Iron Kurek, Capitan Conte, czyli bohaterskie podsumowanie PlusLigi
Rok 2016 w kinach jest zdominowany przez superbohaterów. W lutym na ekranach pojawił się długo zapowiadany Deadpool, kwiecień przywitał nas filmem „Batman vs Superman”, a już w tym miesiącu w polskich kinach pojawi się „Capitan America: Civil War”. PlusLigowy sezon 2015/2016 także rozpieszczał nas w kwestii liczby bohaterów, ubranych w trykoty poszczególnych klubów. Postanowiliśmy więc stworzyć z nich swoje własne drużyny.
Długo sprzeczaliśmy się zastanawiając się, jak wyglądałaby najlepsza meczowa siódemka tegorocznej PlusLigi. Chociaż w przypadku kilku pozycji byliśmy jednomyślni, to w przy innych nazwiskach rozgorzała kłótnia. Kiedy walka na liczby i na kompletnie zmyślone argumenty nie przyniosła skutku, postanowiliśmy stworzyć dwa zespoły, tak żeby każdy miał swój. Wybieraliśmy po jednym zawodniku, tak jak w trakcie draftu, albo wybierania składów na podwórku. Każdy z siatkarzy w pewnym stopniu przypominał nam komiksową postać, więc swoje wybory uzasadniliśmy porównując go do superbohatera. Nawiązując do twitterowego trendu wpisów z hashtagiem #TeamIronMan i #TeamCap powołaliśmy do życia #TeamSolecki i #TeamMakarewicz. Zapraszamy Was, drodzy czytelnicy do świata naszej komiksowo-siatkarskiej potyczki!
#TeamSolecki
Rozgrywający: Benjamin Toniutti (Spiderman) – zawodnik o niepozornych warunkach fizycznych, który zdominował całą PlusLigę. Uśmiechnięty kapitan Team Yavbou, drobny niczym Peter Parker, wielokrotnie wprowadzał w konsternację blokujących przeciwnych drużyn. Mając do dyspozycji świetne przyjęcie, rozprowadzał piłki zupełnie jakby posiadał dodatkowy zmysł, pozwalający posłać ją do odpowiedniego zawodnika. Ten sezon pokazał, że tak naprawdę w życiu pewne są trzy rzeczy – śmierć, podatki i Toniutti jako MVP spotkania.
Atakujący: Bartosz Kurek (Iron Man) – reprezentacyjny atakujący wrócił do polskiej ligi nie tracąc swojego statusu gwiazdy. Często mówiło się o tym, że Asseco Resovia grała dobrze tylko wtedy, gdy Bartosz Kurek nie miał słabszego dnia. W tym sezonie Kurek zdominował styl gry rzeszowskiego zespołu dokładnie tak, jak postać Tonego Starka zdominowała Avengersów. Często kontrowersyjny w swych wypowiedziach, spektakularny w atakach z prawego skrzydła, na pewno będzie trudnym do zastąpienia ogniwem w zespole wicemistrzów kraju. Podczas walki o złoto PlusLigi social media Siatkarskiej Ligi podbił krótki filmik na którym Bartosz Kurek pokazuje swoje umiejętności taneczne, można po nim wnioskować, że atakujący potrafi także imprezować jak Tony Stark.
Przyjmujący: Sam Deroo (Colossus) – belgijski zawodnik był jednym z żelaznych punktów swojego zespołu. Niczym jeden z X-menów był bardzo odporny na ciosy przeciwników i mimo 202 cm wzrostu świetnie skoordynowany, dzięki czemu dobrze radził sobie zarówno w obronie jak i przyjęciu. Nie można było go traktować jako dziurę w ataku, dzięki 360 cm zasięgu, Deroo potrafił kończyć nawet bardzo trudne, sytuacyjne piłki.
