Igor Yudin: czas przewietrzyć głowę
Po pięciu latach spędzonych w Jastrzębskim Węglu Igor Yudin najprawdopodobniej opuści śląski klub. Marzy mu się liga włoska, ale być może, jeśli tych marzeń nie uda się zrealizować, ponownie zobaczymy go w PlusLidze. W swojej drużynie chętnie widziałby go Tomaso Totolo.
PlusLiga: Dla Jastrzębskiego Węgla sezon trwał w tym roku wyjątkowo krótko. Tyle czasu na wypoczynek, jak tym razem dawno pan pewnie nie miał?
Igor Yudin: Zawsze byłem w Jastrzębiu i zawsze walczyliśmy o medale, toteż przynajmniej do połowy maja byliśmy w grze. Dziwnie czułem się kończąc rywalizację tak wcześnie, ale z drugiej strony, miałem przynajmniej trochę czasu dla siebie. Niedużo, bo choć zgrupowanie kadry narodowej zaczynamy na początku maja, muszę być do dyspozycji reprezentacji znacznie wcześniej. Tak jest w Australii, mimo że wciąż nie mamy selekcjonera....
- Spore szanse ma podobno Roberto Santilli....
- Słyszałem, że ubiega się o pracę w naszej kadrze. Gdyby został trenerem Australii, byłoby wspaniale. Roberto jest idealnym trenerem do pracy z młodymi zawodnikami - kogoś takiego, jak on właśnie potrzebujemy, bo mamy bardzo młody zespół.
- Miniony sezon nie był dla pana zbyt szczęśliwy.
- Tak naprawdę to praktycznie cały sezon straciłem. Najpierw leczyłem kontuzję, potem było to całe zawirowanie ze zmianą szkoleniowca w Jastrzębiu.
- Które panu nie wyszło na dobre, bo Lorenzo Bernardi postawił na Gaspariniego. Było to konsekwencją jego wizji trenerskiej czy pana słabszej dyspozycji?
- Pół na pół. Potrzebowałem czasu, żeby wrócić do dobrej gry po kontuzji, a trener ciągle stawiał na Mitję Gapsarniniego i nie zdążyłem się odbudować. Kiedy już dostawałem szansę, starałem się grać najlepiej, jak potrafię. Takie jednak były decyzje trenera, ja je szanuję. To nie był dla mnie dobry rok, nie jestem z niego zadowolony, ale dzięki temu nauczyłem się kilku rzeczy.
- Czego na przykład?
- Tego, że jak dostajesz szansę, to musisz ją wykorzystać. Tego, żeby nie opuszczać głowy, gdy nastaje ciężki czas, gdy walczy się z kontuzją i powrotem na boisko po niej. Drugi raz nie będzie już ani takiej kontuzji, ani tak długiego powrotu do gry.
- Skończył się sezon, końca dobiegł też pana kontrakt w Jastrzębiu. Co dalej?
- Podjąłem rozmowy z Jastrzębskim Węglem, zacząłem też rozważać inne pomysły. Ostateczna decyzją jeszcze nie zapadła. Myślę, że powoli nadchodzi czas, żeby coś zmienić, przewietrzyć głowę. Chcę grać i dalej się rozwijać, finanse nie mają dla mnie kluczowego znaczenia.
- Kiedyś marzył pan o grze w lidze włoskiej. To wciąż aktualne?
- Łatwiej pewnie byłoby mi dostać pracę w Rosji, bo mam rosyjski paszport, ale moim marzeniem wciąż jest liga włoska. Tam jest najlepsze miejsce, by rozwinąć swoje umiejętności, by grać na wysokim poziomie. Wciąż jestem młodym zawodnikiem, wszystko przede mną. Na pewno też chciałbym grać w klubie, w którym jest dobry trener, bo ze złym trenerem praca nie ma sensu.
- Spędził pan w Jastrzębiu 5 lat. Przyszedł pan tutaj jako junior, odchodzi jako klasowy gracz.
- Zmieniłem się od głowy do nóg, wszystko jest inne. Bardzo dziękuję Jastrzębskiemu Węglowi, że dał mi szansę i pomógł mi rozwinąć się jako zawodnikowi i człowiekowi. Dojrzałem w Polsce pod każdym względem. To było pięć, wspaniałych lat. Polska to piękny kraj, w Jastrzębiu grałem w świetnej drużynie, dla fantastycznych kibiców.
- Przeżył pan ze śląską drużyną wszystko - od smaku zwycięstwa po gorycz porażki. Który moment uznałby pan za najważniejszy w swojej polskiej karierze?
- Przełomowym momentem dla mnie było przyjście do klubu Roberto Santilliego. On potrafi wykorzystać potencjał drzemiący w zawodniku, wydobyć talent i przełożyć go na dobrą grę. Tak było ze mną, Grzegorzem Łomaczem i Patrykiem Czarnowskim. To, że najpierw przestawił mnie na atak, a potem nie bał się na mnie postawić, było czymś najlepszym w mojej dotychczasowej karierze.
- Co było najgorsze?
- Najgorszy był ten ostatni sezon. Kontuzja i cała ta walka o powrót, która trwała strasznie długo. To trochę mnie przygnębiło i bardzo zmęczyło. Obym już nigdy nie musiał przeżywać podobnych katuszy.
- Co zapamiętał pan szczególnie?
- Mój pierwszy mecz w barwach Jastrzębskiego Węgla. Miałem chyba 18 lat i graliśmy z Częstochową. Koszmarne nerwy i....właściwie to wszystko, co zapamiętałem. Wyszedłem na boisko i kompletnie nie wiedziałem co robić. Ależ to był stres! Dziś wychodząc na boisko także się stresuję, ale teraz jest zupełnie inaczej, doświadczenie kilku lat gry robi swoje.