Igor Prielożny: walczyć i dawać z siebie wszystko
W niedzielę Jastrzębski Węgiel zainauguruje rozgrywki PlusLigi. W Warszawie spotka się z miejscowym AZS-em Politechnika. Pod wodzą nowego szkoleniowca Igora Prielożnego śląska ekipa ma za zadanie grać ofiarnie i walecznie. Presji na wynik końcowy, jak przekonuje słowacki szkoleniowiec, w klubie nie ma.
- Ostatnim akcentem przygotowań JW do nowego sezonu były sparingi z niemieckim VfB Friedrichshafen.
- Wyjazd do Niemiec był nietypowy. Wyruszyliśmy z Jastrzębia o 5 rano autokarem do Krakowa. Stamtąd polecieliśmy do Monachium i znów autokarem do Friedrichshafen. Wieczorem tego samego dnia graliśmy pierwszy mecz. Była to doskonała możliwość sprawdzenia jak drużyna funkcjonuje w ekstremalnych warunkach. Choć tak naprawdę, nie było to nic wielkiego, bo przecież w Lidze Światowej reprezentacje przemierzają nie takie odległości i praktycznie bez aklimatyzacji wychodzą na boisko i walczą. Cel był jeden - sprawdzić jak chłopcy reagują po podróży grając na lekkim zmęczeniu, czy możemy pozwolić sobie na wyjazdy w dniu meczu.
- I jaka jest odpowiedź?
- Dziś już wiem, że lepiej nie.
- Aspekt sportowy rywalizacji z Niemcami również pana rozczarował?
- Pierwszy pojedynek przegraliśmy 1:4, a drugi 2:3. Drugiego dnia, kiedy zawodnicy porządnie się wyspali, wypoczęli i były takie warunki, jakich polscy zawodnicy oczekują, zagraliśmy znacznie lepiej. Powiem więcej - był to najlepszy mecz z wszystkich przedsezonowych spotkań. Poza tym, miałem okazję by sprawdzić na jakim etapie przygotowań jesteśmy, jak funkcjonujemy jako zespół i jak układają się relacje wewnątrz drużyny. Jest dobrze.
- Dużo mówi się ostatnio o tym, że polscy siatkarze za dużo narzekają. Rozumiem, że przyłącza się pan do tego nurtu?
- Powiem tak, zawodnikom w Polsce jest bardzo dobrze.
- Przed wyjazdem do Niemiec sparowaliście z kędzierzyńską ZAKSĄ. Wynik również nie był korzystny dla pana drużyny.
- W meczu z Kędzierzynem po raz pierwszy po mistrzostwach świata wystąpił Grzegorz Łomacz i wyraźnie było widać brak zgrania, szczególnie z Lukasem Divisem. Grzegorz w reprezentacji za dużo się nie nagrał, więc też potrzebował czasu by wejść w meczowy rytm. Po drugiej stronie siatki natomiast stał team, który nie miał jakichkolwiek problemów ze zgraniem się.
- Włoski mundial nie był udany dla Polski. Jak na tę dotkliwą porażkę zareagował Grzegorz Łomacz?
- Nieudany występ Polski pozostał trochę w głowie Grześka, ale byłoby źle, gdyby nie pozostał. To oznaczałoby, że los narodowej kadry jest mu obojętny. Zadaniem klubu i moim jest - poprzez pracę i odpowiednią atmosferę sprawić, by jak najszybciej o tym zapomniał.
- Gwiazdą pana ekipy ma być Słowak Lukas Divis. Będzie?
- Lukas bardzo dobrze wkomponował się do zespołu. Często mówi się o nim, jako o gwieździe Jastrzębskiego Węgla. Ale on nie kreuje się na gwiazdę, na treningach ciężko pracuje - tak samo jak pozostali. Jeśli czymś się wyróżnia, to własnym, nietypowym stylem gry. Wierzę, że to właśnie będzie jego znakiem firmowym na polskich parkietach.
- Pewną niewiadomą w pana drużynie jest Mitja Gasparini. Co dziś można o nim powiedzieć?
- Okres przygotowań rozpoczął bardzo dobrze, świetnie współpracował z rozgrywającym Grzegorzem Pająkiem. Na turnieju w Budziejowicach zatrzymała go kontuzja, która na dwa tygodnie wytrąciła go z treningu, a na prawie miesiąc z meczowego rytmu. Na dziś jest zdrów i trenuje na sto procent. To siatkarz, który może wnieść wiele do drużyny.
- W niedzielę Jastrzębski Węgiel inauguruje sezon ligowy. Jesteście gotowi do walki?
-Są drobne problemy zdrowotne, ale to normalne, musimy z nimi żyć. Zawodnicy, którzy przepracowali cały cykl przygotowań - czyli wyłączając trzech kadrowiczów praktycznie cały skład, są kondycyjnie na bardzo dobrym poziomie.
- Na pierwszy ogień czeka was rywalizacja z warszawską Politechniką, uznawaną przez niektórych za czarnego konia rozgrywek.
- Zespół praktycznie zbudowany na nowo w tym sezonie. Cechą charakterystyczną Politechniki jest żywiołowa zagrywka, która czasem wychodzi, a czasem nie. Tego akurat nie musimy się obawiać, bo przyjęcie w Jastrzębskim Węglu jest na najwyższym poziomie. Uważam, ze właśnie te dwa elementy odegrają kluczową rolę w niedzielnym spotkaniu.
Siłą warszawskiej drużyny może być brak presji. To nowy zespół, który chce i na pewno spróbuje wygrać jak najwięcej, ale wcale nie musi. Starsi zawodnicy u schyłku kariery będą chcieli udowodnić, że warto na nich stawiać. Młodzi, jak Kubiak czy Bartman z kolei będą chcieli pokazać, że potęga tkwi w młodości. Jest tam fajna mieszanka, która może sporo namieszać w lidze.
- Faworyt PlusLigi jest wciąż ten sam? Czy może w tym razem istnieje realna szansa na zdetronizowanie Skry Bełchatów?
- Bardzo dużą wagę przykładam do zgrania zespołu, do płynności składu. Jedyną polską drużyną, która od kilku lat gra w prawie niezmienionym składzie jest Skra Bełchatów i tutaj tkwi jej największa siła, a także przewaga nad innymi. Drużyny, które były zbudowane by osiągnąć sukces – Rzeszów i Kędzierzyn, przystąpią do rozgrywek z olbrzymią presją. Obydwie wzmocniły się o zawodników z dobrymi nazwiskami. Kwestią pozostaje utrzymanie dobrej atmosfery i zgranie drużyny - tutaj już pole do popisu mają trenerzy.
- W Jastrzębiu, które w poprzednim sezonie wygrało Puchar Polski i srebro PlusLigi nie ma presji?
- Jeśli chodzi o wynik - nie ma presji. Jest ona natomiast kładziona na inne elementy siatkarskiego spektaklu - mamy prezentować się w każdym meczu z jak najlepszej strony, ofiarnie walczyć i dawać z siebie wszystko.