Hugo Conte: nie zagrali tego co potrafią
Hugo Conte, ojciec przyjmującego PGE Skry Bełchatów i reprezentacji Argentyny Facundo Conte, był obecny na turnieju Enea Cup 2014 Finału Pucharu Polski. – Między zespołami pierwszej czwórki a pozostałymi, które brały udział w turnieju, widać ogromną przepaść – powiedział wielokrotny reprezentant Argentyny a obecnie menedżer sportowy.
plusliga.pl: Po długim meczu Skra Bełchatów przegrała bilet do finału Pucharu Polski. Co Pana zdaniem, zadecydowało o tej porażce?
Hugo Conte: Skra Bełchatów jest zespołem, który bardzo dobrze gra, jeśli ma dobre przyjęcie zagrywki. Jeśli zespół dobrze przyjmuje, grają bardzo szybko, często pierwszym tempem. Można powiedzieć, że mimo wszystko zagrali niezłe spotkanie. Fundamentalną rzeczą jest jednak to, że w sobotnim meczu, kiedy ZAKSA Kędzierzyn wzmocniła zagrywkę, nie poradzili sobie w przujęciu, nie zagrali tego, co potrafią. Popełnili wiele błędów. Zespół z Kędzierzyna grając bardzo dobrze w relacji blok - obrona zbudowali swoją przewagę i wygrali całe spotkanie.
- W czwartym secie Skra Bełchatów prowadziła już czteroma punktami, mogli wygrać całe spotkanie. Patrząc z boku, czego zabrakło zawodnikom Miguela Falski?
- Tak jak wcześniej wspomniałem, zaważyła niepewność w przyjęciu zagrywki. Gdy ten element nie zadziałał, pojawiły się także problemy z blokiem i kontratakiem. Nie było możliwości spokojnie rozgrywać. Po trzecim secie byłem pewien, że wygrają cały mecz. Końcówkę trzeciej partii zagrali naprawdę na wysokim poziomie. ZAKSA jest jednak wielce doświadczonym zespołem. Wrócili do gry i bardzo pewnie wygrali piątego seta i tym samym cały mecz.
- Przez ostatnie kilka dni przyglądał się pan polskim zespołom. Co sądzi pan o poziomie PlusLigi?
- Można powiedzieć, że większość zespołów zagrała na wysokim poziomie. Widać jednak wielką różnicę między zespołami, które awansowały do półfinałów, a pozostałą czwórką, która na nie liczyła. Myślę, że ekipy z pierwszej czwórki tabeli grają na międzynarodowym poziomie. Pozostałe osiem nie mają na razie możliwości, aby zbliżyć się do nich zbliżyć. Widziałem wszystkie mecze ćwierćfinałowe i między tymi drużynami widać ogromną przepaść. Niesamowita jest jednak publiczność, która jest obecna na trybunach.
- Jest pan menedżerem sportowym, więc zna pan większość lig. Gdzie umiejscowiłby pan polską siatkówkę?
- Najmocniejszą ligą jest obecnie rosyjska Superliga. Po niej znajdują się włoska, polska, turecka. Sądzę, że to są najważniejsze ligi. Za nimi plasują się rozgrywki we Francji. Nie jest to jeszcze wprawdzie ten poziom rozgrywek, które wcześniej wymieniłem, ale niewiele im brakuje. Polska siatkówka jest niesamowita pod względem atmosfery, jaka panuje na każdym ze spotkań.
- Co decyduje o tym, że jedna liga jest silniejsza od drugiej? Co decyduje o sile rosyjskiej ligi?
- Rosja jest przede wszystkim bardzo dużym krajem, zamieszkiwanym przez ponad 140 milionów ludzi. W porównaniu w Polsce mieszka prawie 40 milionów. To duża różnica. Rosjanie mają wielkie możliwości, mają gdzie wybierać. W Rosji naprawdę wiele osób gra w siatkówkę. Jest wielu zawodników, którzy nie grają w reprezentacji swego kraju, nie łapie się do składu. W innym z łatwością znaleźliby się w drużynie narodowej. Ze względu na ilość rodzimych zawodników, zostało wprowadzone w klubach ograniczenie obcokrajowców do dwóch graczy.
- Mówił pan o możliwościach wynikających z populacji danego kraju, ale w budowie mocnego zespołu liczą się także duże pieniądze.
- Tak. Przy budowie silnego klubu, pieniądze odgrywają znaczącą rolę. To jest pierwsza rzecz, jakiej potrzebujesz, aby zbudować mocny zespół. Poza tym ważny jest dobry trener, sztab szkoleniowy, statystycy czy fizjoterapeuci. To pozwala na stworzenie profesjonalnego, zawodowego klubu. W Polsce jest kilka takich. Zagraniczni zawodnicy to czuja i wiedzą, dlatego chcą przyjeżdżać do Polski. Odpowiedni budżet pozwoli na skompletowanie zespołu, ale najlepsi zawodnicy na świecie, nie stworzą drużyny. Można mieć pieniądze, dobrego trenera, sztab, zawodników, ale nie osiągnąć wyników. Potrzeba jeszcze czegoś – radości z tego, co się robi.