Jakub Bednaruk: W Bydgoszczy dłużej stoję w korkach niż w Warszawie
Po wieloletniej pracy w stołecznym klubie Jakub Bednaruk zmienił otoczenie i rozpoczął współpracę z Łuczniczką Bydgoszcz. - Na meczach jest jeszcze trochę cicho w hali, ale pracujemy nad tym i wierzę, że przyjdą tego efekty – przyznał trener bydgoskiego zespołu.
PLUSLIGA.PL: Chociaż jest pan obecny w PlusLidze od paru dobrych lat, to klub z Bydgoszczy jest dopiero drugą drużyną w trenerskiej karierze Jakuba Bednaruka. Czy ciężko było rozstać się ze stołecznym zespołem po tak długiej współpracy?
JAKUB BEDNARUK: Oczywiście, że tak. Zawsze pozostaje pewien sentyment, ale po czterech miesiącach pozbyłem się już myśli o tym co było, nie mam już tego z tyłu głowy. Na początku sprawdzałem wyniki zespołu z Warszawy, jednak teraz interesuje mnie tylko mój zespół.
Zespół z Warszawy mocno zmienił się przez te lata. Do młodych i utalentowanych siatkarzy dołączyli doświadczeni i utytułowani. Czy wymogło to na panu zmianę podejścia do prowadzenia drużyny?
Zawsze musisz inaczej podchodzić do nowej grupy ludzi. Inaczej traktuje się młodych zawodników, a inaczej starych graczy. Ja miałem to szczęście, że doświadczeni siatkarze w moich zespołach potrafili się dostosować do reszty grupy. Trener musi być elastyczny i uniwersalny. Nie da się jednym sposobem prowadzić 17-latków i 37-latków. Czasami trzeba się ugryźć w język, a czasem powiedzieć to co się myśli bez ogródek.
Czy zdążył się pan zaaklimatyzować w Bydgoszczy?
W Bydgoszczy w korkach spędzam więcej czasu niż w Warszawie. Czuję się już jak u siebie, poruszam się po mieście, zorganizowałem sobie też życie poza pracą, zapisałem się na studia żeby się trochę doszkolić...
Na jaki kierunek studiów się pan zdecydował?
Zarządzanie kulturą. Czekam na zajęcia z multimedialnych form związanych z reklamą i innymi rzeczami okołobiznesowymi, które mnie bardzo interesują. Będę starał się to dostosować do sportowych realiów, wykorzystywać sztukę negocjacji i sposoby rozmowy ze sponsorami.
Stołeczny zespół na pewno w przeciągu ostatnich lat osiągnął spore sukcesy marketingowe, czy czuję się pan jednym z ojców tych sukcesów?
Oczywiście, że tak. Byłem jednym z wielu współtwórców tych sukcesów zespołu. Wiele moich pomysłów wprowadziliśmy w życie, długo myślałem po nocach o tym jak przekonać ludzi, że warto przychodzić na mecze zespołu walczącego o miejsce w środku tabeli i koniec końców udało nam się to osiągnąć.
Widzi pan jakieś obszary, które można byłoby poprawić w Bydgoszczy jeśli chodzi o te kwestie?
Musimy współdzielić rzeszę kibiców z większą ilością zespołów. W Bydgoszczy oprócz nas grają jeszcze ekipy koszykarzy w pierwszej lidze, ekstraklasa koszykarek i ekstraklasa siatkarek. W Warszawie oprócz nas byłą tylko Legia, która w ogóle nie była naszą konkurencją, teraz pojawiła się koszykówka na Torwarze i na każdy mecz przychodzi 5.000 osób. Zdaję sobie sprawę, że jest w mieście głód siatkówki i nie wydaje mi się, że kibic w Bydgoszczy jest kibicem rozpieszczonym i przyzwyczajonym do ciągłych zwycięstw. Jeden sezon Delecty Bydgoszcz był bardzo mocny, drugi sezon pracy trenera Heynena też przyciągnął kibiców dobrym wynikiem. Trzeba przekonać ludzi i stworzyć atmosferę. W tej chwili chodzimy po szkołach, staramy się organizować klub kibica, żeby funkcjonował lepiej... Jest jeszcze trochę cicho w Łuczniczce, ale pracujemy nad tym. To nie jest tak, że czekamy na to aż coś samo się zmieni. Wiadomo, gdybyśmy wygrywali 10 meczów z rzędu, to trybuny same by się zapełniły. Pracujemy nad tym i wierzę, że niedługo przyjdą efekty.
Przejdźmy do samej drużyny. Którzy zawodnicy zdążyli pana zaskoczyć swoją dyspozycją?
Na pewno Metodi Ananiev. Bardzo równo gra w kolejnych meczach, pokazał się z dobrej strony w spotkaniach z zespołami z Kielc i Szczecina. Michał Szalacha świetnie się spisuje i naprawdę bardzo szybko wrócił do zdrowia po poważnej kontuzji ścięgna Achillesa. Adam Kowalski także dobrze wprowadził się do zespołu. Poza tym obaj atakujący są w dobrej dyspozycji. Nikt nie spodziewał się, że Paweł Gryc po trzech latach w PlusLidze nagle tak odpali z formą. Bardzo mocno nadepnął na Bartka Filipiaka i dobrze, bo to jeszcze młody zawodnik, a poczuł się trochę zbyt pewnie jako pierwszy atakujący. Musimy jeszcze poczekać na dwóch obcokrajowców, którzy jeszcze nie są w takim rytmie, jaki byśmy sobie życzyli.
Obaj obcokrajowcy, o których pan wspomniał są debiutantami w PlusLidze. W jaki sposób znajduje i ocenia się takich siatkarzy?