Przyjmujący: Kevin Tillie (Vision) – dokładny w przyjęciu i perfekcyjny technicznie niczym Android z serii komiksów Marvela. Niejednokrotnie pokazywał siłę w ataku, chociaż nie jest typem boiskowego łobuza. Gdyby Aleksiej Spiridonow miał dobrego brata bliźniaka, prawdopodobnie zachowywałby się jak Kevin Tille. Nigdy nie prowokuje przeciwnika i skupia się na tym co wychodzi mu najlepiej, czyli dobrej grze w siatkówkę. Zawsze pogodny, nigdy nie odmawia udzielenia wywiadu, prywatnie właściciel uroczego, białego kota, prawdopodobnie w wolnym czasie przeprowadza staruszki przez jezdnię.
Środkowy: Mateusz Sacharewicz (Hawkeye) – co w gronie superbohaterów robił zwykły gość z łukiem i strzałami? Otóż okazało się, że bardzo wiele. Mogłoby się wydawać, że ta broń nie robi na nikim wrażenia od 500 lat, jednak dzięki opanowaniu jej do perfekcji Hawkeye został ważnym ogniwem ekipy Avengers. Podobnie jest z Mateuszem Sacharewiczem, jego transfer do BBTS-u nie odbił się wielkim echem w środowisku, jednak po tym sezonie ekipie z Bielska trudno będzie utrzymać u siebie środkowego. W tym sezonie wyróżnił się w jednym elemencie, który opanował perfekcyjnie - czytaniu gry. Doskonale ustawiał się w bloku, przez co atakujący ze wszystkich stref często napotykali na jego ręce.
Środkowy: Mateusz Bieniek (Gambit) – gambit był najbardziej wybuchowym z X-menów, stąd bezpośrednie skojarzenie z eksplozją talentu młodego środkowego. Dzięki swojej trudnej zagrywce często wyciągał asa z rękawa, demolując przyjęcie drużyny przeciwnej. Za sprawą dobrego zgrania ze swoim rozgrywającym w kieleckiej ekipie był także niebezpieczny w ataku. Dobre występy w kadrze i wybijanie się ponad poziom w klubie sprawiły, że zawodnikiem po sezonie zainteresował się mistrz kraju.
Libero: Piotr Gacek (Wolverine) – stary Gato nie rdzewieje. Wielokrotny reprezentant naszego kraju spędził kolejny sezon w Gdańsku i tak samo jak w przypadku Wolverina nie nadgryzł go ząb czasu. Libero Lotosu Trefla ominęły kontuzje, a jego zwinność na boisku jest niezmienna od ponad dziesięciu lat. W kolejnych sezonach prawdopodobnie znów pokaże pazur doskonale broniąc i przyjmując piłki.
#TeamMakarewicz
Rozgrywający: Paweł Zagumny (Magneto) – minęło już kilka lat odkąd pierwszy siwy włos ozdobił skroń Pawła Zagumnego, ale nie ma się co dziwić, trzeba być naprawdę w podeszłym wieku, żeby pamiętać polską siatkówkę przed debiutem tego legendarnego rozgrywającego (w podeszłym wieku w opinii dwóch 26-latków). Sezon 2015/2016 pan Paweł spędził w zespole stołecznych inżynierów i personalnie może go zaliczyć do udanych, zdobył siedem statuetek MVP. W wielu meczach pokazał, że nadal ma na boisku „to coś”, piłki wychodzące spod jego palców sprawiają wrażenie jakby kontrolował je do momentu zetknięcia z dłonią atakującego, zupełnie tak jak Magneto kontroluje metalowe przedmioty.
