Jakub Bednaruk: Była siatkówka i była naparzanka. Tak ma wyglądać mecz
Bez ogródek i bez zbędnego lukru w wypowiedziach. O dylematach w sterowaniu ONICO AZS Politechniką Warszawską i o sobotnim spotkaniu z Jastrzębskim Węglem mówi Jakub Bednaruk, jedna z najbarwniejszych postaci polskiej siatkówki.
PLUSLIGA.PL: Przez dwanaście kolejek PlusLigi żadnej drużynie nie udało się powstrzymać Salvadora Olivy. Politechnika sprawiła, że przez dwa sety Kubańczyk praktycznie nie istniał na boisku.
JAKUB BEDNARUK: Tak naprawdę, to Olivę zamordował Michał Filip, który się na niego nastawił i pokazał mu, że nie jest tak łatwo w polskiej lidze. Teraz, z perspektywy czasu wydaje mi się, że trochę przekombinowałem w trzecim secie. Czułem, że po drugiej partii Mark Lebedew zmieni ustawienie. Ale potem pomyślałem, że on pewnie wie, że ja wiem i skoro on dokona zmiany w rotacji, to i ja to zrobię. Miałem obrócić ustawienie o trzy, bo gdy Salvador Oliva miał naprzeciw siebie Pawła Zagumnego, nie Filipa, to zaczął lepiej grać. W piątej partii znów ustawiliśmy Filipa naprzeciw Olivy, ale pojawiły się inne czynniki, które zaważyły na wyniku - dwa „floaty” w siatkę, trzy nieskończone „free balle” na kontrach. Tak nie można wygrać seta. Do tego doszły jakieś podwójne piłki, kompletnie od czapy.
Było też sporo dodatkowych emocji, niekoniecznie związanych z grą….
JAKUB BEDNARUK: Generalnie były super emocje, fantastyczny mecz, po którym każdy powinien być zadowolony. Kibice przychodzą oglądać właśnie takie widowiska, w których jest siatkówka, ale też „naparzanka”. Powiedziałem zresztą sędziom: dajcie nam grać. To nie są dzieci, czy zakonnice, ale sportowcy, którzy się leją. Nie mieszajcie się w sytuacje, kiedy ktoś tam mrugnie pod siatką, czy spojrzy na drugą stronę. To jest naturalne. Po meczu wszyscy przybili sobie „piątki”, z uśmiechem na twarzy. Tak zachowują się faceci. A tu nagle arbitrzy zaczęli troszkę „pomagać”. Nam trzykrotnie odgwizdali piłkę niesioną czy podwójną, a drugiej drużynie, w gorszych okolicznościach - nie. Ale poza tymi kilkoma sytuacjami, generalnie sędziowanie było niezłe.
W tie breaku otrzymał pan czerwoną kartkę. Za co dokładnie?
JAKUB BEDNARUK: Sam nie wiem. Pani sędzia też chyba nie do końca wiedziała co się dzieje. Stałem z boku, próbowałem rozładować emocje i nagle zauważyłem, że pani arbiter pokazała mi czerwony kartonik. Nie wiem, może bała się pokazać go „Gumie”? OK, emocje były, ale wynikały z ferworu walki, nic ponadto. Nie ma co ubierać sportowców w krawaty, żeby byli grzeczni i żeby ładnie wyglądali na obrazku.
Powiedział pan, że sobotni mecz musiał się podobać. Panu podobała się gra ONICO Politechniki?
JAKUB BEDNARUK: Bardzo mi się podobała. Przełamaliśmy trochę to, co ja nazwałem „plecakiem zbyt dużych oczekiwań”, które wzięliśmy na siebie. Zawsze starałem się tonować nastroje i udawało mi się. W tym roku, nie wiem dlaczego, oczekiwania wobec drużyny jeszcze wzrosły. A przecież dwóch naszych liderów jest coraz starszych. Dołączył do nas środkowy Andrzej Wrona, ale wcześniej był przecież Bartłomiej Lemański. Ósme miejsce z zeszłego roku, moim zdaniem, było naszym sukcesem i nie wiem z jakiego powodu przed trwającym sezonem zaczęto nas ustawiać znacznie wyżej.
- Być może ja także trochę nie udźwignąłem presji, nie udało mi się ochronić zespołu, który od początku rozgrywek powinien zachowywać się tak, jak w Jastrzębiu - wyjść na boisko i lać się z rywalem o każdy punkt. To może nie zagwarantuje zwycięstw, ale zapewni widowisko. Mecz w Jastrzębiu był jednym z lepszych, jakie widziałem. Były obrony, wymiany, strzały, kawał dobrej siatkówki, radość. Oczywiście trochę większa w Jastrzębiu, bo wygrali.
Uważa pan, że zespół nie uniósł presji oczekiwań? Bo przed startem rozgrywek faktycznie byliście notowani wyżej niż choćby Jastrzębski Węgiel.
JAKUB BEDNARUK: Przydarzyły nam się dwie-trzy nieprzyjemne porażki, w tym jedna z Częstochową, która za długo siedziała nam w głowach. I to też było problemem. Po przegranym spotkaniu trzeba jeden dzień pomyśleć, poprzeżywać, a potem zapomnieć. A my myśleliśmy o przegranej z Częstochową chyba ze trzy tygodnie. Za długo. Ja ciągle jeszcze gromadzę doświadczenie, uczę się i być może w kilku sytuacjach powinien był zachować się inaczej.
