Jakub Bednaruk: daliśmy siatkarskim władzom sygnał, że jesteśmy
W 2. kolejce spotkań PlusLigi Łuczniczka Bydgoszcz pokonała w katowickim Spodku GKS Katowice 3:1. - Jesteśmy fujary, bo przy wyniku 24:21 nie skończyliśmy piłki meczowej, a w zamian zafundowaliśmy sobie nerwową końcówkę czwartego seta - tak na gorąco skomentował tę rywalizację trener bydgoszczan Jakub Bednaruk, który kilka dni temu zgłosił swoją kandydaturę na selekcjonera reprezentacji Polski.
PLUSLIGA.PL: Kiedy Jakub Bednaruk przyjeżdża do Spodka, emocje są gwarantowane?
JAKUB BEDNARUK: No i były emocje. Ale i tak jesteśmy fujary, bo przy wyniku 24:21 nie skończyliśmy piki meczowej, a w zamian zafundowaliśmy sobie nerwową końcówkę czwartego seta. Z drugiej strony, cieszę się, że nie pękliśmy. Nie jesteśmy jeszcze takim zespołem, jak ZAKSA przez ostatnie dwa sezony, który przy wyniku 22:22 ma pełną kontrolę nad meczem. Nasz problem jest taki, i to wyszło na treningach, że wynik 22:22 uważamy za niekorzystny dla siebie. Albo jeśli prowadzimy trzema oczkami, a rywal dochodzi nas na jeden punkt, to już wydaje nam się, że mamy problem.
Brak doświadczenia?
JAKUB BEDNARUK: Myślę, że to może być przyczyną. Mówi się, że zespół musi ze sobą pograć, żeby nabyć doświadczenia, rozumieć się bez słów. Moim zdaniem konieczne jest, by przeżył wspólnie jakieś emocje, pozytywne i negatywne, żeby wiedział jak w konkretnych przypadkach się zachować. Ja na razie jeszcze nie wiem jak moja drużyna zachowuje się na boisku. W środę nasz rozgrywający kiwnął piłkę w takim momencie, że chciałem go udusić. Po jego wystawie w końcówce drugiego seta miałem podobne odczucia. Muszę nauczyć się jak reagują zawodnicy w konkretnych momentach, oni też muszą poznać wzajemnie swoje reakcje.
Rozegranie w waszej drużynie jest pod pełną kontrolą trenera, czy rozgrywający ma swobodę w podejmowaniu decyzji?
JAKUB BEDNARUK: Ma wolną rękę tak długo, jak długo dobrze wystawia (śmiech). Mówiąc poważnie, mecz z GKS-em był najlepszym do tej pory w wykonaniu Edgardo Goasa. Pamiętajmy, że on dopiero uczy się naszej ligi, poszczególnych graczy i to musi potrwać. Oczywiście, sprawdziłem go zanim zdecydowaliśmy się podpisać kontrakt, ale doskonale pani wie, że PlusLiga potrafi obnażyć wszelkie słabości. Wszystko toczy się bardzo szybko i jeśli zawodnik nie ma mocnej psychiki, to może posiadać ogromne umiejętności, a mimo to kompletnie nie zaistnieć w drużynie i w lidze. Goas ma umiejętności, ale nie nabył jeszcze takiego latynoskiego luzu. Pracujemy nad tym i on doskonale wie czego od niego wymagam.
W starciu z GKS-em Katowice zaimponował Paweł Gryc. Widać, że ma ciężką rękę, a jak z charakterem?
JAKUB BEDNARUK: Ma właściwy charakter do gry, bo za dużo nie kombinuje. To jest dobre, bo on ma wychodzić i ładować, a nie zastanawiać się co może się wydarzyć. Tak właśnie zagrał w środę i skończył mecz ze skutecznością na poziomie 51%. Szczerze mówiąc, wszyscy są zaskoczeni, że złapał tak dobrą formę, bo spodziewali się, że to Bartek Filipiak będzie naszym podstawowym atakującym. Ale u mnie w zespole jest uczciwie - gra ten, który jest lepszy na treningach. Choć trzeba przyznać, że Bartek na treningach też się świetnie spisuje, co mnie cieszy, bo jak Paweł się "przytka”, to mamy bardzo dobrą zmianę. Inni trenerzy mogą mi zazdrościć dwóch takich atakujących.