Atakujący: Dawid Konarski (War Machine) – w kadrze pozostawał w cieniu Bartosza Kurka (zupełnie jak War Machine w cieniu Iron Mana), jednak w tym sezonie nieraz pokazał, że jest prawdziwą „armatą” w ataku. Podczas finału PlusLigi pokazał się ze świetnej strony w zagrywce, a przez cały sezon bardzo dobrze wpasował się do stylu gry ZAKSY. W tym sezonie zdobył zaledwie jedną statuetkę MVP spotkania, ale to przede wszystkim dlatego, że grał w jednym zespole z Benjaminem Toniuttim (Trzy rzeczy są pewne, pamiętacie?). Posiada szeroki wachlarz zagrań i skuteczny blok, dlatego żaden zespół nie chciałby mieć Konarskiego po drugiej stronie siatki. Poza tym Dawid obronił w tym roku mistrzostwo kraju, przypadek?
Przyjmujący: Facundo Conte (Capitan America) – żołnierz doskonały, do końca wierzący w sukces swojego zespołu. Porównanie do Capitana jest uzasadnione, ponieważ Facundo Conte jest zawodnikiem kompletnym, dobrze przyjmuje i świetnie radzi sobie w ataku. Komiksowy bohater jako oręż wybrał tarczę z rzadkiego stopu metalu, która służyła mu zarówno do obrony, jak i do ataku. Podobną rolę w zespole PGE Skry spełniał właśnie argentyński przyjmujący. Jego odejście będzie dużą stratą dla PlusLigi, a następcy w Bełchatowie staną przed naprawdę wielkim wyzwaniem.
Przyjmujący: Artur Szalpuk (Falcon) – młody przyjmujący niczym Jastrząb rozwinął swoje skrzydła w tym sezonie PlusLigi. Bardzo szybko zagnieździł się w pierwszym składzie Cerradu Czarnych Radom i był pewnym punktem zespołu, który w pierwszych kolejkach był objawieniem sezonu. Dobre parametry fizyczne sprawiają, że tak jak dla rapera Gedza niebo nie jest dla niego limitem. W minionym sezonie zdobył sześć statuetek MVP i swoją dobrą grą sprawił, że kilka zespołów zaczęło sobie ostrzyć szpony na transfer Szalpuka przed kolejnym sezonem.
Środkowy: Srećko Lisinac (Black Panther) –„spójrz jak on się rusza, nie sądzisz, że polskim chłopakom też przydałoby się trochę luzu? Przykumaj te kocie ruchy!” Tak o Srećko Lisinacu powiedziałby Bolec z filmu „Chłopaki nie płaczą”. Środkowy PGE Skry Bełchatów to zawodnik na którego dobrze się patrzy na boisku, jest skuteczny i efektowny. Szczupły, skoczny i dynamiczny przypomina czarną panterę i pokazuje pazury w walce o pierwszy skład z Karolem Kłosem, Andrzejem Wroną i Mariuszem Marcyniakiem.
Środkowy: Marcus Böhme (Thor) – mianem „młota” zazwyczaj określa się zawodnika grającego po przekątnej z rozgrywającym, jednak niemiecki środkowy śmiało mógłby zagrać syna Odyna. Wysoki i silny Böhme dysponuje rzadką u środkowych regularną zagrywką z wyskoku, a piłki które kończy na środku siatki są niczym rażone mistycznym młotem Thora. Dodając do tego jego motorykę przy 211 cm wzrostu i 116 kg wagi powstaje środkowy bloku robiący naprawdę piorunujące wrażenie.
Libero: Paweł Zatorski (DareDevil) – czasem wydaje się, że nawet gdyby zawiązać oczy Pawłowi Zatorskiemu to i tak przyjąłby zagrywkę w punkt, zupełnie jakby czuł piłkę wszystkimi zmysłami. Tak samo jak Diabeł Stróż z Hells Kitchen popularni Zati broni swoich przyjmujących przez niesamowitymi ciosami przeciwników, na boisku porusza się bardzo pewnie i świetnie czuje grę w obronie, kto wie, może faktycznie słyszy tętno atakujących zawodników i dzięki temu wie w którą strefę będą posyłać piłkę.
Czekamy w komentarzach na Waszą ocenę, kto wygrałby Volley War? Team Solecki czy Team Makarewicz?