Dlatego kilka tygodni temu napisał pan w mediach społecznościowych, że trwający sezon bardzo daje panu w kość? Pan nie spełnia oczekiwań? Zespół?
JAKUB BEDNARUK: Może trochę ja nie spełniam oczekiwań, może trochę zespół? Ten sezon jest zupełnie inny niż poprzednie. Mieliśmy kryzys, ale tak naprawdę każdą drużynę dopada jakiś kryzys, prędzej czy później. Tylko, że my zawsze mieliśmy dużo frajdy ze wspólnego grania i przebywania ze sobą, a nagle trochę się to popsuło, tej frajdy było mniej. Nie było jej na boisku, na treningu, w autobusie. Oczywiście, nie było żadnych kłótni czy konfliktów, ale brakowało takiego zęba, jaki pokazaliśmy w sobotę, tego, że chłopaki poszliby za sobą w ogień. Bardzo pozytywnie wpłynął na nas mecz z Będzinem. Do Jastrzębia pojechaliśmy naładowani, czuliśmy, że gramy dobrą siatkówkę, że możemy wygrać. To było widać na boisku i mam nadzieję, że konfrontacja z Jastrzębskim Węglem była przełomowa. A jeżeli ktoś twierdzi, że w sobotę powinniśmy byli wygrać i nie spełniliśmy oczekiwań, to znaczy, że nie zna się na siatkówce.
Mówił pan także, że drużynie brakuje szaleństwa. Chyba to szaleństwo wróciło?
JAKUB BEDNARUK: Tak właśnie mamy grać w siatkówkę i nie myśleć o tym, że musimy wygrywać, że najważniejsze jest zdobywanie punktów. Najistotniejsze, żebyśmy cieszyli się tym, co robimy. Chciałbym, żebyśmy już do końca sezonu prezentowali się w polu gry tak, jak w sobotę. Nie wiem co nam to da, czy skończymy rozgrywki na miejscu dziesiątym, czy szóstym. Ale mamy czerpać ze swojej gry radość i dawać tę radość kibicom. Od tego jesteśmy.
Przed spotkaniem z JW okupowaliście 12. lokatę w tabeli. To chyba jednak nie jest szczyt marzeń?
JAKUB BEDNARUK: Na początku zacząłem się tym martwić. Pomyślałem: kurde, dawno nie byłem na 12. miejscu. Potem zacząłem myśleć trochę inaczej. Mieliśmy pięć wyjazdów z rzędu, w listopadzie praktycznie nie zagraliśmy u siebie w hali. Myślę, że ostatecznie pozbieramy te punkty, choćby na sam koniec. Trzeba cały czas pracować, ufać sobie nawzajem i nie wolno panikować. Zaufanie to podstawa. Pracuję w Warszawie piąty rok. Przez cztery lata to zaufanie do mnie, do zespołu i do tego wszystkiego, co robimy zawsze się opłacało. Dlaczego miałoby nie opłacić się w tym roku? A jak się nie opłaci, to najwyżej mnie wyrzucą…
W sobotę pan obdarzył zaufaniem Bartosza Kwolka, który wcześniej rzadko występował w startowej szóstce.
JAKUB BEDNARUK: Wcześniej nie prezentował takiego poziomu, żeby na to zasługiwać. Wychodzę z założenia, i chyba w ciągu kilku lat mojej pracy z młodymi ludźmi już to udowodniłem, że nie można nikogo zagłaskać, że nic nie dostaje się za darmo, bo byłaby to deprawacja zawodników. Kwolek nie był lepszy od reszty, więc nie grał. Teraz prezentuje się lepiej, wykonał krok naprzód, to gra. Nie ma dla mnie znaczenia, że to jest Kwolek - MVP mistrzostw Europy. Tak samo traktuję Halabę czy Łapszańskiego. Najlepsi grają.
Postawa Kwolka jest pozytywnym aspektem ostatnich meczów. Jakie jeszcze widzi pan plusy?
JAKUB BEDNARUK: Kolejny, bardzo równy mecz zagrał Michał Filip. Bardzo pozytywnie prezentuje się Jędrzej Gruszczyński. Chłopak ma 19 lat i tak naprawdę, wcześniej nie grał na poważnie w siatkówkę. Zagrał może dwa spotkania w I lidze, w barwach SMS-u, bo tam był przecież Masłowski. PlusLiga to dla niego coś zupełnie nowego. I sprawdza się.
Skąd ta zmiana na pozycji libero?
JAKUB BEDNARUK: Gruszczyński bardzo dobrze wprowadził się do gry w starciu z Będzinem i w sobotę postanowiłem dać mu szansę w pełnym wymiarze. Maciej Olenderek wcale mnie nie zawiódł, nie uważam też, że źle trenuje. Gruszczyński swoją postawą przysłużył się drużynie i dostał nagrodę w meczu telewizyjnym. Niech teraz martwi się Olenderek. Tak ma wyglądać zespół. Chłopaki musza walczyć, pokazać mi, że bardzo chcą.
Powrót do listy