Jastrzębski w Final Four, Sisley za burtą
- Nie wiem co się dzieje z naszym zespołem - rzucił po meczu rozczarowany Alberto Cisolla. Naszpikowany gwiazdami Sisley Treviso uległ na własnym terenie Jastrzębskiemu Węglowi 1:3 (24:26, 25:19, 22:25, 19:25) i przegrał rywalizację o Final Four pucharu Challenge.
- Jedyne, co mogę i chcę powiedzieć, to pogratulować Jastrzębskiemu Węglowi postawy w spotkaniu rewanżowym i awansu do Final Four. My przegraliśmy już drugi z trzech celów tego sezonu, gramy źle i trudno znaleźć tego przyczyny - mówił dalej jeden z najlepszych graczy włoskiej drużyny, przyznając że jastrzębianie rzetelnie odrobili lekcje z pierwszego spotkania.
Jastrzębski Węgiel, przystępując do pojedynku z Grzegorzem Łomaczem, Igorem Yudinem i Patrykiem Czarnowskim w składzie, poszedł va bank. - Nie mieliśmy nic do stracenia i musieliśmy czymś zaryzykować. To był dobry wybór, jesteśmy szczęśliwi - odetchnął drugi szkoleniowiec Jastrzębia Leszek Dejewski. Igor Yudin, który zdaniem Alberto Cisolli był, obok Grzegorza Łomacza kluczem do zwycięstwa jastrzębian podkreślił z kolei, że decyzja Roberto Santillego o dokonaniu diametralnych zmian w tak ważnym meczu była niezwykle odważna i za to należy mu się szacunek. - Właściwie w jednej chwili musiał zmienić mentalność zespołu, stworzyć ją na nowo. To wymaga odwagi. Mam nadzieję, że odwdzięczyliśmy się mu za to zaufanie.
Początek rywalizacji był szczęśliwy dla gospodarzy, którzy mocnym serwisem odrzucili polski zespół od siatki. Jastrzębianie natomiast rozpoczęli nerwowo i seryjnie psuli zagrywkę, bądź posyłali takie piłki, że Ricardo robił na siatce co chciał. Przełom nastąpił przy wyniku 11:11, kiedy Igor Yudin ustrzelił serwisem Farinę. Od tej pory walka toczyła się punkt za punk, a o wyniku pierwszego, granego na przewagi seta zdecydowały dwie świetne zagrywki Benjamina Hardego, który najpierw pocelował Papiego, a potem w miarę dobrze dotąd przyjmującego Farinę.
Drugą odsłonę Jastrzębski Węgiel zaczął od serii błędów, bezlitośnie wykorzystywanych przez rywali. Trener Santilli długo nie czekał. Przy wyniku 3:0 wziął czas, by uspokoić swoich podopiecznych, ale niewiele to dało. W polu serwisowym rozszalał się Alessandro Fei, który również, podobnie jak Papi i Cisolla był niezawodny w ataku. Ricardo rozrzucał piłki tak szybko, że jastrzębianie ani razu nie zdołali zablokować przeciwników, a po zagrywce Czarnowskiego w siatkę był remis w meczu 1:1.
Tym razem jednak nasi siatkarze nie spuścili głów. Od początku trzeciej partii przystąpili do natarcia i konsekwentnie budowali przewagę (1:3, 8:11). W decydującej fazie seta rywale kilka razy niwelowali straty, ale w końcówce dwukrotnie zawiódł Fei - najpierw posłał potężny atak w aut,a potem zepsuł zagrywkę.
Ostatnia odsłona meczu był właściwie grą do jednej bramki. Miejscowi, przegrywając 1:2 w meczu stracili rezon i zaczęli popełniać błędy. Kiedy Ricardo zepsuł kolejną zagrywkę, zdenerwowany trener Dall'Olio posadził go na ławce. Młody Davide Saitta nie zdołał jednak odczarować kolegów, którzy kilka minut później, z nisko zawieszonymi głowami w pośpiechu opuszczali boisko.
- Ostatnie dwa lata to pasmo niepowodzeń Sisleya. Niby normalnie ćwiczymy, mocno trenujemy, mamy świetny skład, a jednak coś jest nie tak. Puchar Challenge był dla nas bardzo ważny, bo chcieliśmy wygrać w tym sezonie cokolwiek, żeby podnieść swoje morale. Widać jednak, nie jesteśmy wystarczająco dobrzy. Trzymam kciuki za Jastrzębski Węgiel w Final Four - podsumował Alberto Cisolla.
- Wreszcie udowodniliśmy, że nasz zespół liczy dwunastu zawodników, nie sześciu i mam nadzieję, że to dobry początek dłuższego pasma sukcesów - cieszył się jeden z głównych bohaterów spotkania Igor Yudin dodając, że warto było tak długo czekać na swoją szansę.
- Lepszego debiutu w szóstce chyba nie mogłem sobie wymarzyć. Wygraliśmy we Włoszech ze słynnym Sisleyem i jesteśmy w Final Four Challenge Cup - dorzucił, tonąc w objęciach kolegów Grzegorz Łomacz.