Jakub Popiwczak: najszczęśliwszy jestem wtedy, gdy drużyna wygrywa
- Powalczyliśmy na terenie mistrza Polski, to dlaczego mamy nie powalczyć w Kędzierzynie-Koźlu? - powiedział libero Jastrzębskiego Węgla pytany o szanse jego drużyny w starciu z ZAKSĄ. Dwa ostatnie mecze, z Częstochową i Bydgoszczą, jastrzębianie wygrali 3:0.
PLUSLIGA.PL: Jastrzębski Węgiel pewnie wygrał z Łuczniczką Bydgoszcz 3:0. Przewaga była widoczna głównie na kontrach i w akcjach po negatywnym przyjęciu. To spora wartość.
JAKUB POPIWCZAK: Na gorąco ciężko jest mi ocenić ten mecz pod kątem statystyk. Najbardziej cieszę się z wygranej, z tego, że przez cały pojedynek utrzymaliśmy koncentrację. Pamiętaliśmy o tym co zdarzyło się w Będzinie, gdy spokojnie prowadziliśmy 2:0, a potem mecz uciekł nam do pięciu setów. Tym razem przełamaliśmy przeciwnika i zakończyliśmy rywalizację w trzech partiach.
Sezon rozpoczęliście od serii tie breaków. Teraz przyszedł czas na serię zwycięstw 3:0?
JAKUB POPIWCZAK: Po meczu w Bełchatowie powiedziałem, że każda seria kiedyś się kończy i każda kiedyś zaczyna. Wygraną 3:0 z Częstochową rozpoczęliśmy tę kolejną, bardzo fajną serię i mam nadzieję, że będzie ona trwała co najmniej tak długo, jak ta z pięciosetówkami.
To spore wyzwanie, bo już w najbliższą środę Jastrzębski Węgiel zagra z bardzo mocną w tym roku ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle.
JAKUB POPIWCZAK: Musimy podchodzić do każdego przeciwnika z respektem, ale też nie mamy czego się bać. Powalczyliśmy na terenie mistrza Polski, to dlaczego mamy nie powalczyć w Kędzierzynie-Koźlu? Mamy nowy zespół, u nich też sporo się pozmieniało. Na pewno pojedziemy tam z wolą walki i chęcią zwycięstwa.
Po porażce Asseco Resovii z Politechniką Warszawską, sąsiadujecie w tabeli z mistrzem Polski (tylko jedno oczko mniej). Niespodzianka goni niespodziankę.
JAKUB POPIWCZAK: Nie spodziewałem się takiego wyniku w Rzeszowie. Resoviacy przegrali już w tym roku kilka meczów na swoim terenie, z teoretycznie słabszymi drużynami - można to rozpatrywać w kategorii niespodzianek. Są w małych tarapatach, ale na pewno zrobią wszystko by wrócić do dobrej gry. My koncentrujemy się wyłącznie na sobie - jak gramy, na którym miejscu w tabeli się znajdujemy. Nie zaprzątamy sobie głowy tym jak prezentują się inne zespoły.
Tę koncentrację widać, bo z meczu na mecz wasza gra wygląda coraz lepiej.
JAKUB POPIWCZAK: Coraz dłużej jesteśmy razem, zgrywamy się, sporo trenujemy i to procentuje. Ale też trochę wzrosła u nas pewność siebie. Mamy w drużynie kilku zawodników, jak na przykład ja czy Damian Boruch, którzy dopiero zaczynają grać w PlusLidze i w tych pierwszych pojedynkach było nam trudno. Mam nadzieję, że z biegiem czasu wszystko będzie szło w dobrym kierunku. Obyśmy utrzymali ten dobry poziom jak najdłużej.
W klubie jest pan od kilku lat, ale to pana pierwszy sezon w wyjściowej szóstce Jastrzębia, Trochę się pozmieniało.
JAKUB POPIWCZAK: Przez trzy lata wchodziłem głównie na zagrywkę, teraz mam szansę grać cały czas. Zmieniło się też trochę moje życie. Już nie „żyję” w Internecie z chłopakami, bo przeszedłem na własny rachunek. Zaszło wiele zmian, ale jestem z nich zadowolony i mam nadzieję, że trener będzie stawiał na mnie jak najdłużej. Oczywiście, na pierwszym miejscu zawsze jest zespół. Moje indywidualne cele są ważne i chcę je realizować, ale najszczęśliwszy jestem wtedy, gdy drużyna wygrywa.
Co w tej nowej, boiskowej roli jest najtrudniejsze?
JAKUB POPIWCZAK: Na pewno wzrosły oczekiwania wobec mnie. Staram się na tym nie koncentrować, ale gdzieś jest to odczuwalne. Jak siedziałem na ławce i tyko czasem pojawiałam się w polu gry, to każdy mówi „młody, jeszcze się uczy”. Teraz ciągle mówią na mnie „młody”, ale stażem jestem jednym z najstarszych w drużynie i to do czegoś zobowiązuje. Niemniej mam sporo radości z tego, że mogę w pełny wymiarze prezentować się kibicom, zwłaszcza gdy wygrywamy, gdy kibice wychodzą z hali zadowoleni.
Powrót do listy