Jan Firlej: staram się zastąpić Pawła Zagumnego jako rozgrywający i jako kapitan
Po porażce z Effectorem Kielce w Pucharze Polski, siatkarze ONICO AZS Politechniki Warszawskiej gładko uporali się z Łuczniczką Bydgoszcz w spotkaniu Plus Ligi. – Chcieliśmy wygrać pokazując swoją siatkówkę, bo w ostatnim czasie dobrze pracowaliśmy na treningach, ale nie do końca potrafiliśmy to przełożyć na realia meczowe – powiedział Jan Firlej.
PLUSLIGA.PL: Mecz z Łuczniczką Bydgoszcz był swego rodzaju interwałem – zaczął się od szybko wygranego seta, a zakończył trzecia partią wygraną na przewagi. Czy z biegiem meczu gospodarze stawiali coraz wyżej poprzeczkę?
JAN FIRLEJ: Nie wydaje mi się, żeby przeciwnicy nas czymś zaskoczyli. Czy grali lepiej w kolejnych setach? Być może trochę, jednak to bardziej nasza wina, byliśmy trochę mniej skoncentrowani na boisku , wpadały nam piłki kiwane i plasowane przez przeciwnika, takie zagrania mogą być skuteczne na poziomie juniorskim, a nie powinny być w PlusLidze. Pierwszy set być może nas uśpił, jednak po każdej partii powtarzaliśmy sobie, że walka zaczyna się od początku i musimy utrzymywać koncentrację.
Czy przegrane spotkanie z Effectorem Kielce w ramach Pucharu Polski zmienił nastroje w zespole na bardziej bojowe?
JAN FIRLEJ: Do każdego meczu podchodzimy tak samo, ani razu nie pomyśleliśmy „no dobra, trzeba to odbębnić i iść do domu”. Każde spotkanie od początku sezonu, niezależnie czy ze mną w składzie, czy przed kontuzją Pawła Zagumnego, rozgrywaliśmy z tym samym nastawieniem. Myślę, że mecz z Effectorem nie wpłynął na nas w taki sposób, chociaż nie umniejszając zespołowi z Kielc, przegraliśmy trochę na własne życzenie. Prowadziliśmy w tym meczu 2:1, choć początek nie był w naszym wykonaniu dobry, później graliśmy przez dwie kolejne partie dobry mecz, stabilny i na wysokim poziomie. Niestety później trochę za bardzo się rozluźniliśmy i wygrana nam uciekła. W meczu z Łuczniczką chcieliśmy przede wszystkim wygrać pokazując swoją siatkówkę, bo wydaje mi się, że w ostatnim czasie dobrze pracowaliśmy na treningach, ale nie do końca potrafiliśmy to przełożyć na realia meczowe.
W obliczu kontuzji Pawła Zagumnego, jest pan jedynym rozgrywającym w składzie. Czy odbiera to pan jako swoją szansę, czy jednak poczucie presji trochę podcina skrzydła? Zastępuje pan zawodnika, którego pewnie na początku kariery podglądał pan w telewizji…
JAN FIRLEJ: Od początku mojej jak na razie krótkiej przygody z siatkówką byłem stawiany na rozegranie. Moimi ulubionymi zawodnikami była para Argentyńczyków – Uriarte i De Cecco. Oprócz nich także często podpatrywałem Pawła Zagumnego. W tamtym czasie obejrzałem chyba wszystkie filmiki z udziałem tych rozgrywających, które były dostępne na youtube. Do tej pory czasami przed meczem czy po treningu lubię podejrzeć na youtube tych klasowych graczy. Na pewno to bardzo duża szansa dla mnie, w aktualnej sytuacji nie mam zmiennika w klubie. Spoczywa na mnie spora odpowiedzialność z tego powodu, ponieważ muszę kierować grą zespołu i kiedy pojawią się gorsze momenty gry to muszę sobie z tym poradzić, bo nie mam możliwości ku temu, aby popatrzeć na przebieg wydarzeń z ławki, chwilę ochłonąć, cały czas gram. To duża odpowiedzialność, ale nie stresuję się tym, przede wszystkim cieszę się, że mogę grać. Zawsze wychodziłem z takiego założenia, że po to solidnie trenuję, aby później wyjść na boisko i rozegrać mecz w hali przy oprawie kibiców. Dla mnie to sama przyjemność, dzięki temu nie czuję, że kiedy gram mam nogi z waty ze stresu, po prostu staram się pokazać na co mnie stać, choć muszę przyznać, że to nadal nie do końca wychodzi tak jakbym sobie tego życzył.
Przejął pan również rolę kapitana zespołu po Pawle Zagumnym. Czy jest to na razie tylko rola na papierze, czy może już spadły na pana jakieś obowiązki z tego tytułu?
JAN FIRLEJ: To była decyzja trenera Bednaruka, że to właśnie ja zostanę kapitanem. Czy dobrze wywiązuję się z tego obowiązku, trzeba byłoby zapytać kolegów z zespołu. Nie wydaje mi się, żebym był kapitanem tylko na papierze, staram się zastąpić Pawła Zagumnego jako rozgrywający i jako kapitan.