Jakub Jarosz: nie potrafiliśmy się przełamać
Po zwycięstwie ZAKSY w pierwszym meczu finału Pucharu CEV z Sisleyem Treviso, oczekiwania w Kędzierzynie-Koźlu co do rewanżu były ogromne. W minioną sobotę zespół Krzysztofa Stelmacha miał dwie szanse na wywalczenie trofeum: najpierw w meczu, a potem w złotym secie, ale ich nie wykorzystał.
- Na pewno jest rozczarowanie – mówił zaraz po spotkaniu atakujący ZAKSY, Jakub Jarosz i dodawał. - Z drugiej strony, łatwiej gra się złoty set, kiedy wygra się mecz. W poprzednich rundach tak właśnie mieliśmy, że wygrywaliśmy mecze rewanżowe i potem grając na fali zwyciężaliśmy także w złotym secie. Natomiast ciężko jest się na nowo obudzić kiedy przegra się spotkanie i potem szybko trzeba wygrać ten set do 15. Czasem to się udaje, ale niestety, my nie potrafiliśmy się przełamać.
Nadkomplet publiczności w hali Azoty po I secie sobotniego rewanżu był niemal przekonany, że to gospodarze sięgnął po końcowy sukces. W kolejnych setach dominowali już jednak zawodnicy z Treviso. - Myślę, że w pierwszej partii Sisley był jeszcze jakby oszołomiony atmosferą na trybunach – opisuje Jarosz. - Potem zdecydowanie widać było, że kiedy zaczęli grać lepiej, to od drugiego seta złapali już pewność siebie i wychodziło im praktycznie wszystko. Pokazali bardzo dobrą siatkówkę, na pewno w tym dniu lepszą niż my. W każdym elemencie byliśmy od nich słabsi. To było widać gołym okiem. W ich zespole szalał Alessandro Fei, który po prostu był nie do zatrzymania i przez to bardzo ciężko było nam z nimi wygrać tym bardziej, że nie zagraliśmy dobrego spotkania – stwierdził atakujący ZAKSY, który porównał również oba mecze finałowe. - Myślę, że w Belluno potrafiliśmy troszeczkę wcześniej zacząć grać na swoich dobrych trybach. W czwartym secie nagle zaczęliśmy grać lepiej, oni z kolei popełnili falę błędów i my bardziej uwierzyliśmy w siebie. Z kolei w rewanżu cały czas było trudno. Oni grali bardzo dobrze, oczywiście poza pierwszym setem, i trudno było ich ugryźć – podsumował Jarosz, który po kiepskim początku, w drugiej fazie meczu radził sobie już znacznie lepiej.
- Na początku ta gra zupełnie mi się nie układała. Wierzyłem w to do końca, że może w pewnym momencie uda się przełamać. Chciałem pomóc zespołowi na tyle, na ile mogłem, ale niestety, dzisiaj to nie wystarczyło. Graliśmy do tej pory już w dwóch finałach – Pucharu Polski i CEV. Teraz czas na walkę już na ostatnim froncie, w PlusLidze. Na początku trzeba jeszcze dograć do końca tę drugą rundę rewanżową, a potem będziemy się starali wywalczyć jak najwyższe miejsce w PlusLidze – kończy Jakub Jarosz.