Igor Kolaković: nie jesteśmy bez szans
Półfinałowy rywal w Pucharze CEV - zespół ACH Volley Lublana od niedzieli przebywa w Rzeszowie. Ekipa trenera Igora Kolakovica przyjechała prosto z Humennego, gdzie uczestniczyła w Final Four Ligi Środkowoeuropejskiej (MEVZA). Nastroje w zespole mistrza Słowenii nie są najlepsze bowiem w finałowym meczu ulegli oni Tyrolowi Innsbruck 1-3
- To był dla nas ważny turniej, ale niestety nie mieliśmy możliwości żeby się do niego dobrze przygotować - mówi szkoleniowiec ACH Volley Lublana, IGOR KOLAKOVIĆ. - W tym roku mamy nieco problemów organizacyjnych w naszej rodzimej lidze, w której gramy sporo meczów tak żeby rozgrywki zakończyły się jak najszybciej, ale z drugiej strony, gramy tam z zespołami, które nie są zbyt wymagającymi rywalami dla nas. Dlatego te mecze nie dają nam odpowiedniego przygotowania, a przez to, że musimy je rozgrywać dosyć często, nie mamy w ogóle czasu na treningi. Ostatnio graliśmy praktycznie po cztery mecze w tygodniu, a to jest stanowczo za dużo. Pojedynek z Innsbruckiem w finale MEVZY był dla nas pierwszym poważnym sprawdzianem od dłuższego czasu i przegraliśmy to spotkanie, ponieważ zabrakło nam przygotowania i doświadczenia.
- W tym roku dysponuje pan odmłodzonym zespołem, który po odejściu takich graczy, jak Oliver Venno, czy Alen Pajenk nie został chyba odpowiednio wzmocniony, a dodatkowo po odpadnięciu z LM straciliście także Dana Lewisa.
- Nasz zespół w tym sezonie bazuje przede wszystkim na młodych słoweńskich graczach. Mamy jedynie trzech obcokrajowców, dwóch Serbów i jednego Kanadyjczyka - środkowego, który jednak praktycznie w ogóle nie gra, bo mamy lepszych zawodników na jego pozycji. Jeśli chodzi o Dana Lewisa, to takie były uzgodnienia jeszcze przed sezonem, że on będzie z nami do końca naszych występów w Lidze Mistrzów. Teraz udał się do ligi francuskiej i gra w Ajaccio na przyjęciu, więc też nie jest tak, że pozostał bez klubu w trakcie sezonu. Mamy więc nieco inną drużyną niż w poprzednich sezonach, a dodatkowo ostatnio wypadł nam ze składu nasz najlepszy zawodnik, atakujący Alen Sket. Ma poważne problemy z kolanem i musi odpoczywać przynajmniej trzy tygodnie, więc z Resovią na pewno nie zagra. To komplikuje naszą sytuację, ale nie ma co narzekać. Musimy walczyć i starać się grać jak najlepiej.
- Jak widzi pan szanse swojego młodego zespołu w starciu z Asseco Resovią?
- Pozytywne jest to że mamy rewanż u siebie i w tym drugim meczu przed własną publicznością rzucimy na boisko wszystkie nasze siły. Nawet jeśli przegramy pierwsze spotkanie w Rzeszowie nic nie będzie jeszcze przesądzone i w rewanżu może się wiele wydarzyć. Jeśli udałoby się nam wygrać u siebie i doprowadzić do złotego seta, to sprawa awansu będzie bardzo otwarta. Na razie jednak nie ma sensu wybiegać za daleko w przyszłość. Zobaczymy, jak potoczy się dla nas ta rywalizacja. Oprócz kontuzjowanego Sketa z poważnym urazem przez większość część sezonu borykał się nasz dobry środkowy - Matevz Kamnik, który wystąpił w finałowym meczu MEVZY ale właściwie z marszu, bez odpowiedniego treningu. Cóż, mogę jedynie zapewnić, że w starciu z Resovią moim graczom nie zabraknie ambicji. Zdajemy sobie sprawę, że polski zespół dysponuje bardzo mocnym i szerokim składem, bo mają nawet więcej niż 12 zawodników gotowych do gry. My natomiast mamy okazję zagrać wielkie mecze przed liczną publicznością, najpierw w Rzeszowie, a potem u siebie w Lublanie. Na pewno nie jesteśmy bez szans.