Jastrzębski Węgiel uzupełnił stawkę półfinalistów
Jastrzębski Węgiel uzupełnił stawkę półfinalistów i dołączył do PGE Skry Bełchatów, Asseco Resovii Rzeszów i ZAKSY Kędzierzyn-Koźle. Podopieczni trenera Lorenzo Bernardiego pokonali Delectę Bydgoszcz 3:1 (25:23, 21:25, 25:20, 25:18) w czwartym meczu play off o miejsca 1-8 PlusLigi.
Rywalizacja I rundy play off pomiędzy Jastrzębskim Węglem a Delectą Bydgoszcz była najciekawszą i najbardziej emocjonująca spośród wszystkich ćwierćfinałowych par i jako jedyna przedłużyła się do czterech spotkań. Lepiej rozpoczęli ją bydgoszczanie, którzy na własnym boisku najpierw wygrali 3:0, a potem, w drugim pojedynku prowadzili 2:0 w setach. Śląscy siatkarze przebudzili się dopiero w piątej partii ćwierćfinału - odrobili straty i wygrali drugie starcie w tie breaku. Kolejne dwa mecze, tym razem na jastrzębskim gruncie dostarczyły jeszcze więcej emocji, boiskowej dramaturgii i siatkówki na dobrym poziomie. Kto wie jak potoczyłaby się rywalizacja, gdyby nie problemy bydgoszczan z grypą jelitową, która dopadła zespół w tym tygodniu. Przez kilka dni w ogóle nie trenował Andrzej Wrona, kłopoty zdrowotne miał też Antti Siltala, a Stephane Antigę "jelitówka" zaatakowała w dniu ostatniego spotkania.
To właśnie po Francuzie najbardziej było widać osłabienie fizyczne - w meczu kończącym rywalizację zanotował zaledwie 30% skuteczności. Sporo problemów miał także z przyjęciem zagrywki. Różnica jakościowa w tym elemencie, w porównaniu z poprzednimi spotkaniami była ogromna. Tak ogromna, że nawet tak świetny rozgrywający, jak Michał Masny musiał uciekać się do prostych, dość czytelnych wystaw, uwydatnionych dobitnie w ilości bloków, jakie zanotowali jastrzębianie - 17 na zaledwie 7 Delecty.
- Nie ma co tłumaczyć się kłopotami zdrowotnymi. Mieliśmy w tych play offach swoje szanse, ale ich nie wykorzystaliśmy - stwierdził mimo to Dawid Konarski, który w czwartek też nie zagrał najlepiej.
Świetnie za to, po raz kolejny spisał się Michał Łasko, najbardziej wartościowy zawodnik trzech ostatnich pojedynków z Delectą. Choć i on, nadmiernie wykorzystywany przez Vinhedo, złapał w III secie krótkotrwałą zadyszkę. W decydującej fazie tej partii, jak na klasowego gracza przystało kończył jednak wszystko, co wrzucał mu rozgrywający. Po raz kolejny na słowa pochwały zasłużył także Michał Kubiak, który swoją duszą wojownika zaraził pozostałych kolegów tak, że wieczne oazy spokoju, Łasko i Gawryszewski, emanowały energią jak gorące wulkany. Przy tym, Kubiak popisał się kilkoma spektakularnymi obronami i 60% efektywnością w ataku. Właściwie poza Bartmanem, który grał źle (12% pozytywnego przyjęcia, 31% w ataku), a do tego po jednej z akcji zaczął lekko utykać i opuścił boisko na początku trzeciej odsłony, wszyscy podstawowi zawodnicy Jastrzębia zasłużyli na pozytywnego noty.
- Zrobiliśmy wszystko, na co w obecnej sytuacji było nas stać - ocenił kapitan bydgoskiej Delecty Wojciech Jurkiewicz. - Wygrał zespół, który na dzień dzisiejszy jest zespołem lepszym - dodał trener Piotr Makowski.
Czwarty i ostatni mecz rywalizacji niemal do złudzenia przypominał wcześniejsze dwa - emocjami, zaangażowaniem i poświęceniem w walce o każdą piłkę. Delecta, choć przegrała, udowodniła, że 4. pozycja po fazie zasadniczej nie była przypadkowa. Jastrzębianie zaś, że drzemie w nich ogromny potencjał i że w najważniejszych meczach potrafią wznieść się na wyżyny swoich możliwości. Pokazali też, iż wbrew wielu opiniom stanowią kolektyw i to właśnie z niego czerpią największą siłę.
- Dziękuję rywalom, bo byli bardzo ważnym elementem dla naszego zespołu, który pomógł scementować nas jako drużynę. Myślę, że to było widać, bo nie jest łatwo podnieść się, przegrywając dwa razy 0:2 i wygrać mecz. Wielu oczekiwało tutaj sensacji. Niestety dla nich, tej sensacji nie ma, bo jej być nie mogło - skwitował Zbigniew Bartman, kapitan JW.
- Przeszliśmy bardzo trudny okres, związany z kontuzjami - najpierw Vinhedo, potem dwóch podstawowych punktujących - Michała Łasko i Zbigniewa Bartmana. Nie wiem ile drużyn potrafiłoby grać tak długo bez bazowych graczy. Zawodnicy zaufali mi i podążali za mną. Bardzo im za to dziękuję, to jest ich zwycięstwo - podsumował Lorenzo Bernardi.