Jastrzębski Węgiel przerwał passę ZAKSY
- Są serie, które kiedyś muszą się skończyć. Dobrze, że to się stało po dobrym meczu – stwierdził trener Krzysztof Stelmach. Prowadzona przez niego drużyna ZAKSY przegrała we własnej hali z Jastrzębskim Węglem 1:3 (28:30, 26:28, 25:23, 20:25).
Gospodarze bardzo chcieli zakończyć pierwszą rundę rozgrywek Plus Ligi zwycięstwem i początek pierwszej partii wskazywał, że tak się może stać. Po asie serwisowym Roberta Szczerbaniuka kędzierzynianie objęli prowadzenie 2:0. Ich przewaga wzrosła do sześciu punktów po akcjach Terenca Martina i Jakuba Novotnego (13:7). Siatkarze z Jastrzębia przetrzymali napór miejscowych i mozolnie zaczęli odrabiać straty. ZAKSA miała jednak pierwszego setbola przy stanie 24:22. Na nieszczęścia dla gospodarzy najpierw Martin posłał piłkę w aut, a po chwili Wojciech Jurkiewicz pojedynczym blokiem zatrzymał Roberta Szczerbaniuka i był remis. W dramatycznej końcówce więcej zimnej krwi zachowali podopieczni Roberto Santilliego. W decydujących momentach ręka nie zadrżała ani Robertowi Pryglowi, ani Guillaume Samica, a zwycięski punkt zdobył po asowej zagrywce Nico Freriksa.
- Ostatnio nie mieliśmy najlepszej passy. Nawet jak wygrywaliśmy, to po słabej grze. Mam nadzieję, że to już za nami i teraz złapiemy swój rytm – mówił Robert Prygiel, atakujący Jastrzębskiego Węgla.
Przegrana partia wyraźnie podcięła skrzydła siatkarzom z Kędzierzyna-Koźla. Goście za to grali jak w transie, szczególnie Samica, wybrany MVP meczu. Krytykowany ostatnio przez niektórych Francuz grał wybornie. W ataku prezentował szeroki wachlarz zagrań. Perfekcyjnie obijał blok, sprytnie kiwał lub huknął tak, że po drugiej stronie siatki nie było co zbierać.
- Jastrzębie sprawiało nam duże kłopoty swoją zagrywką. My wręcz przeciwnie. Nie utrudnialiśmy im zadania. Świetnie przyjmowali i uruchamiali swoich środkowych. No i na dodatek kapitalnie grał Samica, którego nie potrafiliśmy powstrzymać – przyznał Krzysztof Stelmach, trener ZAKSY.
Druga odsłonę goście rozpoczęli od mocnego uderzenia. Prowadzili już 6:1. Wtedy będącego w nienajlepszej formie Novotnego zmienił Dominik Witczak. Wejście tego zawodnika i dwa asy serwisowe Michała Ruciak tchnęły nowe siły w szeregi kędzierzynian. Rozgorzała zacięta walka, okraszona fantastycznymi obronami w polu po obu stronach siatki. ZAKSA doszła rywala na 24:24, jednak znów szczęście uśmiechnęło się do jastrzębian, kiedy w decydującej akcji Kamil Kacprzak posłał piłkę w aut.
- Te dwa sety na przewagi przegraliśmy przez swoje proste błędy, a drużyna Jastrzębia pokazał dziś swoje prawdziwe oblicze – dodał szkoleniowiec zespołu z Kędzierzyna-Koźla.
Ku radości kompletu widzów miejscowi potrafili się podnieść w trzeciej odsłonie, choć znowu lepiej rozpoczęli ją goście. Drużyna z Jastrzębia prowadziła do stanu 22:20. Wtedy kapitalny okres gry zanotował tak chwalony po meczu w Olsztynie Michał Ruciak. Przyjmujący ZAKSY najpierw wykorzystał ważną kontrę, a po chwili pojedynczym blokiem zatrzymał Prygla. Setbola wykorzystał Witczak.
Liderowi tabeli nie udało się jednak doprowadzić do tie-breaku. Brakowało im przysłowiowych armat. Osamotniony w ataku Witczak, w końcu zaczął być blokowany, a po drugiej stronie szalał Samica, wspomagany przez niezawodnego Prygla. Nie pomogły roszady w składzie i czasy brane przez trenera Stelmacha. Zawodnicy ZAKSY po raz pierwszy w tym sezonie musieli przełknąć gorycz porażki.
- To był bez wątpienia nasz najlepszy mecz w tym sezonie. Byliśmy w trudnym momencie. Mam nadzieję, że tym spotkaniem, przeciwko bardzo dobrej drużynie, wyszliśmy z kryzysu i teraz będziemy grali już coraz lepiej – cieszył się po meczu Roberto Santilli, trener Jastrzębskiego Węgla.
Klasę gości docenił też kapitan ZAKSY. - Tak grające Jastrzębie jest na pewno pretendentem do mistrzowskiego tytułu. Przegraliśmy po zaciętej walce. Nie spuszczamy głów, tylko dalej będziemy robili swoje – stwierdził Robert Szczerbaniuk.