Jakub Kowalczyk: trudno będzie nas zatrzymać
- Jeżeli nie zabraknie ognia na boisku i pozytywnych wibracji, trudno będzie nas zatrzymać - powiedział po awansie do półfinału Pucharu Polski Jakub Kowalczyk, środkowy ONICO Warszawa.
- Stal nie zaskoczyła nas niczym, bo spodziewaliśmy się, że gospodarze będą nastawieni bardzo emocjonalnie, że będą "skakać po ścianach i po sufitach". To jest wielka szansa dla drużyny z pierwszej ligi, żeby pokazać się w telewizji, sprawdzić się w konfrontacji z plusligowym rywalem. Wtedy wyzwalają się dodatkowe emocje. Do tego dochodziły też inne piłki, niż gramy na co dzień, nie mieliśmy dużo czasu, żeby się do nich przyzwyczaić, ale w tych rzeczach martwych nie szukaliśmy żadnych usprawiedliwień i po prostu graliśmy w pełni przygotowani i skoncentrowani.
- Ten mecz to były ogromne nerwy. Byliśmy pod presją faworyta i wiedzieliśmy, że nie możemy sobie pozwolić na porażkę w tym spotkaniu. Po pierwszym, wyszarpanym secie – może wynik nie świadczy o jakiejś zaciętości, ale tam były wielkie emocje i typowa siatkarska „młócka” – później oni wygrali drugą odsłonę i w trzeciej partii mieli kilka punktów przewagi, dlatego byliśmy lekko spięci. Widać było, że z każdym punktem ten turniej finałowy we Wrocławiu się oddala. Widziałem, że chłopaki z Nysy wtedy bardzo uwierzyli w swoje możliwości i trudno było ich zatrzymać. Na szczęście dobrą zagrywką przechyliliśmy szalę zwycięstwa w tym secie na naszą stronę i później, z biegiem czasu, graliśmy coraz lepiej i spokojniej.
- My przyciągamy tłumy na trybuny? To nie my, tylko Bartek Kurek (śmiech). Gramy bardzo dobrze, mamy znane twarze w swoim zespole i pokazujemy wysoką jakość siatkarską na parkiecie, dlatego wydaje mi się, że ludzie chętnie nasze wyczyny i popisy oglądają. I mam nadzieję, że będzie tak dalej, bo dużo lepiej gra się przy tylu kibicach, wtedy czuje się dodatkową motywację. A gdy robisz coś, co sprawia innym radość, to cudowne uczucie, którego nie można porównać do niczego innego.
- Sam się zastanawiałem, jak będę przeżywał to spotkanie. Grałem tutaj dziesięć lat temu, to był mój pierwszy zawodowy sezon. Czułem lekki sentyment, ale nie było tak, że chciałem się za wszelką cenę pokazać i przypomnieć kibicom, bo przede wszystkim liczyłem na nasze zwycięstwo i myślałem o awansie do Final Four, a nie wspominałem stare czasy.
- Teraz na Instagramie jest modna akcja #10yearchallenge i myślę, że gdyby Nysa wrzuciła taki post do sieci, to wygrałaby całe zawody, bo tu zmieniło się praktycznie wszystko. Stara hala jest legendarna, specyficzna. Każdemu siatkarzowi życzę jednego meczu w takim miejscu, ale nie więcej, bo ten klasyczny nyski kocioł to jest coś pięknego, ale i przerażającego. Teraz mają piękną, nową halę, klub zasługuje na takie miejsce i widać, że dobrze im się wiedzie. Mam nadzieję, że awansują do PlusLigi, bo z dużą sympatią patrzę na to miasto i klub.
- Po sobotnim meczu z Jastrzębskim Węglem spodziewam się naszej dobrej gry, wielkiego zaangażowania i serca, bo bardzo chcemy wygrać ten puchar. Obecny sezon dobrze się dla nas układa, a to byłby krok po coś wielkiego. Bycie w finale to już duże osiągnięcie, ale życzę sobie i reszcie drużyny, żebyśmy sięgnęli po trofeum. Motywacji nam nie brakuje. Jeżeli nie zabraknie ognia na boisku i pozytywnych wibracji, trudno będzie nas zatrzymać.