Historia złotem się toczy?
Od poniedziałku, nad wybrzeżem Bałtyku nasi juniorzy przygotowują się do sierpniowych mistrzostw świata. W indyjskim Pune z końcem lipca zacznie się walka o… powtórkę z historii. Złote medale, niczym te z 2003 i 1997 r.
Jednak zanim siatkarze powitają Azję (wylot 23-go lipca) - treningi. Te od poniedziałku ruszyły w Ośrodku Przygotowan Olimpijskich w Cetniewie. Tam zawodnicy pod wodzą trenera Gościniaka zostaną do 17-go czerwca. Krótka przerwa i już 22-go meldują się w Miliczu. Treningi w okolicach Wrocławia potrwają do końca miesiąca. W lipcu juniorzy zagoszczą w Szczyrku, między 3 a 13. Do Indii wylecą już na 10 dni przed startem imprezy. Żeby zaaklimatyzować się, oswoić z miejscem, klimatem i żeby pograć. – Myślę, że uda nam się tam rozegrać na miejscu jakieś sparingi – zapowiada trener Gościniak. W całym cyklu przygotowawczym szkoleniowiec planuje dla swoich zawodników 5 – 6 sprawdzianów. Największy problem przysparza… rywal. Najciekawsze zdaniem trenera reprezentacje (Niemiec i Włoch) po porażkach w eliminacjach właściwie przestały pracować. Najprawdopodobniej przyjdzie się zmierzyć z zespołem uniwersjadowym Grzegorza Wagnera.
Zanim do springów przyjdzie – trening w Cetniewie. Na zgrupowaniu nie stawili się wszyscy kadrowicze. Fabian Drzyzga, Karol Kłos i Paweł Zatorski wciąż trenują u boku seniorów. Do składu Gościniaka dołączą 22-go czerwca, ale tylko do czasu występu w Lidze Światowej (27 – 28 mecze w Łodzi z Brazylią). Na stałe w juniorskiej ekipie zadomowią się 6-go lipca – po kolejnej kolejce spotkań LŚ (3 i 4 lipca we Wrocławiu). Na ostatnich meczach – 15 i 16 z Wenezuelą Castellani już nie będzie mógł ich powołać. – Spotkałem się z Castellanim. To rozsądny i otwarty trener. Z resztą, jak mógłby nie zrozumieć? Jego syn też zagra w Indiach reprezentując Argentynę – mówi Gościniak.
Wrzawa wokół polskich juniorów rośnie. To całkiem zrozumiałe. Bo „młodzieżowo” robi się nie tylko w kadrze trenera Castellaniego. Coraz więcej młodocianych od września zobaczymy na ligowych parkietach. W 12-osobym składzie, jaki we włoskiej La Spezii wywalczył awans do finałów, połowa zawodników już występowała w PlusLidze: Drzyzga, Zatorski i Nowakowski – AZS Częstochowa, Kłos – AZS Warszawa, Konarski i Krzywiecki – Delecta Bydgoszcz. Tam też zobaczymy ich wszystkich w nadchodzącym sezonie. Ale od września progi ekstraklasy przekroczą nowi: Mika (Asseco Resovia), Król i Włodarczyk (obaj AZS Warszawa).
Póki co, te nazwiska brzmią obco. Ale historia podpowiada, że za kilka lat kibice o takie właśnie nazwisko – krzywo nakreślone markerem na koszulce – będą walczyć w tłumie fanów. Tak jak teraz czekają w kolejce do Świderskiego, Zagumnego czy Murka.
Do tej grupy dorzućmy jeszcze Szymańskiego, Gruszkę czy Ignaczaka, na dokładkę: Kruka, Papke, Prusa, Wnuka i Szczebaniuka i… oto mamy – złotych chłopców Mazura. Czyli reprezentację juniorów, która w 1997 roku. w Bahrajnie zdobyła złoty medal mistrzostw świata. Niespełna 21-letni zawodnicy pokonali 3:1 ekipę Canarinios. Wtedy młodzież. Teraz – wzór dla niej. W wielu przypadkach wciąż jeszcze niedościgniony.
W 2003 roku „za kadencji” Grzegorza Rysia Polacy znowu byli ozłoceni. A dokładniej: Wlazły, Winiarski, Neroj, Augustyn, Szulik, Ruciak, Kaczmarek, Możdżonek, Woicki, Olejniczak i libero – Kryś. Finałowy turniej rozegrano w Teheranie. A w finale naprzeciwko Polaków stanęła… ponownie Brazylia. Z Polakami przegrali.
Matematyka wydaje się być prosta. Co sześć lat kwalifikujemy się do finałów. Czy potwierdzi się, że co sześć lat wracamy z medalem? Wiadomo, że historia kołem się toczy. Czy toczy się też złotym krążkiem? – To dla większości z nich ostatni rok w juniorach. To ich mobilizuje. Chcą sobie coś udowodnić – słowa trenera Gościniaka zwiększają apetyt.