Inne cele ważniejsze
- To nie Liga Światowa jest celem numer jeden reprezentacji Polski w tym sezonie - mówił przed rozpoczęciem tej komercyjnej imprezy Daniel Castellani i systematycznie podkreśla po każdym, nieudanym meczu. Również po tym, przegranym z Finami 1:3, w Bydgoszczy.
Ostatni weekend Ligi Światowej miał być inny, niż większość poprzednich. Zawodnicy w biało-czerwonych trykotach mieli zagrać z zębem, walecznie i przede wszystkim zwycięsko. Choć bardzo chcieli, znów się nie udało. Do tie breaka zabrakło dwóch punktów, dwóch skończonych ataków, wybronionych po wybloku piłek. Trochę zabrakło też walki, zaangażowania do którego usilnie namawiał na jednym z czasów asystent Daniela Castellaniego, Krzysztof Stelmach. - Jak leci piłka, ma się do niej rzucać co najmniej dwóch - wykrzykiwał, wydawałoby się oczywistości.
Pierwszy selekcjoner polskiej kadry, chociaż w trakcie meczu był równie wściekły jak Stelmach, potem na konferencji prasowej komentował już bardzo chłodno.
- Finowie zagrali tak samo dobrze, jak u siebie w domu. My graliśmy na znacznie większym ryzyku niż w Tampere, ale to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Mieliśmy kilka dobrych momentów w meczu, za mało jednak by zdobyć jakieś punkty. Mamy młody zespół. Potrzebujemy czasu i cierpliwości, by rezultaty naszej pracy były widoczne.
W środę, choć Final Six był nierealny, w głowach z pewnością tliła się iskierka nadziei na wyprzedzenie Finów w klasyfikacji, zrewanżowanie się za porażki w Tampere i zakończenie rywalizacji z podniesionym czołem. To mogło nieco sparaliżować. W czwartek Polacy zagrają już wyzbyci złudzeń. Być może więc wreszcie zagrają też spokojnie i bez obciążeń. Warto. Jeśli nie dla wyniku i pozycji w tabeli, to dla własnej satysfakcji i tych tysięcy kibiców, którzy wreszcie chcieliby bo ostatnim gwizdu sędziego skandować "dziękujemy” zamiast wyświechtanego już "nic się nie stało”.
Łatwo jednak nie będzie, bo Mauro Berruto, chociaż pozycję wicelidera w grupie D ma murowaną, wciąż musi oglądać się na konkurentów z Grupy A i C. Ci jednak walkę o punkty rozpoczną dopiero w piątek.
- To było cenne zwycięstwo dla mojej drużyny - zaznaczył po pierwszej konfrontacji w Bydgoszczy. - Przyjechaliśmy do Polski ze sporym bagażem presji i udźwignęliśmy go. Wygrana w takim miejscu i przy takiej atmosferze na trybunach oznacza, że zespół jest dobrze przygotowany mentalnie, technicznie i pod każdym innym względem.
- W drugim secie trochę się zagapiliśmy, ale dziesięć minut przerwy po jego zakończeniu starczyło, by odzyskać dobry rytm z początku spotkania i wygrać. Wykonaliśmy kolejny, mały kroczek na drodze do Belgradu, bo umocniliśmy się na drugiej lokacie w grupie i wciąż mamy szansę, z najlepszym bilansem punktów ubiegać się o "dziką kartę. Jesteśmy gotowi na ostatnią batalię w czwartek i ostateczne rozstrzygnięcia - dodał
Te, przynajmniej w "polskiej” grupie nastąpią już w czwartek. Początek drugiego meczu z Finlandią o 20.00.