Łucznicza Bydgoszcz to w tym roku zespół na środek tabeli, czy raczej na dolną część?
JAKUB BEDNARUK: Nie wiem. Prawda jest taka, że gdybyśmy chcieli brać pod uwagę możliwości, to należy nas plasować w okolicy miejsc 12-16. W zeszłym sezonie zespół grał o utrzymanie, a w tym na budowę drużyny mieliśmy jeszcze mniej pieniędzy niż rok temu. Mimo tego i tak gdzieś tam słyszę głosy, że zrobimy ósemkę. Odpowiadam na to: spokojnie, bez hurraoptymizmu. Liga jest długa i wszystko może się zdarzyć. Już pierwsze dwie kolejki to potwierdziły. Radom przegrał u siebie z Katowicami 1:3, a na wyjeździe wygrał z Będzinem. Katowice wygrały w Radomiu, a przegrały u siebie. Trzeba być niezwykle skupionym, bo może się okazać, że w końcowym rozrachunku jeden punkcik spowoduje różnicę nawet czterech miejsc w klasyfikacji. Możemy zająć 13. miejsce, które zapewni nam spokojny byt w PlusLidze i z tego będę zadowolony, a równie dobrze może pojawić się szansa na dziesiątą lokatę i wtedy będę przeszczęśliwy. Nie chciałbym jednak, żeby kibice przeżywali takie nerwowe sytuacje, jak w zeszłym roku. Na razie nie patrzę za bardzo w słońce, bo szybko mogę się spalić. Myślę natomiast o tym, żeby zespół grał coraz lepiej. Jeśli będzie progres, to te punkty też będziemy gdzieś dziobać.
W tym roku wracają spadki z PlusLigi. To może was bardziej zmobilizować czy sparaliżować?
JAKUB BEDNARUK: Nerwówkę będzie miało kilka zespołów, nie tylko my, ale nie ma mowy o żadnym paraliżu.
Po ostatnim meczu z ONICO Warszawą powiedział mi pan, że czas na zmianę środowiska, że musi pan wyjść spod parasola ochronnego. Jak zatem jest w Bydgoszczy?
JAKUB BEDNARUK: Fantastycznie. To miejsce jest stworzone dla mnie. Prezes, który na każdym kroku chce pomóc, wsparcie z każdej strony, no i możliwości organizacyjne - hala, siłownia. To jest bardzo poukładany klub. Jest "bidnie", ale bardzo solidnie. Codziennie rano przychodzę do pracy i cieszę się, że mogę tam być. Poznaję nowych ludzi, każdego dnia uczę się czegoś nowego, a ja lubię jak coś się dzieje. W Warszawie przez kilka lat były te same męczące problemy z halą Ursynów, a tutaj przychodzę i mówię: potrzebuję halę na cztery godziny. No i mam ją. Pięć lat w jednym miejscu to bardzo dużo. OK, w piłce nożnej zdarzają się trenerzy, którzy pracują w jednym miejscu nawet dziesięć lat, ale tam obowiązują zupełnie inne zasady. Trener nie przychodzi na trening codziennie, a ja jestem na nim dwa razy dziennie. Po kilku latach coś w końcu zaczyna się wypalać, człowiek potrzebuje nowego bodźca. Myślę, że dobrze się stało i dla mnie i dla warszawskiego klubu, który bardzo fajnie funkcjonuje, ma dobre pieniądze i świetny zespół. Życzę im jak najlepiej.
