Jastrzębski Węgiel nie sprostał Resovii
Barbórkowo - mikołajkowy czas nie okazał się szczęśliwy dla siatkarzy Jastrzębskiego Węgla, którzy przed własną publicznością musieli przełknąć gorycz kolejnej porażki, ulegając Asseco Resovii Rzeszów 1:3 (23:25, 25:19, 21:25, 20:25). - Chcieliśmy sprawić prezent kibicom i sponsorom z okazji ich święta, ale nie udało się, Jest nam smutno - podsumował kapitan gospodarzy Robert Prygiel.
Trener Ljubo Travica rozpoczął mecz z serbskim duetem i Pawłem Papke na ataku. Roberto Santilli z kolei desygnował do gry powracającego po kontuzji Patryka Czarnowskiego oraz Samikę i Rafę na przyjęciu. W trakcie spotkania obydwaj szkoleniowcy rotowali jednak składem, dając pograć praktycznie wszystkim zawodnikom. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć jakim realnym potencjałem dysponują drużyny mające stanowić najpoważniejsze zagrożeniem dla Skry Bełchatów. Konfrontację zdecydowanie wygrał zespół z Rzeszowa, który po słabym początku sezonu nabiera odpowiedniej mocy, a przede wszystkim zaczyna wreszcie tworzyć monolit.- Cieszymy się zwłaszcza z tego, że zagraliśmy jako drużyna. Świetne zmiany dali Mikko Oivanen i Krzysztof Gierczyński. W zwycięstwie pomógł również Tomek Kusior. Nie spodziewaliśmy się aż tak dobrego wyniku - podsumował Paweł Papke.
Jastrzębianie wypadli na tym tle blado, popełniając mnóstwo błędów w każdym elemencie siatkarskiej sztuki i nadchodzi chyba pora, by nieco zrewidować przedsezonowe oczekiwania. - Jest jeszcze dużo grania, więc nie ma co przedwcześnie wyrokować, ale wydaje mi się, że potencjał naszej drużyny nie jest tak duży, jak wcześniej sądziliśmy. Obym się mylił - skwitował przygaszony Robert Prygiel dodając, że jego zespół zagrał w sposób prosty i czytelny. - Rzeszów był drużyną dużo lepszą, grał siatkówkę bardziej urozmaiconą.
Pierwsze dwa sety spotkania zwiastowały zaciętą walkę i nieuchronny tie break. Najpierw do ataku ruszyli goście, którzy próbowali uprzykrzać zagrywką życie Guillaume Samice, ale ten nie dał się złamać. Szybko więc przerzucili się na Rafę i trafili w dziesiątkę. Brazylijczyk kompletnie nie miał w piątek swojego dnia i był do zmiany już po pierwszych minutach meczu. Jednak nawet dwa autowe ataki w końcówce pierwszej partii, dające zwycięstwo Resovii nie skłoniły włoskiego szkoleniowca do dokonania roszad w składzie.
W drugiej partii gospodarze dominowali na boisku. Przy stanie 6:6 w polu serwisowym stanął Nico Freriks i zszedł dopiero gdy na tablicy pojawił się wynik 10:6. Niestety Holender brylował wyłącznie w zagrywce. Gorzej radził sobie ze swoim podstawowym zadaniem - rozegraniem, praktycznie nie gubiąc bloku. W drugim secie udało się wygrać dzięki niezwykle czujnej i skutecznej grze Jurkiewicza, Samiki i Prygla, ale w dalszej części meczu rywale nie mieli najmniejszych problemów z ustawieniem bloku. Co więcej, świetnie bronili ataki Jastrzębia i wypracowywali skuteczne kontry.
- Rzeszów zagrał lepiej od nas, zwłaszcza w istotnych momentach setów. Bardzo chcieliśmy wygrać mecz, ale dobre chęci to za mało - ocenił Roberto Santilli.
- Po raz pierwszy w tym sezonie wykorzystaliśmy potencjał, jaki drzemie w zespole. Dokonane zmiany wzmocniły skład i podniosły poziom gry - chwalił II trener Asseco Andrzej Kowal.
Tego, niestety, nie mógł powiedzieć o swoich zmiennikach Roberto Santilli. Ani Grzegorz Łomacz (choć zagrał bardzo poprawnie i szkoda, że tak późno pojawił się na boisku), ani Adam Nowik nie zdołali poderwać kolegów i odmienić losów meczu. Można też żałować, że swojej szansy nie dostał Igor Yudin, który tydzień temu świetnie zagrał z Treflem Gdańsk. Powrót do listy