Jastrzębski patent na ogrywanie ZAKSY
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle przegrała z Jastrzębskim Węglem 1:3 (26:28, 28:26, 22:25, 23:25) w meczu kończącym piątą kolejkę PlusLigi. MVP spotkania został Mitja Gasparini, który zdobył 25 punktów.
Choć zmienił się trener i połowa składu, to Jastrzębski Węgiel wciąż ma patent na ogrywanie ZAKSY. Kędzierzynianie rozegrali jak do tej pory najsłabszy mecz. W niewielkim stopniu przypominali zespół, który w środę stoczył zaciętą walkę ze Skrą Bełchatów.
- Zachowywaliśmy się jak drużyna, która po raz pierwszy gra ze sobą. Brakowało nam spokoju i opanowania - elementów, które miały być naszą silną stroną – przyznał trener ZAKSY Krzysztof Stelmach.
Mecz lepiej rozpoczęli gospodarze, którzy szybko objęli prowadzenie 7:3. Rywale jednak z każdą akcją rozkręcali się i po kontrach Lukasa Divisa było już po 10. Zespół Krzysztofa Stelmacha znów odskoczył na trzy punkty (17:14 i 20:17). Duża w tym zasługa Jurija Gladyra i Patryka Czarnowskiego. Obaj środkowi przez cały mecz byli wyróżniającymi się postaciami w szeregach ZAKSY. Jastrzębski Węgiel nie po raz pierwszy pokazał swój charakter. Choć po akcji Czarnowskiego, to kędzierzynianie mieli setbola, goście nie odpuścili. Bartosz Gawryszewski zablokowała Jakuba Jarosza, a skuteczna kontra Divisa dała decydujący punkt.
- Sami zawaliliśmy tę partię. Prowadząc kilkoma punktami przydarzyła nam się seria błędów. Nie potrafiliśmy skończyć ataków. Na dodatek jastrzębianie swoją zagrywką odrzucili nas od siatki – stwierdził Dominik Witczak, atakujący ZAKSY.
Drugi set był niemal kopią pierwszego. Znowu gospodarze szybko objęli trzypunktowe prowadzenie, które utrzymali do stanu 18:15. Kolejny przestój w grze kosztował kędzierzynian sporo nerwów w końcówce. Ich ataki fenomenalnie podbijali w polu gracze Jastrzębskiego Węgla, a Mitja Gasparini nie mylił się w kontrach. Przyjezdni wyszli na prowadzenie 23:21. Tym razem ZAKSA pokazała, że potrafi walczyć do końca. Zawodnicy Krzysztofa Stelmacha doprowadzili do remisu. Czarnowski huknął z krótkiej, a w kolejnej akcji pomylił się Gawryszewski i w setach był remis.
W dwóch kolejnych odsłonach trzy tysiące kibiców w hali „Azoty” zobaczyło sporo błędów, głównie po stronie swoich ulubieńców, ale również mnóstwo długich wymian, soczystych ataków i wspaniałych obron. Więcej zimnej krwi w końcówkach zachowali przyjezdni i to oni w doskonałych nastrojach schodzili z parkietu.
- W czwartym secie trwała walka na całego. Po moim zespole było bardziej widać chęć zwycięstwa. Mieliśmy też więcej szczęścia w końcówce – stwierdził trener Jastrzębskiego Węgla Igor Prielożny.
Szkoleniowiec ZAKSY zwrócił uwagę na słaba dyspozycję swoich atakujących. - Słabo wypadliśmy w ataku. Nie kończyliśmy akcji z pierwszej piłki, ani też kontrataków. W naszej grze brakowało spokojnego dogrania piłki do siatki i stąd potem brały się kolejne błędy – ocenił Krzysztof Stelmach.
Jastrzębianie mają już za sobą mecze z faworytami rozgrywek. Urwali punkty drużynom z Bełchatowa i Rzeszowa. Teraz zdobyli komplet w Kędzierzynie-Koźlu. - To zwycięstwo było nam bardzo potrzebne. Wcześniej graliśmy dobrze, ale nie udawało się wygrać. Sukces odniesiony na tak trudnym terenie bardzo nas podbuduje – uważa Grzegorz Łomacz, rozgrywający Jastrzębskiego Węgla.
W zupełnie odmiennym nastroju kończył spotkanie Sebastian Świderski. Zawodnik, który w trzech spotkaniach otrzymywał tytuł MVP, tym razem nie poprowadził swojej drużyny do zwycięstwa. - Nie spodziewaliśmy się, że Jastrzębie pokaże taki „lwi pazur”. Za tę walkę należą im się gratulacje. My musimy poprawić swoją grę, gdyż w środę czeka nas kolejny, bardzo trudny mecz w Rzeszowie – dodał kapitan ZAKSY.