Jastrzębski bez punktów w starciu z Częstochową
Czwartą porażkę w tym sezonie zaliczył wicemistrz Polski, Jastrzębski Węgiel. Przed własną publicznością musiał uznać wyższość Tytana AZS Częstochowa, przegrywając 1:3 (30:28, 21:25, 21:25, 23:25). MVP pojedynku został Wojciech Gradowski, który w III secie zmienił Krzysztofa Gierczyńskiego.
- Nie sposób się nie cieszyć. Ważne zwycięstwo, punkty zdobyte na ciężkim terenie. Spodziewaliśmy się trudnego meczu, bo przecież w poprzedniej kolejce Jastrzębie wygrało z Kędzierzynem. Myśleliśmy, że będzie na fali i rywalizacja może zakończyć się szybko - przyznał, już po spotkaniu kapitan Akademików Dawid Murek, który z meczu na mecz prezentuje się lepiej, a przede wszystkim jest mentalną ostoją dla młodszych kolegów.
Takiego filaru zabrakło dziś w szeregach gospodarzy, którzy do pojedynku przystąpili bez kontuzjowanego Igora Yudian. - Igor ma zabiegi w Katowicach, przez dwa tygodnie. Potem powinien rozpocząć treningi. Kiedy wróci do pełni sił i dyspozycji, trudno powiedzieć - poinformował trener Prielożny, w trakcie spotkania wyraźnie poirytowany na swoich podopiecznych.
- Zespół, który stawia sobie cele wysoko, nie może przegrywać seta, w którym prowadzi 16:10. To kwestia koncentracji i nie możemy tłumaczyć się tym, że gramy dwa pojedynki tygodniowo. Na pewno to nie zmęczenie. Jeśli jesteśmy zmęczeni na początku rozgrywek, to jak będzie na końcu? - spytał oceniając postawę swoich graczy.
Szybkie prowadzenie 5:1 ustawiło miejscowej drużynie taktykę na dalszą częśś seta. Nękali rywali skutecznym blokiem (na Janeczku i Gierczyńskim) oraz mocną zagrywką (Pawliński, Hardy). Zaskoczeni tak ostrym natarciem goście, potrzebowali sporo czasu, by wskoczyć na właściwy tor i nawiązać walkę. Sztuka udała się przy zagrywce Łukasza Wiśniewskiego (12:11) i potem już do końca toczyła się zacięta rywalizacja o każdy punkt. Na siatce brylował Piotr Nowakowski (5 bloków), a w obronie Lukas Divis i Krzysztof Gierczyński. Obydwaj skrzydłowi popełniali jednak sporo błędów w ataku, które ostatecznie przyczyniły się do porażki AZS-u, po końcówce granej na przewagi.
Kolejne trzy partie rozgrywały się według niemal identycznego scenariusza - jedna drużyna budowała wyraźną przewagę, by w newralgicznym momencie seta ją zniweczyć i doprowadzić do nerwowego finiszu. W drugiej, częstochowianie przez pierwszą część seta mozolnie budowali dystans (10:12, 11:16, 15:22), by potem, po serii błędów w ataku (głównie z udziałem Gierczyńskiego i Janeczka) pozwolić gospodarzom odrobić straty (21:23). Ci kończyli tę odsłonę praktycznie rezerwowym składem, a zawodnikiem numer jeden w ich szeregach był Benjamin Hardy - nieomylny w tym fragmencie gry. To jednak nie wystarczyło, by pokonać będącyh w gazie przeciwników.
W III odsłonie równie pokaźną przewagę (16:10) zmarnowali gospodarze, w równie kiepskim stylu, jak wcześniej ich rywale. Momentem przełomowym dla Akademików było wejście Gradowskiego, który grając zaledwie półtora seta, zapisał na swoi koncie 10 oczek, przy 77% skuteczności. Swoje dorzucił też Dawid Murek - najpierw blokując Divisa, a następnie posyłając serię kąśliwych serwisów w pole rywali (16:14). Przy zagrywce Fabiana Drzyzgi, Częstochowa odskoczyła na 18:22 i tego, ciężko wywalczonego prowadzenia już nie zmarnowała.
- Taki set, jak ten trzeci nie może więcej się zdarzyć w naszym wykonaniu. Musimy to przeanalizować i wyeliminować podobne wpadki w przyszłości - nie krył rozczarowania Grzegorz Łomacz. - Pokazaliśmy, że w trudnych momentach, gdy przegrywaliśmy sześcioma punktami, potrafiliśmy się podnieść. Po raz kolejny pokazaliśmy, że jesteśmy zespołem, który walczy do końca. To jest najważniejsze - cieszył się z kolei Dawid Murek.
On i jego koledzy w czwartej odsłonie meczu nabrali jeszcze więcej wiatru w żagle, chcąc jak najszybciej zakończyć pojedynek. Zespół po drugiej stronie siatki był natomiast kompletnie rozbity, bez chęci do walki i bez wiary w końcowy sukces. Zauważyli to jastrzębscy kibice i natychmiast wyrazili swoją dezaprobatę. ""Połóżcie się panowie, samo się wygra” - krzyczeli w kierunku zawodników. Podziałało. Jastrzębianie zerwali się do odrabiania strat. Divis przeżywał prawdziwe męki w przyjęciu, ale w ataku był nieoceniony. Słabszy występ zaliczył natomiast Grzegorz Łomacz, który tym razem nie pomógł kolegom w osiągnięciu końcowego sukcesu.
- Częstochowa walczyła dziś fenomenalnie. Mecz obfitował w dużo błędów, szczególnie z naszej strony. Było dużo przestojów – skomentował rozgrywający JW. - Po trzech trudnych, szczególnie w sferze psychicznej meczach, przydarzył nam się słabszy dzień. Musimy się zmobilizować i walczyć dalej – skwitował trener Prielożny.
- Obydwa zespoły grały równo, a o naszym zwycięstwie zdecydowała mniejsza liczba błędów własnych oraz punkty zdobyte po kontratakach. To podniosło morale zespołu, spowodowało, że uwierzyliśmy w swoją siłę. Niemniej, przestoje jakie zdarzały się dziś obydwu drużynom, na takim poziomie rozgrywek zdarzać się nie powinny. Z drugiej strony, gramy co trzy dni, zmęczenie jest duże, więc takie sytuacje będą miały miejsce - będzie walka, a nie wyłącznie ładna siatkówka - podsumował Marek Kardos.