Jakub Popiwczak: nie poznawałem własnej drużyny
W środę, w Zawierciu niespodzianka wisiała na cienkim włosku, ale ostatecznie Jastrzębski Węgiel wygrał po twardym boju z Aluronem Virtu Warta Zawiercie 3:2 i pozostaje niepokonany w rozgrywkach PlusLigi. - Rywale zagrali bardzo dobrze, tego nie można im odmówić, ale nam wpadały takie piłki, popełnialiśmy takie błędy, że….katastrofa - skomentował na gorąco libero Pomarańczowych.
PLUSLIGA.PL: Wynik znacznie lepszy niż gra - tak najkrócej można chyba podsumować spotkanie Jastrzębskiego Węgla z Aluronem Virtu Warta Zawiercie?
JAKUB POPIWCZAK: Zdecydowanie! Myślę, że to zwycięstwo było niezwykle cenne pod względem psychologicznym, bo udało nam się wyjść z takiego chaosu i zamętu, który mieliśmy na boisku, szczególnie w trzecim secie. Szczerze mówiąc, nie poznawałem własnej drużyny, kolegów obok mnie i siebie samego także. Warta wprowadziła nas w taką sytuację, że trochę zapomnieliśmy co mamy robić. Rywale zagrali bardzo dobrze, tego nie można im odmówić, ale nam wpadały takie piłki, popełnialiśmy takie błędy, że….katastrofa. Bardzo często słyszę się, że mocne zespoły poznaje się po tym iż nawet gdy grają słabo, potrafią wygrywać. To chyba było to.
Dwie ligowe kolejki i dwa zupełnie inne oblicza Jastrzębskiego Węgla. Wydawało się, że zawiercianie, przynajmniej teoretycznie, są słabszym rywalem niż Czarni Radom?
JAKUB POPIWCZAK: Czy ja wiem? W pierwszej kolejce spotkań ograli Asseco Resovię Rzeszów, to o czymś świadczy. W środę, przeciwko nam bardzo dobrze bronili, przyjmowali i atakowali, a Michał Masny popisywał się swoimi umiejętnościami. Ten zawodnik w każdym zespole, do którego przychodzi robi swoje, jest gwiazdą na swojej pozycji i cały czas plącze nogi środkowym. Ogromny szacunek dla niego. Ale my cieszymy się ze zwycięstwa, z tego, że odwróciliśmy niekorzystny wynik.
Zespół z Zawiercia prowadzi Mark Lebedew, który jeszcze całkiem niedawno nosił pomarańczowe barwy. Była jakaś dodatkowa motywacja?
JAKUB POPIWCZAK: Pamiętam, że w tamtym roku przed meczem z Berlinem Mark obiecał nam kolację, jeśli wygramy z jego byłą drużyną. Gdyby chłopaki z Zawiercia wygrali z Jastrzębskim Węglem, też pewnie trafiłby im się jakiś bonus. My, niestety, nic nie obstawialiśmy. Niemniej, fajnie było spotkać Marka, porozmawiać, bo myślę, że dla wielu z nas to był znakomity szkoleniowiec. Sprawy w Jastrzębiu potoczyły się, jak się potoczyły, czasami tak się zdarza, ale pozostajemy z trenerem Lebedew w dobrych relacjach.
Wspomniał pan przed chwilą, że w 3. partii środowego meczu było w waszej grze sporo bałaganu. Mocno pogubiła się szczególnie linia defensywna, której jest pan filarem. Brak zgrania daje się we znaki?
JAKUB POPIWCZAK: No trochę asów wpuściliśmy…i znów muszę wymienić Michała Masnego, bo bardzo dobrze serwował tego dnia. Wydaje mi się, że w przyjęciu mamy tyle jakości, że możemy grać znacznie lepiej niż w tej feralnej trzeciej odsłonie. Zresztą w czwartej partii już wróciliśmy do dobrego odbioru.
- Mamy Francuza, który jest defensywnym graczem i bardzo dobrze przyjmuje, a do tego ma bardzo fajną zagrywkę i dokłada swoje w ataku. Ale faktycznie, jeszcze trochę brakuje nam zgrania, bo trenujemy razem dopiero od trzech tygodni. Sadzę, że mamy taki potencjał wśród przyjmujących, że powinniśmy dawać sobie radę w każdej sytuacji.
W porównaniu z minionym sezonem, skład JW został mocno przemeblowany. Jaka jest podstawowa różnica pomiędzy obecną drużyna, a tą poprzednią?
JAKUB POPIWCZAK: Chciałbym powiedzieć, że stabilność w grze, ale nie wiem czy po spotkaniu z Aluronem powinienem (śmiech). Uważam jednak, że teraz jest większa jakość, także na ławce rezerwowych, bo mamy kilku zawodników, którzy mogą wejść na zmianę i sporo od siebie dać. Widzieliśmy to w środę, gdy w tie breaku Paweł Rusek wszedł na boisko i bardzo trudną piłkę przyjął w punkt. Takich ludzi nam trzeba było i myślę, że będziemy walczyć w tym sezonie o wysokie cele.
To bardzo odważna deklaracja. Podobnie, jak ta prezesa Gorola na inaugurację sezonu, który mówił wprost o walce o medale.
JAKUB POPIWCZAK: Ale podstawna. Zebrała się u nas taka grupa zawodników i ludzi, która od pierwszego dnia okresu przygotowawczego zdawała sobie sprawę po co tutaj jesteśmy i o co będziemy się bić. Ten okres przygotowawczy mocno naładował mnie optymizmem. Naprawdę, pierwszy raz spotkałem się z tym, że wszyscy tak ciężko trenowali, nikt nie chciał odpuścić drugiemu, bo wiedział jak duża rywalizacja jest w zespole. Od pierwszego dnia bardzo ciężko pracowaliśmy i liczę na to, jestem pewien, że efekty tej pracy przyjdą w lidze. Każdy z nas jest bardzo ambitny, każdy wie na co go stać, i nie ma co się oszukiwać - każdy chciałby powiesić sobie na szyi kolejny krążek.
A propos kwadratu rezerwowych - Salvador Oliva pogodził się z rolą zmiennika?
JAKUB POPIWCZAK: Każdy zawodnik przychodzi na treningi i ciężko zasuwa po to, żeby grać w szóstce. Salvador przez ostatnie dwa sezony był niekwestionowaną i największą gwiazdą naszego zespołu, a teraz ma trochę inna rolę. Ale to wszystko może się zmienić. W środę też musiał wyjść na boisko, pomóc. Pewnie nie była to taka zmiana, jaką sobie wymarzył, ale cały czas musi być w pogotowiu, bo w trakcie sezonu nie raz będzie nam potrzebny i będzie ciągnął nas do zwycięstwa.
W środę przeszliście ciężką przeprawę, a już za trzy dni czeka was kolejne wyzwanie - spotkanie z prawdziwym kalejdoskopem gwiazd, które wprawdzie nie zaświeciły jeszcze pełnym blaskiem, ale…
JAKUB POPIWCZAK: Stocznia Szczecin to zespół, który posiada bardzo dużo gwiazd, z MVP mistrzostw świata na czele, a ponieważ będzie to inauguracja sezonu ligowego w Jastrzębiu, to mam nadzieję, że nasza hala będzie pękać w szwach. No i przede wszystkim, że cała hala będzie wspierać naszą drużynę tak samo mocno, jak tutaj w Zawierciu kibice wspierali w środę swój zespół. Liczę na kibiców, że nam pomogą, ale przede wszystkim liczę na to, że my zagramy o wiele stabilniej niż miało to miejsce w ostatnim spotkaniu ligowym.
Powrót do listy