Wróćmy jeszcze do rywalizacji w katowickim Spodku z GKS-em Katowice. To nie był zwykły ligowy mecz, ale konfrontacja dwóch kandydatów do objęcia posady selekcjonera polskiej kadry.
JAKUB BEDNARUK: Nie, ani ja, ani Piotrek Gruszka tak do tego nie podeszliśmy i nie zamierzamy podchodzić. Tak samo zresztą Robert Prygiel, z którym niedawno żartowaliśmy na ten temat. Zgłaszając swoje kandydatury, chcieliśmy dać raczej sygnał, że jesteśmy i że należy potraktować nas poważnie. Nie mamy zamiaru ze sobą rywalizować, absolutnie. Jeśli już po wyborze selekcjonera ktoś do mnie przyjdzie i zaproponuje posadę drugiego asystenta, to oczywiście pobiegnę na zgrupowanie z wielką radością. A jeśli w federacji powiedzą mi, że nie widzą mnie w sztabie, bo jestem niesympatycznym człowiekiem, którego nie wszyscy lubią, to przyjmę to bez problemu. Uważam jednak, że polscy szkoleniowcy poczynili w ostatnich latach znaczny progres. Dużo i ciężko pracujemy, ja jestem trenerem już szósty rok.
Dlaczego zgłosił pan swoją kandydaturę? Proszę przekonać kibiców, że jest pan dobrym kandydatem.
JAKUB BEDNARUK: Zgłosił ją mój menadżer i powiedział, że jeśli federacja chce ze mną porozmawiać, to jestem w gotowści. Tyle. Tak jak wspomniałem wcześniej, to mam być sygnał dla naszych siatkarskich władz i proszę mi uwierzyć, że na razie w ogóle się nad tym nie zastanawiam, nie mam zamiaru rozpoczynać żadnej kampanii promocyjnej. Mam oczywiście swoje pomysły i jeśli ktoś w związku będzie chciał ich wysłuchać, chętnie je przedstawię. Jeśli powiedzą, że są głupie - trudno. Jeśli zechcę je wykorzystać - super. Na dziś jednak myślę tylko o tym, co czeka Łuczniczkę Bydgoszcz w najbliższych dniach. Jestem przekonany, że Gruszka i Prygiel myślą dokładnie tak samo. Przed spotkaniem w Spodku pogadaliśmy trochę z "Gruchą” i nawet nie padł temat reprezentacji.
Przyszedł czas na polskiego selekcjonera, czy jednak powinniśmy wybrać najlepszego kandydata, który się pojawi?
JAKUB BEDNARUK: Ja chciałbym, żeby najlepszym kandydatem okazał się polski szkoleniowiec. Ale jeśli okaże się, że jest lepszy z zagranicy, nie mam z tym problemu. Uważam, że trener nie jest od tego, by wygrywać mistrzostwo Polski, zawsze i z każdą drużyną, ale żeby umieć wydobyć ze swoich podopiecznych maksimum potencjału. Wydaje mi się, że potrafię to zrobić. Ale nie ma co się za dużo wymądrzać, bo zaraz przegramy dwa-trzy mecze i wszyscy na mnie naskoczą - że mam się nie odzywać, bo w lidze sobie nie radzę, a pcham się do kadry.
Przylgnęła do pana łatka "trenera niskobudżetowego”, czyli kogoś, kto mając niewiele, potrafi sporo zrobić.
JAKUB BEDNARUK: Nigdy nie traktuję grupy zawodników, z którą pracuję w kategoriach "nisko lub wysokobudżetowych”. Skupiam się natomiast na możliwościach danej grupy, żeby wydobyć z poszczególnych graczy "maksa”. Wielu z tych chłopaków, z którymi pracowałem przez ostatnie lata sporo mnie nauczyło. Wiem, że dziś jestem lepszym trenerem niż trzy lata temu i wiem jak reprezentacja powinna wyglądać. Ale podkreślam raz jeszcze: o tym zacznę mówić dopiero wtedy, gdy dostanę telefon ze PZPS-u.