Jakub Novotny: ludzie życzliwi, a kobiety piękne
Debiutanckiego sezonu w polskiej lidze nie zaliczył do udanych. ZAKSA Kędzierzyn Koźle zajął 6. miejsce, a na czeskiego atakującego spadła fala krytyki. Potem zmienił się skład, trener i....Jakub Novotny. W minioną sobotę zdobył 27 punktów w meczu z PGE Skrą Bełchatów, zgarnął kolejną nagrodę MVP i wyznał, że Polska to miejsce, w którym chciałby zostać na dłużej.
PlusLiga: Z jakimi założeniami ZAKSA pojechała do Bełchatowa? Jakub Novotny: Przed kolejnymi meczami skupiamy się wyłącznie na tym, żeby zagrać jak najlepiej i pokonać rywala. Nie ścigami się o fotel lidera i nie przywiązujemy zbyt dużej wagi do miejsca w klasyfikacji. Chcemy grać na dobrym, równym poziomie i nad tym intensywnie pracujemy. Oczywiście wiedzieliśmy, że Skra ma problemy kadrowe i założyliśmy, że musimy wyjechać z Bełchatowa z punktami. Planowaliśmy zgarnąć trzy oczka, mamy dwa. Nie jest źle. - Zespół ma dwa punkty, a pan kolejną statuetkę dla MVP. - Rzeczywiście sezon rozpocząłem bardzo dobrze. Przede wszystkim uporałem się z kontuzjami, które dręczyły mnie poprzednio. Po drugie, zespół kompletnie zmienił swoje oblicze, Jest nowy, ciekawszy i bardziej wyrównany skład. Świetnie wprowadzili się Kanadyjczycy. Dan Lewis, choć na razie nie uczestniczy w grze, wspiera nas mentalnie. Kiedy dołączy wreszcie do drużyny, będziemy jeszcze mocniejsi. W poprzednich rozgrywkach ciężar gry opierał się prawie wyłącznie na mnie. Gdy miałem słabszy dzień, nie grał cały zespół. Teraz mam wsparcie na skrzydłach i jeśli mi nie idzie, pałeczkę przejmuje Michał Ruciak lub Terence Martin. Do tego czuję na plecach oddech swojego zmiennika, Dominika Witczaka, co mnie jeszcze bardziej mobilizuje. Sporo dobrej pracy wykonuje też Robert Szczerbaniuk, jako kapitan i jako świetny kolega. - A trener Krzysztof Stelmach? - Zmiana na stanowisku szkoleniowca również miała niebagatelne znaczenie. Krzysztof Stelmach to postać znana i ceniona w środowisku siatkarskim, nie tylko w Polsce. Niezwykle doświadczony zawodnik, który teraz, jako trener świetnie wykorzystuje wieloletni staż pracy, a zgromadzony bagaż doświadczeń doskonale zamienia na trenerską praktykę. Potrafi nas zmobilizować i zaszczepić w nas ducha walki. Wychodzimy na boisko i nie zastanawiamy się, czy rywal nazywa się Skra, Olsztyn czy Jastrzębie - po prostu robimy swoje. - Na co stać klub z Kędzierzyna w bieżącym sezonie? - Nie widziałem jeszcze żadnego meczu Olsztyna. Układ tabeli wskazuje jednak, że są w dobrej formie. Z Jastrzębiem przegraliśmy dwukrotnie przed sezonem, ale teraz grają słabo i myślę, że w ligowej konfrontacji powinniśmy dać sobie z nimi radę. Swoje problemy ma również Skra. My na tym tle prezentujemy się bardzo dobrze i uważam, że jeśli ominą nas kontuzje, a poziom naszej gry wciąż będzie ewaluował, spokojnie jesteśmy w stanie wywalczyć miejsce w czwórce. - Jak pan ocenia poziom tegorocznych rozgrywek? - Wydaje mi się, że z ocenami poziomu ligi i poszczególnych zawodników trzeba poczekać przynajmniej do zakończenia fazy zasadniczej. Na razie większość drużyn nie pokazała jeszcze pełni potencjału. Biorąc po uwagę wyłącznie personalia, mogę powiedzieć, że PlusLiga w tym roku jest mocniejsza, niż w poprzednich rozgrywkach i większość ekip prezentuje się okazalej. Jeśli Kędzierzyn wygrywa z Bełchatowem, a Jastrzębie męczy się Politechniką, to oznacza, że każdy może wygrać i przegrać z każdym. Już jest ciekawie, a myślę, że karuzela dopiero się rozkręca... - Życie w naszym kraju jest równie ciekawe jak PlusLiga? - Zanim przyjechałem do Polski, moim ulubionym miejscem na ziemi były Włochy, głównie ze względu na wyśmienitą kuchnię, której jestem wielkim miłośnikiem. Polska podoba mi się z każdym dniem coraz bardziej, a Kędzierzyn powoli staje się moim domem. Zdecydowanie jest to miejsce, gdzie chciałbym zostać na dłużej. Ludzie są życzliwi, a kobiety piękne. Może wreszcie znajdę sobie żonę? Niestety, na razie nie mam na to zbyt wiele czasu, bo w większości pochłaniają mi go treningi. - Naprawdę nie ma pan czasu na rozrywki? - Takie jest życie sportowca. Moją główna rozrywką jest w tej chwili wychodzenie do restauracji na obiady. Jestem singlem i jakoś muszę sobie radzić. Jak się zabieram za gotowanie, to cokolwiek bym planował zrobić, na końcu i tak wychodzi makaron z sosem pomidorowym i parmezanem. Żeby nie umrzeć z głodu, a przede wszystkim zjeść czasem coś bardziej wykwintnego, niż makaron, często wychodzę do restauracji. Niestety, w Kędzierzynie mamy tylko trzy lokale gastronomiczne i menu wyczerpałem jeszcze w poprzednim sezonie. Jest jednak coś, co mogę jeść codziennie. To żurek śląski. Żadne pierogi, bigosy czy barszcze z krokietem. Tylko żurek. Powrót do listy