Jakub Bednaruk: idę na pełne ryzyko
O sentymentalnym meczu jastrzębskich gwiazd, postępach w budowaniu nowego zespołu Politechniki Warszawskiej oraz o współpracy z reprezentacją Polski opowiada w rozmowie z PlusLigą trener Jakub Bednaruk.
W sobotę, w hali sportowej w Szerokiej miało miejsce wielkie siatkarskie święto. W meczu wspomnień zagrali pierwsi medaliści Jastrzębskiego Węgla z 1991 roku z jedynymi w historii klubu mistrzami Polski z 2004 r. Wygrali złoci medaliści 2:1 (25:19, 24:26, 25:14). Wśród uczestników tego niezwykłego wydarzenia był Jakub Bednaruk, były zawodnik górniczej ekipy, obecnie szkoleniowiec Politechniki Warszawskiej.
PlusLiga: Co powiedzieliby pana podopieczni z Politechniki gdyby oglądali ten mecz siatkarskich weteranów?
Jakub Bednaruk: Pewnie byłoby im wstyd (śmiech) za to zaangażowanie. Ale mówiąc poważnie, na pewno bardzo dobrze by się bawili. Ja bawiłem się świetnie.
- Warto podejmować takie inicjatywy?
- Praktycznie w środę dowiedziałem się, że wezmę udział w tym przedsięwzięciu. Zastąpiłem Pavła Chudika, który doznał kontuzji. W dziesięć minut podjąłem decyzję, przyjechałem z Warszawy, żeby zagrać trzy sety z kolegami. Chociaż przecież nie byłem członkiem tej złotej drużyny z 2004 roku. Ale mam w kolekcji dwa srebra, więc zagrałem. Zawsze wracam z przyjemnością do Jastrzębia. Bardzo dobrze się tutaj czuliśmy z rodziną, fajnie mieszkało nam się w Żorach.
- Minęło dziesięć lat od zdobycia przez Jastrzębie złotego medalu. Przez te lata przez klub przewinęli się świetni zawodnicy, zwiększyły się nakłady finansowe, ale nie udało się powtórzyć tamtego sukcesu. Dlaczego?
- Nie wiem, nie chciałbym oceniać innych zespołów. Sam jestem teraz trenerem i mogę oceniać tylko drużynę Politechniki Warszawskiej. Jastrzębiu życzę jak najlepiej i żeby spotkali się w finale z Politechniką.
- Czy spośród tych zawodników, którzy w sobotę pokazali się na boisku wziąłby pan kogoś do swojej drużyny?
- Pewnie, że tak - Garego (Piotr Gabrych - przyp. red.). Piotrek będzie pewnie skakał po boisku do siedemdziesiątki. Widać, że siatkówka wciąż sprawia mu wielką przyjemność, ale to taki charakter. Kilka osób z tego zacnego grona wciąż potrafi poodbijać piłkę - w drużynie medalistów z 1991 roku dało się zauważyć sporo techniki, czasami ciężko było nam podbić piłkę, była walka. Najprzyjemniejsze jednak jest samo spotkanie z ludźmi. Po meczu pewnie wybierzemy się na kolację, może małe piwko, powspominamy.
- Proszę zdradzić jak wygląda sytuacja Politechniki Warszawskiej? Dopinacie powoli skład?
- Sytuacja wygląda raz lepiej, raz gorzej. Budujemy zespół tak, żeby mieć do dyspozycji czternastu chłopaków. Z tego co widać do tej pory, to mamy bardzo dużo strat i nie ukrywam, że jest problem z ich uzupełnieniem. Ale co roku jest ciężko i co roku jakoś gramy, więc jestem dobrej myśli.
- Problemy organizacyjne pewnie nieźle pana zahartowały - jako człowieka i trenera?
- Nie mam z tym najmniejszego problemu. Być może niektórzy trenerzy spisaliby listę nazwisk, powiedzieli: chcę tego, tego i tego. Ja niestety działam na innych zasadach - dostaję pewną kwotę i muszę się w niej zmieścić. A kwota nie jest wysoka. Mam jakieś ciekawe nazwiska, ale generalnie w tym roku idę na pełne ryzyko. Taka jest prawda. Jak odpali, to super, jak nie odpali, to trudno. Ale ja muszę zaryzykować, więc to zrobię.
- W przerwie między sezonami nie marnuje pan czasu. Przez tydzień był pan w sztabie szkoleniowym reprezentacji Polski. Proszę powiedzieć coś więcej o tym doświadczeniu.
- Była to moja inicjatywa, związek na nią przystał, zgodził się także trener. Cel był taki, żeby być blisko kadry, zobaczyć jak pracuje. Cały czas mam kontakt ze Stephane Antigą. Już wcześniej był temat mojej współpracy, ale bardziej na zasadzie obejrzenia jak wygląda to z boku. Mogłem wszystko - wejść do szatni z chłopakami, trenowałem z nimi, chwilę odbijałem w parze z Michałem Winiarskim, bo musiałem go trochę zmęczyć. Najbardziej interesowało mnie jak wygląda tydzień przedmeczowy, jak wygląda taktyka, ile tego jest, jakie są emocje.
- I jakie są?
- Chyba jednak odrobinę inne, niż w lidze. Presja też chyba jest większa u chłopaków, ale musi być większa skoro grają w reprezentacji Polski. Jeżeli zawodnik nadaje się do kadry, to musi się z tym liczyć. Trochę było to widać w drugim spotkaniu z Brazylią, że jak nie idzie, to nie idzie….
- Oglądał pan mecz z Iranem?
- Oczywiście. Bardzo dobrze zagrał Iran. To przede wszystkim i ja skoncentrowałbym się właśnie na tym. Czytałem opinie, że Polacy zagrali bardzo słaby mecz.
- Trener Antiga też potwierdził, że jego zawodnicy zagrali źle.
- Być może, ale ja jednak skupiłbym się na tym, że Iran zagrał rewelacyjne zawody, byli nie do ukłucia. Mimo tej porażki w Teheranie i tak jestem dobrej myśli. Mamy trzy mecze, wierzę w naszych chłopaków.
Powrót do listy