Jacek Nawrocki: marzyć wolno każdemu
Trener, na którego wzrok kieruje cała siatkarska Polska. Dopiero zaczął samodzielną karierę, a już święci sukcesy. Praca w Skrze Bełchatów jest (prawie) całym jego życiem, ale - jeśli zajdzie taka potrzeba - znajdzie w nim miejsce i czas na kolejne obowiązki....i to z przyjemnością!
- PlusLiga: Szara ta siatkarska rzeczywistość w Polsce. Niby wszystkie drużyny się wzmocniły, a gdy przyszło do walki o cenne trofeum, to znów nie było mocnych na bełchatowską Skrę.
- Jacek Nawrocki: Dla mnie to wszystko jest bardzo kolorowe!. Ale nie ma mowy o hegemonii czy dominacji. Wygrywamy niewielką przewagą, jest coraz więcej mocnych zespołów, liga jest coraz trudniejsza. Wystarczy jedno potknięcie, jeden słabszy moment i wszystko może się zmienić.
- Podczas finału Pucharu Polski to jednak Skra dominowała.
- Trzymaliśmy wysoki poziom zagrywki, przy małej ilości błędów. To jest ważne, gdy gra się przeciwko Kędzierzynowi, gdzie Paweł Zagumny ma do dyspozycji naprawdę mocne pierwsze tempo i skrzydła. Od strony technicznej to było kluczem do sukcesu. Poza tym - koncentracja, skupienie i dobre nastawienie do meczu. Jestem pełen podziwu dla chłopaków.
- Pana zawodnicy faktycznie imponowali w polu serwisowym i są w tej chwili chyba jedyną drużyną w PlusLidze, która zagrywa tak skutecznie i tak regularnie.
- Nasza regularność jest podobna do innych zespołów. Kiedy analizujemy grę rywali, to mimo wszystko aż tak dużych różnic nie ma. Dla nas najważniejsze jest, że w tych najtrudniejszych meczach - jak do tej pory - graliśmy dobrze tym elementem. Staramy się, by obciążenia przy zagrywce były odpowiednie. Tak naprawdę jednak, na zagrywce zawodnik pozostaje sam ze sobą i nikt nie jest mu w stanie ani przeszkodzić, ani pomóc - wszystko zależy od indywidualnych cech osobowości i charakteru.
- Skra w najważniejszych pojedynkach nie traci głowy, potrafi zagrać na miarę swoich umiejętności. W czym tkwi sekret?
- To jest oparte na ciężkiej, codziennej pracy i ogromnym wysiłku. Niebagatelne znaczenie ma też klimat, który zawodnicy potrafią sobie stworzyć. To bardzo pomaga w tym trudnym sezonie, gdzie praktycznie gra się co dwa, trzy dni.
- Nie zawsze było tak różowo, jak podczas Pucharu Polski, ale zawsze pana podopieczni mocno pana wspierali.
- Bardzo wiele zawdzięczam chłopakom - nie tylko nagrodę w Siatkarskich Plusach, ale też (a raczej przede wszystkim) spokój i to, że przy nich mogę się rozwijać. To dowód, że pracuję z dojrzałymi ludźmi, którzy potrafią docenić wkład pracy tego, który jest obok nich.
- To dzięki nim zmienił pan styl prowadzenia zespołu? W tym sezonie, moim zdaniem, jest pan bardziej merytoryczny podczas czasów.
- Rok temu, gdy obejmowałem Skrę, pracowałem na podobnych obrotach, jak teraz i z podobnym zaangażowaniem. Docierały do mnie krytyczne słowa na temat mojej pracy, ale ja od tego się wyłączyłem. Dlaczego? Ponieważ pracowałem maksymalnie dobrze jak tylko potrafiłem, na ile było mnie stać. Oczywiście, popełniałem błędy, bo każdy człowiek je popełnia. Dziwi mnie jednak ta, dość często powtarzana opinia, że coś zmieniło się w prowadzeniu drużyny. Tak naprawdę nic się nie zmieniło. Cóż, może to wyniki i sukcesy zespołu zmieniają punkt widzenia tych, którzy obserwują moją pracę.
- Mówiąc o zmianach - być może niebawem zajdą w pana życiu kolejne i zostanie pan selekcjonerem kadry narodowej. Kiedy zapadnie ostateczna decyzja?
- Na razie doszło do szczerych wyznań i rozmowy o poważniejszych problemach dotyczących reprezentacji. Cieszę się, że takie rozmowy w ogóle są i że mogę brać w nich udział. Myślę, że będą owocne. Jeśli chodzi o końcową decyzję, to zależy ona wyłącznie od zarządu i prezesa. Kwestią sporną wciąż pozostaje łączenie obowiązków trenera Skry i kadry.
- Pana wypowiedź podczas siatkarskich Plusów, że za rok chciałby pan stanąć na scenie i cieszyć się z sukcesów Skry i reprezentacji zabrzmiała jednak jakby powiedział pan "tak”.
- Powiedziałem, że to jest moje marzenie, a marzyć wolno każdemu i o wszystkim.
- Zadeklarował pan też wolę łączenia pracy w klubie i kadrze. To bardzo trudne wyzwanie. Włoscy trenerzy, Prandi i Berruto, którzy poprowadzą kadry Finlandii i Włoch, zapowiedzieli, że nie będą w stanie pracować na dwa fronty i rezygnują z posady w klubach.
- We Włoszech sprawa wygląda trochę inaczej. Drużyna włoska jest w tej chwili na etapie przeobrażania i to jest zupełnie inna praca. Jeżeli nasza reprezentacja musiałaby przechodzić taki okres, na pewno nie porywałbym się na prowadzenie tych dwóch zespołów. To są dwa inne momenty. My w tej chwili nie możemy sobie pozwolić na to, żeby budować nową kadrę. Ci chłopcy, którzy grali, muszą czuć się tam pewnie i muszą wiedzieć, że to jest ich zespół.
- Naprawdę nie dostrzega pan problemów?
- Prowadzenie tych dwóch drużyn, w tym momencie akurat może ułatwić jedną i drugą pracę. Po pierwsze, dużo zawodników Skry może grać w reprezentacji. Po drugie, jest pełna kontrola. Po trzecie, jeżeli Skra gra dobrze, to i pozycja trenera nie jest najgorsza, jeżeli prowadzi kadrę. Zostawmy to wszystko do przemyślenia włodarzom.