i kilkunastoma tysiącami biletów wyprzedanymi w ciągu jednego dnia, były wydarzeniem wyjątkowym. W siatkówce klubowej mieliśmy niesamowite turnieje finałowe Ligi Mistrzów, z wypełnionymi trybunami. Szczycimy się już nie tylko perfekcyjną organizacją, frekwencją, wspaniałym dopingiem, ale i coraz wyższym poziomem sportowym. Przykład dała męska reprezentacja Polski, dwukrotnie najlepsza na mundialu, która w ubiegłym roku zepchnęła ze szczytu światowego rankingu zasiedziałą tam od 20 lat Brazylię. Potwierdzeniem wielkiej klasy było spełnione marzenie, czyli dwa kolejne triumfy Grupy Azoty ZAKSY Kędzierzyn-Koźle.
Nie wszyscy zadowoleni
Od ostatniego weekendu mamy kolejny powód do dumy - jest nim finał TAURON Pucharze Polski. Wiele razy czytałem i słyszałem, że nasi siatkarscy kibice mają w tym sezonie przesyt siatkówki, bo jeszcze nigdy nie było tylu meczów ligowych. Trochę nieśmiało przeczyły temu raporty o frekwencji, a całkowity kłam zadał turniej w Krakowie. Jedna z największych hal w Polsce wypełniła się po brzegi, mimo że nie grała tam reprezentacja, a cztery najlepsze obecnie kluby. Do Krakowa przyjechali nie tylko fani z Rzeszowa, Jastrzębia-Zdroju, Kędzierzyna-Koźla i Zawiercia, ale kibice siatkówki z całego kraju.
Nie mogę napisać, że nikt nie wyszedł z Tauron Areny rozczarowany, bo pierwszego dnia zawiedzeni byli sympatycy Aluronu CMC Warty i Asseco Resovii, a po finałowym spotkaniu zwolennicy Jastrzębskiego Węgla. Jeśli jednak ktoś kocha siatkówkę, chciałby oglądać mecze stojące na najwyższym poziomie, to po decydującym meczu musiał być ustatysfakcjonowany, bo Grupa Azoty ZAKSA i Jastrzębski Węgiel stworzyły prawdziwie mistrzowski spektakl, godny najsilniejszego siatkarsko kraju na świecie. Wygrali obrońcy pucharu 3:0, teoretycznie łatwo... Ale w tym przypadku pierwsze wrażenie jest bardzo mylące, ponieważ w trzech setach obie drużyny dzieliła najmniejsza możliwa różnica, czyli sześć punktów, z czego dwa kończyły się na przewagi. I nikt nie powinien być zaskoczony, gdy w kolejnej konfrontacji wynik będzie odwrotny.
Maszyna z Kędzierzyna-Koźla
Zespół z Kędzierzyna-Koźla pokazał, dlaczego zwyciężał w Lidze Mistrzów. Był jak maszyna, którą można spowolnić, ale nie zatrzymać. Grupa Azoty ZAKSA posiadła umiejętność wygrywania najważniejszych meczów. Aleksander Śliwka & co nie tracą głowy nawet wtedy, gdy przeciwnik gra - jak się wydaje - perfekcyjnie. Wykorzystują każdą szansę, jaką dostają, natychmiast wykorzystują najmniejszą nawet słabość rywali.
Co ważne i dla mnie szczególnie radosne, w głównych rolach wystąpili reprezentanci Polski. Marcin Janusz mówił po półfinale, że w pierwszym sezonie w kędzierzyńskim klubie musiał się mierzyć z porównywaniem do Benjamina Toniuttiego. Po finale to mistrz olimpijski znalazł się w cieniu reprezentanta Polski i teraz sytuację trzeba odwrócić. Śliwka (na zdjęciu) potwierdził, że jest siatkarzem znakomitym, liderem drużyny, którą podrywa w najtrudniejszych i najważniejszych momentach. Bartosz Bednorz zaś pokazał selekcjonerowi reprezentacji, że powinien poważnie brać go pod uwagę przy planowaniu trzonu kadry, a ZAKSA może jeszcze nie ma stuprocentowego następcy Kamila Semeniuka, ale jest tego bardzo bliska...
Jastrzębski Węgiel przegrał piąty pucharowy finał z ZAKSĄ, dlatego mogą już mówić o kompleksie. Przed nim jednak w tym sezonie dwie szanse na rewanż: w PlusLidze i Lidze Mistrzów, bo obie drużyny mogą spotkać się w finale. Na razie jednak jastrzębianom musi wystarczyć statysfakcja, że mieli wielki udział w wyjątkowym wydarzeniu, które przeszło do historii polskiej siatkówki. Bo - przypomnę - jeszcze nigdy na meczu dwóch naszych klubów nie było 11.815 kibiców!
Powrót do listy