Siedzisz wieczorami i oglądasz ich mecze. To jest bardzo proste – menadżerowie dowiadują się ile możesz wydać i podsyłają materiały o zawodnikach na których stać klub. Nie dostaniesz innych zawodników do oglądania. Zazwyczaj siatkarze na których Cię stać to nie są reprezentanci kraju, więc nie pojedziesz ich obejrzeć na Lidze Światowej, czy Mistrzostwach Europy. Ściągasz całe sezony danej ligi i oglądasz. Spędziłem tyle czasu na oglądaniu ligi fińskiej, że w pewnym momencie zacząłem przeklinać po fińsku (śmiech). Siadasz z włączonym Data Volley, jeśli masz taką możliwość dzwonisz po znajomych, żeby dowiedzieć się jaką mentalność ma dany zawodnik, bo to też bardzo istotne. Czasami masz dużo materiałów, wiedzy na temat danej osoby, a czasami strzelasz w ciemno. Dla nas trochę takim strzałem w ciemno był Brazylijczyk, jednak wierzę w to, że w ciągu sezonu odwdzięczy nam się za nasze zaufanie dobrą dyspozycją na boisku. Pomysł był taki żeby to on był drugim punktującym po atakującym, jednak na razie tę rolę przejął Meto. Oczywiście nie mam z tym żadnego problemu, mam nadzieję, że Ananiev utrzyma swoją skuteczność jak najdłużej.... Tak właśnie wygląda budowanie zespołu – szukasz, pytasz, kombinujesz, decydujesz ryzykujesz... Oczywiście każdy fan siatkówki chciałby żeby do Polski przyjeżdżali wyłącznie reprezentanci swoich krajów... Ostatnio jeden z kibiców zapytał mnie czemu zamiast obcokrajowców nie ściągamy do zespołu młodych zawodników. Prawda jest taka, że dziesięciu młodych zawodników nie stoi na przystanku tramwajowym i nie mówi, że chcą zagrać w mojej drużynie. Reprezentanci kraju z roczników 1995-1997 mają swoje oczekiwania, chcą grać w dobrych klubach. Na żadnego reprezentanta z rocznika 1995 nie byłoby mnie stać, jeśli chodzi o rocznik 1997 to też są chłopcy, którzy mają swoje kluby i swoje miejsca. Takim jedynym strzałem, który sam się do nas zgłosił i chciał grać dla nas był Bartek Kwolek. Nie jest tak, że masz do wyboru grono młodych utalentowanych zawodników na skinienie palcem, a mimo tego wybierasz obcokrajowców. Ludzie powinni się trochę zastanowić nad tym jakie tak naprawdę mamy możliwości i kogo jesteśmy w stanie zakontraktować.
Liga w tym roku jest naprawdę nieprzewidywalna jeśli chodzi o wyniki poszczególnych meczów, nie przypominam sobie drugiego sezonu, który zacząłby się w ten sposób...
JAKUB BEDNARUK: I bardzo dobrze! Myślę, że to nie koniec, tych niespodzianek będzie jeszcze więcej, kiedy zaczną się rozgrywki pucharowe. Tak właśnie powinno być, bo jeśli chcemy być konkurencyjni, musimy być jak Włosi – tam każdy wynik meczu jest możliwy. Jeśli chcemy być atrakcyjni, kibic nie może wchodzić do hali z przeświadczeniem, że wynik meczu jest sprawą oczywistą. Fajnie byłoby gdyby co tydzień udało się komuś zrobić taką niespodziankę, ale to wcale nie jest takie proste.
Od wielu lat spory udział w szkoleniu ligowych zespołów mają trenerzy zagraniczni. Czy nadal można mówić o odrębnej polskiej myśli szkoleniowej?
Nie ma już czegoś takiego jak włoska, polska czy francuska myśl szkoleniowa. Jest ogólnie Europejska, Amerykańska, Azjatycka i może jeszcze brazylijska. Nie sądzę żeby w Holandii trenowało się inaczej niż we Włoszech czy w Polsce. Taki jest urok obecnych czasów, wszystko się do tego stopnia przenika, przy tej migracji trenerów i ilości krążących danych jeżeli chodzi chociażby o przygotowanie fizyczne czy taktyczne nie ma już różnic. Myślę, że bardziej w tej chwili liczy się osobowość trenera niż jego narodowość.
W zeszłym sezonie w rozmowie z trenerem Anastasim zapytałem go o polskich trenerów. Wymienił pana oraz Andrzeja Kowala jako tych, którzy są krok przed innymi szkoleniowcami. Czy nie czuje pan wewnętrznej potrzeby tego, żeby objąć zespół, który nie jest potencjalnym pozytywnym zaskoczeniem, tylko drużynę która jest budowana z myślą o najwyższych celach?
Ja w tym roku kończę 41 lat! Co to jest za wiek dla trenera? Do tego w tym momencie mam najdłuższy staż w PlusLidze spośród wszystkich pracujących obecnie szkoleniowców. Dla mnie to już jest osiągnięcie. Nie chochlą, a systematycznie łyżeczką. Jest naprawdę niewielu trenerów, którzy od razu dostali do prowadzenia zespół walczący o najwyższe cele. Bernardi od razu dostał topowy klub. Grbić zaczął od włoskiego średniaka, ale samo dostanie się do ligi włoskiej jest wyczynem... Nie wszystko naraz, trzeba cieszyć się z poszczególnych małych sukcesów. Bardzo fajnie, że trener Anastasi tak mnie ocenia, to też dla mnie wartość dodana, a jeśli chodzi o Andrzeja Kowala, to myślę że niedługo wróci do PlusLigi.
Powrót do listy